Trzecią ofertą była oferta PZU. Firma ubezpiecza zwierzęta gospodarskie (także konie robocze - a kontekst wskazuje, że chodzi tu o konie
pracujące w gospodarstwie rolnym lub transporcie), jak również konie wyścigowe, sportowe i rekreacyjne. Obejmuje odszkodowanie w sytuacji,
gdy zwierzę padnie (lub konieczny będzie tzw. ubój z konieczności) z powodu choroby, wypadku zwierzęcia i tzw. zdarzeń losowych. Za
dodatkową opłatą można się również w przypadku koni ubezpieczyć na wypadek utraty płodu i młodego przychówku oraz utylizacji zwłok bydła
i koni roboczych (pytanie, czemu koń rekreacyjny nie jest w tym kontekście traktowany tak, jak roboczy ?...). Ważne jest, że ubezpieczenie
można zawrzeć na określony czas (np. na rok) lub tylko na czas transportu, czy zawodów.
To, co należy pochwalić w umowie, to zdefiniowanie (w § 1) konia rekreacyjnego, konia roboczego, konia sportowego; definiuje też ona pojęcie
"zwierzęta gospodarskie" i tu ciekawostka, wbrew obowiązującej wykładni prawnej zalicza do nich wyłącznie konie robocze, a rekreacyjnych
i sportowych juz nie. Z kolei za "zwierzę hodowlane" PZU uznaje zwierzę poddane ocenie wartości użytkowej (czyli bonitacji)lub hodowlanej,
dla którego jest prowadzona dokumentacja hodowlana (świadectwa krycia ?...) I teraz przechodząc do konkretów: ubezpieczeniem mogą być objęte
zwierzęta gospodarskie (czyli konie robocze), a także konie sportowe i rekreacyjne, przy czym - uwaga ! - jedynie zwierzęta zdrowe i bez
wad. Istnieją takie ideały ?...
Umowa w standardzie dotyczy sytuacji tylko padnięcia oraz uboju z konieczności. Obejmuje tylko szkody powstałe na terytorium RP; rozszerzenie
na inne kraje to osobno płatna opcja. Również za dodatkową opłątą ubezpieczeniu moga podlegać szkody powstałe wskutek utraty płodu lub źrebiąt,
spowodowanego:
- poronieniem co najmniej 3-miesięcznego płodu,
- urodzeniem się nieżywego płodu, co najmniej 3-miesięczego,
- utratą życia przez co najmniej 3-miesięczny płód wskutek padnięcia lub wskutek uboju z konieczności matki z powodu choroby lub wypadku,
- padnięciem lub ubojem z konieczności źrebięcia w wieku do 180 dni, licząc od dnia porodu.
Taka dodatkowa opcja może też pokryć koszty związane z utylizacją zwłok (zbiór zwłok, transport i przetworzenie) - ale tylko dla koni
roboczych, czyli tych pracujących w rolnictwie lub leśnictwie. Jednakże te szkody są pokrywane tylko w 75%.
Jak już wspomniałem umowa może być zawarta na tylko okres transportu, wystawy lub zawodów (vide: § 6), ale wtedy PZU odpowiada wyłącznie za
szkody powstałe wskutek padnięcia oraz powstałe wskutek uboju z konieczności (zatem nie dotyczy to poronień). Umowa ubezpieczenia na okres
transportu lub wystawy może być zawarta tylko wtedy, jeżeli umową tą objęte zostaną wszystkie zwierzęta tego samego gatunku, wchodzące
w skład transportowanej lub wystawianej partii zwierząt. Czyli: ubezpieczone w PZU muszą być wszystkie konie w koniowozie. Ważne: zauważcie,
że w ostatnim zdaniu zniknęły nam zawody ! Jeśli wystawiamy kilka koni na wystawie, musimy ubezpieczyć wszystkie. Jeśli kilka naszych koni
bierze udział w zawodach, możemy ubezpieczyć tylko niektóre. Ma to może małe znaczenie, bo tak, czy siak w obu przypadkach trzeba te konie
najpierw przetransportować (czyli: ubezpieczyć wszystkie), no ale z drugiej strony skoro po przewiezieniu, przez czas zawodów, nie trzeba mieć
ich wszystkich ubezpieczonych, to jest to dla nas jakiś argument w negocjacji zniżek. Druga pozytywna rzecz: umowa standardowa nie obejmuje
wprawdzie ryzyka kradzieży konia ze stajni, ale jeśli zawrzemy opcjonalną umowę na okres transportu/wystawy/zawodów, wówczas automatycznie
obejmie ona ryzyko rabunku w czasie przewozu (uwaga: jednakże nie w czasie samej wystawy, czy zawodów !). W przypadkach opisanych w tym
akapicie ewentualne szkody również są pokrywane tylko w 75%.
No i teraz znowu punkt krytyczny, czyli wyłączenia odpowiedzialności PZU: prócz czynników oczywistych i nie wzbudzających wątpliwości takich,
jak świadome działanie na szkodę konia, niedbalstwo itp. firma nie wypłaci odszkodowania także za szkody:
- spowodowane przez wadę lub chorobę, która istniała w chwili zawierania umowy ubezpieczenia i o której PZU nie wiedziało (to, że o tym nie
wiedział także właściciel, nie ma znaczenia),
- spowodowane przez chorobę przekazywaną dziedzicznie (o tym za chwilę, poniżej),
- powstałe wskutek zmian zwyrodnieniowych lub innych zmian dotyczących kończyn zwierząt, będących wynikiem choroby, która istniała w chwili
zawierania umowy i o której PZU nie wiedziało (doskonały przykład takiej choroby: tkanie),
- spowodowane przez chorobę, której można było uniknąć, gdyby ubezpieczony poddał zwierzę profilaktycznemu szczepieniu (no i tu uwaga, to
dla właściciela oznacza konieczność szczepienia konia nie tylko na grypę i tężec, ale na wszystko, co tylko się da),
- spowodowane przez chorobę zakaźną zwierząt podlegającą obowiązkowi zwalczania (jest to łącznie 15 chorób koni, w tym: zaraza stadnicza,
nosacizna, afrykański pomór koni, wirusowe zapalenie mózgu i rdzenia, niedokrwistość zakaźna),
- powstałe wskutek niewłaściwych warunków bytowania, użytkowania i pielęgnacji koni (i tu jest pole do popisu dla przedstawiciela firmy
ubezpieczeniowej, który może czepiać się wszystkiego, co tylko możliwe),
- polegające na uśmierceniu zwierząt z powodu starości (no i tu kolejne potencjalne ognisko konfliktu między stronami umowy: czy starego
i chorego konia trzeba było uśpć, bo był stary, czy dlatego, że był chory ?)
- powstałe w wyniku użytkowania konia w inny sposób niż to wynika z zawartej umowy ubezpieczenia (to swamo, co w umowach innych firm),
- powstałe w przypadku koni sportowych, które były używane podczas zawodów niezgodnie z przepisami organizatora zawodów (i tak naprawdę
to cholera wie, co to może znaczyć - jeśli organizator każe pomalować koniom zady na różowo, a ja tego nie zrobię, to ubezpieczenie
przestaje działać ?...).
Słowo na temat chorób przekazywanych dziedzicznie: bez wątpienia są nimi hemofilia (skaza krwotoczna), zespół białego źrebięcia (niedrożność
jelit prowadząca do kolki w ciągu 1-2 dni po porodzie), czerniak (u siwków), syndrom lawendowego źrebięcia (u arabów), pęcherzowe oddzielanie
się naskórka (w skrajnych przypadkach może dojść do utraty kopyta, stąd konieczność eutanazji), hipertermia złośliwa - przewlekły mięśniochwat
porażenny (kwasica metaboliczna prowadząca do uszkodzeń mięśni), zaburzenia syntezy kolagenu (osłabienie tkanek), ostry złożony niedobór
odporności SCID (słaby układ odpornościowy, odpowiednik HIV), abiotrofia móżdżku, czy atawizm kostny u kucy szetlandzkich. Jednak w praktyce
bardzo rzadko się takie rzeczy spotyka. Natomiast badania pokazują, że genetycznie mogą być przekazywane także predyspozycje do zachowań
stereotypicznych (np. łykawość). Ale mogą, to nie znaczy, że zawsze są - wiadomo tylko, że rzadko są przekazywane poprzez uczenie się jednego
zwierzęcia od drugiego. I wprawdzie łykawość raczej nie powoduje bezpośrednio zgonu zwierzęcia, ale w szczególnych przypadkach może jednak
doprowadzić zwierzę do takiego stanu, w którym pojawi się kwestia eutanazji. Taka sytuacja może być sporna z powodu rozbieżności zdań co do
wyłączenia odpowiedzialności PZU. Trzeba mieć także świadomość, że lista chorób przekazywanych genetycznie stale się rozszerza - przykładowo
kilka lat temu udowodniono genetyczny charakter mięśniochwatu.
Kontynuując analizę warunów umowy" otóż do jej zawarcia ubezpieczający powinien przedłożyć aktualne (do 7 dni) orzeczenie lekarza weterynarii
o stanie zdrowia zwierzęcia oraz dokumenty potwierdzające wartość zwierzęcia zgłoszonego do ubezpieczenia. Musi to jednak zrobić tylko
na żądanie PZU, więc jest szansa, że nie będzie to koniecznością. PZU nie ponosi kosztów: znakowania, badania stanu zdrowia, leczenia,
sekcji zwłok zwierząt oraz zaświadczeń wymaganych do objęcia zwierząt ubezpieczeniem. Dalej: naprawdę bardzo dobrym zapisem jest to, że
w razie zbycia ubezpieczonego konia i nabycia w jego miejsce nowego, to nowe zwierzę będzie objęte ochroną ubezpieczeniową od daty jego
nabycia - trzeba tylko ubezpieczyciela poinformować o tej sytuacji. Super sprawa, a marketingowo jest to strzał w 10-kę, zwłaszcza dla
kogoś, kto "zawodowo" hoduje konie lub prowadzi handel końmi.
Niestety następne spostrzeżenie jest "na minus": otóż w umowach ubezpieczenia od padnięcia odpowiedzialność PZU rozpoczyna się dopiero
z upływem 14 dni licząc od dnia następującego po zawarciu umowy ubezpieczenia, ale nie wcześniej niż od dnia następującego po zapłacie składki
ubezpieczeniowej lub jej pierwszej raty. To oznacza, że w sytuacji, gdy zawierając umowę od ręki zapłacimy, to i tak przez kolejne 14 dni
jesteśmy... bez ubezpieczenia. Czyli: umowa wprawdzie mówi o roku, ale fakty są inne. I wprawdzie PZU twierdzi, że wzamian za to ubezpieczenie
obejmuje także dodatowe 14 dni po zakończeniu polisy, ale jest i "haczyk": tylko wtedy, jeśli choroba lub wypadek skutkujące padnięciem
wystąpiły jeszcze w okresie ważności polisy. W pozostałych umowach jest prościej: umowa zawarta na okres transportu trwa od chwili rozpoczęcia
załadunku konia do chwili zakończenia rozładunku w miejscu docelowym. Umowa zawarta na okres wystawy trwa od chwili wprowadzenia zwierzęcia na
teren wystawy do chwili wyprowadzenia zwierzęcia z tego terenu. Umowa zawarta na czas zawodów trwa od dnia rozpoczęcia udziału zwierzęcia
w zawodach i wygasa w dniu zakończenia udziału zwierzęcia w zawodach (uwaga: nie "w chwili", tylko "w dniu", czyli od godziny 00:00 dnia
pierwszego do godziny 24:00 dnia ostatniego imprezy).
Umowa rozwiązuje się automatycznie z przypadków oczywistych (koniec okresu ubezpieczenia, wypowiedzenie, nie dotrzymywanie warunków umowy,
nie płacenie rat), ale też "z dniem zmiany sposobu użytkowania konia, jeśli PZU nie wyraziło zgody na taką zmianę". Rozumiem intencję:
przejście z rekreacji do sportu to zwiększone ryzyko wypadków. No ale bez przesady ! Czy naprawdę nie dało się tego sformułować inaczej ?
Przejście z wysokiego sportu do rekreacji (np. z racji wieku) to też zmiana użytkowania; czy i w tym przypadku mam prosić ubezpieczyciela
o łaskawą zgodę ?...
Ciąg dalszy umowy to opis sposobu określenia wartości zwierzęcia i odszkodowania - w przypadku PZU jest to temat na osobny tekst, bo materiału
do przemyśleń jest dużo. Mniejsza jednak z tym. Pomijając pewne opisane wyżej niejasności (do omówienia i dookreślenia z przedstawicielem PZU)
umowa wydaje się całkiem jasna i nawet sensowna, o klasę lepsza niż poprzednio opisywana umowa XL Catlin. Jest jednak parę innych "osobliwych"
zapisów, które zebrane razem podobać się nie mogą. Otóż w § 8 ust. 4 ubezpieczyciel ogłasza, że zwierzęta ubezpiecza się w podziale na
następujące grupy koni: źrebięta w wieku od pół roku do 2 lat oraz konie w wieku powyżej 2 lat (robocze, sportowe, rekreacyjne). Ok, to jest
zrozumiałe. Ale w tym samym paragrafie stawia żądanie (ust. 2): "ubezpieczający jest zobowiązany zgłosić do ubezpieczenia wszystkie posiadane
zwierzęta w danej grupie, o której mowa w ust. 4." Oooo, szanowne PZU, komuś się chyba poprzewracało w pewnej części ciała ! Moim prawem jest
ubezpieczyć tylko to, co chcę ubezpieczyć ! Jeśli mam stado 20 końskich emerytów i jednego konia-skoczka, z którym jeżdżę na zawody, to
oczywiste, że mogę chcieć ubezpieczyć tylko tego skoczka jako zwierzę o podwyższonym ryzyku ciężkich kontuzji. Pomijając sprawę pazerności
ubezpieczyciela trzeba powiedzieć, że jest to też żądanie po prostu nonsensowne. Jeśli mam w swojej stajni tylko jednego własnego konia i trzymam
go razem z 20-ma końmi pensjonatowymi osób trzecich, to to w świetle tego wymogu chcąc ubezpieczyć swojego muszę też wszystkie inne (cudze !).
Wymóg mówi bowiem o posiadaniu, a nie prawie własności (posiadacz to nie to samo, co właściciel). Niestety ten zapis dyskwalifikuje umowę,
a tym samym ubezpieczyciela.
Wniosek po 3 odcinkach serialu poliowego ? "And the winner is... Concordia !" Tyle tylko, że z tą umową Concordii jest jak z demokracją: jest
zła, ale nic lepszego jak dotąd nie ma...
Zródła:
https://www.pzu.pl/produkty/ubezpieczenie-zwierzat
http://www.galopuje.pl/n/choroby-wrodzone/17631
http://konzdrowyjak.com.pl/kiedy-konia-nalezy-wykluczyc-z-hodowli-cz-i/