Być może niektórzy z was zauważyli, że nad niektórymi drogami postawiono niedawno konstrukcje
przypominające nieco gigantyczne bramki do piłki nożnej, zwieńczone na górze czaszą niewielkiej
anteny. Są to urządzenia, za pomocą których już od 1 lipca tego roku (za niecały miesiąc !)
będzie z niektórych pojazdów ściągana elektronicznie nowa, dodatkowa opłata drogowa. Opłata ta
będzie naliczana od długości dystansu przejechanego taką drogą i niestety boleśnie dotknie ona
m.in. wszystkich tych koniarzy, którzy chcą przewieźć swego konia np. na zawody, czy do
weterynarza.
Wprowadzenie nowych opłat za korzystanie z niektórych dróg oparte jest na następujących aktach
prawnych:
* Dyrektywie 1999/62/WE Parlamentu Europejskiego z 17 czerwca 1999 r. w sprawie pobierania opłat
za użytkowanie niektórych typów infrastruktury przez pojazdy ciężarowe (Dz.U. L 187 z 20.7.1999,
str. 42),
* Dyrektywie 1999/62/WE Parlamentu Europejskiego z dnia 17 czerwca 1999 r. w sprawie pobierania
opłat za użytkowanie niektórych typów infrastruktury przez pojazdy ciężarowe (Dz.U. L 187
z 20.7.1999, str. 42),
* Ustawie z 27 października 1994 r.o autostradach płatnych oraz o Krajowym Funduszu Drogowym
(Dz.U. 1985 Nr 14 poz. 60),
* Ustawie z 21 marca 1985 r. o drogach publicznych,
* Ustawie z 7 listopada 2008 r. o zmianie ustawy o drogach publicznych oraz niektórych innych
ustaw.
Najważniejszą z nich jest ustawa o drogach publicznych. Mówi ona m.in., że kierowcy są obowiązani
do ponoszenia opłat za przejazdy po drogach krajowych pojazdów samochodowych, za które uważa się
także zespół pojazdów składający się z pojazdu samochodowego oraz przyczepy lub naczepy, mający
dopuszczalną masę całkowitą powyżej 3,5 tony. Opłata ta będzie pobierana za przejazd nie tylko
pojazdu przeznaczonego lub używanego do przewozu towarów, ale od każdego pojazdu lub zespołu
pojazdów o takiej masie. W tym: także od samochodów osobowych. To oznacza, że posiadacze kategorii
B+E, cięższych "osobówek" oraz bukmanek, którzy dotychczas holowali swobodnie swoje konie tam, gdzie
chcieli, teraz będa musieli zapłacić tzw. "frycowe". W dalszych rozważaniach skupię się na takim
właśnie najczęstszym przypadku przeciętnego Kowalskiego-koniarza.
Wspomniana opłata będzie naliczana na autostradach oraz niektórych drogach ekspresowych
i krajowych. Dotyczy to na razie głównie okolic Warszawy, Szczecina, Gdańska, trasy z Poznania
do Łodzi, trasy Katowice-Legnica, śląskiej S1-ki i "Wiślanki". Mapa dróg płatnych dostępna jest
pod adresem
http://www.viatoll.pl/images/stories/template/gddkia/map.png. Opłaty dotyczą obecnie ok.
1.500 kilometrów dróg, ale docelowo ma być ich dwa razy więcej (3.000 km). Za każdy przejechany
taką drogą kilometr zapłacimy ekstra od 20 do 40 groszy. To, jaki cennik nas obowiązuje, będzie
zależeć od tego, do jakiej klasy emisji spalin nasze auto jest zaliczane. Mówiąc obrazowo: jeśli
smrodzi ono mało (klasa EURO 5) - zapłacimy mniej, jeśli jest to auto stare i nieekologiczne
(klasy EURO 1)- zapłacimy więcej. Co to oznacza w praktyce ? Ano bądźmy szczerzy: mało którego
Polaka stać na to, by na potrzeby wożenia swojego konia kupić nową terenówkę, spełniającą
najsurowsze normy. Zazwyczaj kupowane są auta z drugiej ręki, conajmniej 10-letnie i nieco już
wyeksploatowane. Podróż z końmi na zawody przykładowo z Katowic do Wrocławia i z powrotem (około
200 km w jedną stronę) będzie więc prócz paliwa kosztować dodatkowo 400 km * 40 gr = 160 złotych.
Ciekawe, ilu amatorów i zawodników niższych klas sportowych będzie gotowych ponieśc taką opłatę
za możliwość startu w zwykłych zawodach regionalnych ?...
Sytuacja w niektórych regionach kraju jest naprawde nieciekawa. W praktyce nie ma szans, aby
pojechać całkowicie za darmo z końmi na trasach Warszawa-Białystok, Warszawa-Kielce, czy
Katowice-Wrocław (tu jeszcze ewentualnie można pojechać starą drogą przez Strzelce). Jeszcze
gorzej wygląda kwestia przejazdu na drodze Katowice-Kraków: albo zapłacimy na bramkach na
autostradzie A-4, albo zostaniemy skasowani drogą elektroniczną na 94-ce (tzw. starej drodze
na Kraków). Tajemnicą poliszynela jest też, że docelowo płatna ma być cała trasa Katowice-Warszawa
("Gierkówka"). Słowem: prawo swobodnego poruszania się po Polsce staje się luksusem, za który
trzeba płacić.
Pilnować kierowców będzie system elektroniczny viaTOLL, opisany na stronie
viatoll.pl. System oparty jest na sieci stacji kontrolnych
(stałych i przenośnych) - właśnie owych "bramek" nad drogami. Bramki te są wyposażone w urządzenia,
które pozwolą na sprawdzenie, czy naliczana prawidłowo jest opłata za przejazd. Aby system spełniał
swoje zadanie, kierowca pojazdu lub zespołu pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5
tony musi wyposażyć swój samochów w nadajnik viaBOX. Ta wątpliwa przyjemność kosztuje obecnie 120
złotych (opłata ma charakter kaucji). Wprawdzie art. 13hc punkt 2 ustawy mówi, że "Podmioty
pobierające opłaty elektroniczne z wykorzystaniem systemów elektronicznego poboru opłat mogą
umożliwić użytkownikom dróg krajowych uiszczanie tych opłat bez konieczności instalacji
urządzenia", ale oczywiście żaden "podmiot" z takiej możliwości nie skorzysta, bo bardziej
opłaca się zarobić na sprzedaży urządzeń, niż ponosić koszty instalowania bramek i zatrudniania
ludzi do pobierania opłat. Prócz instalacji viaBOXa trzeba też zarejestrować pojazd w systemie -
przez Internet lub w jednym z punktów obsługi klienta, których jest mało (po jednym na każde
województwo). Można to zrobić też za pośrednictwem Telefonicznego Centrum Obsługi Klienta, lecz
po zakończeniu takiej wstępnej "rejestracji na odległość" kierowca i tak będzie musiał się zgłosić
do któregoś z Punktów Dystrybucji lub Punktu Obsługi Klienta w celu podpisania umowy. Do urządzenia
podczas instalacji trzeba wprowadzić dane o samochodzie - i tu uwaga: jeden viaBOX może byc
przypisany tylko do jednego samochodu. Nie jest możliwe używanie viaBOXa do spółki np. z sąsiadem,
czy jednego na całą firmę.
ViaBOX działa na baterie. Przykleja się go po wewnętrznej stronie przedniej szyby pojazdu za pomocą
plastrów dołączonych do urządzenia. Kierowca podczas jazdy drogą płątną musi mieć viaBOX włączony
i musi też upewnić się, że wprowadzone są do niego poprawne dane o pojeździe. Jeśli bramka stwierdzi,
że po drodze płatnej jedzie pojazd nie zarejestrowany w systemie, mający wadliwie działający viaBOX,
lub że kategoria zarejestrowanego pojazdu wprowadzona do urządzenia nie odpowiada prawdziwej, wówczas
"bramka" wykona zdjęcie "podejrzanego" samochodu i prześle go do centrum kontroli celem weryfikacji.
Jeśli stwierdzone zostanie naruszenie obowiązku wniesienia opłaty, zaalarmowani zostaną pracownicy
Inspekcji Transportu Drogowego, którzy maja prawo taki pojazd zatrzymać i rozpocząć postępowanie
administracyjne zmierzające do ukarania kierowcy. Kara ta może wynosić nawet 3.000 zł (słownie: 3
tysiące), a pojazd może zostać zatrzymany. Do kontroli prawidłowości uiszczenia opłaty elektronicznej
i kontroli używanego w pojeździe viaBOXa uprawnieni są też funkcjonariusze Policji, naczelnicy urzędów
celnych, dyrektorzy izb celnych i Straż Graniczna. Słowem: Wielki Brat patrzy... I nie będą uwzględniane
wymówki, że "urządzenie się popsuło" - artykuł 13i punkt 4b ustawy nakazuje w razie stwierdzenia
awarii viaBOXa niezwłocznie zjechać z drogi płatnej.
A teraz kilka słów niepoprawnego politycznie komentarza:
System ma wejśc w życie za niespełna 3 i pół tygodnia. Tymczasem już w wielu miejscach wskazane
wyżej przepisy nazywane są prawnymi bublami. Krajowa Izba Gospodarcza uważa, że pobieranie opłat
za przejazd samochodu osobowego z przyczepą jest niezgodne z założeniami ustawy o drogach
publicznych i jej uzasadnieniem oraz że opłaty nie powinny obowiązywać pojazdów o nadwoziu
osobowym (w tym także samochodu osobowego posiadającego homologację ciężarową, czyli samochodu
"z kratką"). KIG zauważa też, że problematyczny może okazać się pobór opłat od osób holujących
np. jedno- i dwukonne bukmanki samochodem osobowym. Samo auto będzie miało bowiem masę poniżej
3,5 tony i nie będzie podlegało obowiązkowi opłat, zaś podczas holowania przyczepy - będzie
podlegało, a sam system nie ma możliwości zweryfikowania wagi pojazdu w punkcie elektronicznego
poboru opłat (aczkolwiek z łatwością sprawdzą to policjanci lub inspektorzy, kontrolując na
drodze dokumenty).
KIG stoi też na stanowisku, że w każdym pojeździe podlegającym opłacie należy zainstalować
nadajnik viaBOX. Zdaniem KIG obecne brzmienie ustawy o drogach publicznych oznacza, że także
użytkownicy samochodów osobowych okazjonalnie ciągnących przyczepy muszą je sobie zainstalować.
Na samej zresztą stronie viatoll.pl czytamy: "System viaTOLL będzie obowiązkowy dla wszystkich (!)
pojazdów samochodowych oraz zespołów pojazdów o dopuszczalnej masie powyżej 3,5 tony". To
mistrzowskie niedomówienie oznacza tak naprawdę coraz szerzej rozpowszechnianą (także na forach
dyskusyjnych) sugestię: każdy kierowca mający potencjalną możliwość holowania np. bukmanki musi
viaBOXa mieć nawet, jeśli w danej chwili nie holuje, a także w przypadku holowania na drogach
bezpłatnych. Na jakiej jednakże podstawie, skoro art. 13i pkt 4a. ustawy nie nakazuje posiadania
urządzenia w takich przypadkach, a jedynie włączenie go podczas przejazdu po drodze, na
której pobiera się opłatę ? Jak widac dezinformacja jest potężna, Jej cel zaś jest oczywisty -
pieniądze. Zapewne niejeden wprowadzony w ten sposób w błąd kierowca niepotrzebnie nabędzie
sobie viaBOXa i zapłaci za niego 120 złotych kaucji. Tymczasem takiego obowiązku NIE MA - o czym
możemy się osobiście przekonać dzwoniąc na infolinię viaTOLL i zadając wprost konsultantowi
to niewygodne pytanie.
Przychody z systemu viaTOLL trafią do Krajowego Funduszu Drogowego. Zostaną one ponoć przeznaczone
"na dalsze inwestycje w rozbudowę sieci drogowej w Polsce oraz na modernizację istniejącej
infrastruktury drogowej". Należałoby zatem zapytać na co idą opłaty drogowe, stanowiące pewną
część składową ceny paliw ? Bo przecież właśnie koniecznością utrzymania sieci dróg tłumaczono
nam kilka lat temu doliczenie tej opłaty do cen benzyny i ropy ! A może nowym mytem kierowcy
mają dofinansować kulejące budowy dróg na Euro 2012 ? A może jest jeszcze gorzej i myto
jest podstępem, rozpaczliwym sposobem sięgnięcia ludziom do kieszeni nie w celu utrzymania dróg,
ale łatania dziury budżetowej przez obecny "żont" (jaki rząd, taka pisownia !) Jeśli tak, to nie
rozumiem w takim razie jednej rzeczy: dlaczego zbieraniem opłat ma zarządzać czyjaś jedna (czytaj:
mająca monopol) prywatna spółka ? Dlaczego rząd sam nie pilnuje zbierania opłat, tylko daja zarobić
na opłatach drogowych wielkie pieniądze osobom trzecim ?
Prócz aspektu finansowego jest też czynnik społeczny i zwyczajnie ludzki. Powyższe przepisy będą
dotyczyć także tych kierowców, którzy chcą holować swoje motory, quady, łódki - oni również mogą
przekroczyć "magiczne" 3 i pół tony. Lecz czy naprawdę posiadania konia, albo quada to dziś takie
niezwykłe, ekskluzywne i luksusowe hobby, za który to luksus trzeba płacić tak wysokie stawki ?
Jaki sens będzie miało posiadanie konia, jeśli wyjazd na zawody lub trening (już często sam w sobie
kosztowny) stanie się jeszcze droższą zabawą ? Jaki sens będzie miało realizowanie marzeń np.
o żeglowaniu, skoro za posiadanie żagłowki jest się de facto karanym grzywną ? Nie rozumiem,
dlaczego amator-hobbysta, który raz na kwartał chce sobie przewieźć tak naprawdę wcale nie taki
ciężki ładunek, jest przez prawo traktowany dokładnie tak samo jak dwudziestotonowa wywrotka,
dźwig, TIR, czy duży "dostawczak", codziennie przemierzający setki kilometrów ? Dlaczego nie można
było ustalić tej normy wagowej na poziomie np. 7 ton (czyli kategoria C, a nie B+E), dzięki czemu
myto płaciliby tylko właściciele tych naprawdę ciężkich i faktycznie niszczących drogę pojazdów ?
I dlaczego zwyczajni kierowcy są zmuszani do nabywania z ich punktu widzenia zbędnej elektroniki,
jeśli jeszcze niedawno za bodajże "aż" 10 złotych mogli kupić jednodniową winietę, doskonale
pasującą do ich chwilowych potrzeb ? Problem dotyczy zresztą nie tylko "burżujów" - koniarzy,
żeglarzy, szybowników itp. Dlaczego ma byc ekstra płatne przewiezienie sobie przyczepką piasku
na budowę, czy drewna na opał ? Nawet posiadacze zwykłych przyczepek lekkich (o dopuszczalnej
masie całkowitej do 750 kg) nie są bezpieczni - w szczególnych wypadkach prawo jazdy kategorii
"gołe B" daje im prawo kierowania samochodem o DMC=3,5 tony DODATKOWO z przyczepą o DMC 750 kg,
czyli razem zespołem pojazdów o DMC równej 4.250 kg. Czytaj: zespołem pojazdów podlegającym
przepisom o mycie drogowym... To na dziś - a docelowo jestem pewien, że wkótce za drogi będą też
płacić kierowcy "gołych" osobówek i motocykliści oraz że nie będa to, bynajmniej, opłaty za jazdę
luksusowymi autostradami, lecz że ten rozbój w biały dzień obejmie także drogi wojewódzkie
i gminne. Zresztą plany "rozwoju" są takie:
W miniony weekend miałem okazję dwukrotnie podróżować drogą S1 - już za parę dni płatną. Koleiny,
wyboje, dziura na dziurze, łata na łacie, ograniczenia nawet do 50 km/h, podwozie jęczy, konie są
miotane na prawo i lewo - i za takie "atrakcje" mam jeszcze płacić po 40 groszy za kilometr ?...
Toż to skandal ! No ale niestety... Wpływ "przeciętnego Kowalskiego" tak na stan dróg, jak i na
prawo w Polsce jest w praktyce żaden, a opisane tu rzeczy to tylko przykład tego, co widać
wyraźnie od kilku lat: narasta zjawisko wyciągania przez państwo ze statystycznego Polaka coraz
większej ilości pieniędzy. Dzieje się tak bez względu na to, kto rządzi, za to wspólny mianownik
jest jeden: powoływanie się na Unię. Zaczyna we mnie kiełkować przekonanie, że po pełnych
prawdziwej swobody latach 1900-2000 zaczynamy ponownie żyć w świecie coraz dotkliwszych ograniczeń -
pod pewnymi względami nawet gorszych niż te, które obowiązywały w czasach komunistycznych.
Jaki sens ma życie w takim kraju ?...
P.S. A przy okazji tych rozważań zwrócę Waszą uwagę na tekst w sprawie opłat drogowych, opublikowany
na stronie PZJ-u. Związek informuje:
"Wobec pojawiajacych się w środowisku jeździeckim oczekiwań
inicjatyw zmierzajacych do uzyskania zwolnień z powyższych opłat przewozów w celach sportowych
biuro PZJ prowadzi rozmowy z Ministerstwem Sportu i Turystyki w tej sprawie. (...) Podjęlismy
działania aby interesy związków sportowych w sprawie ewentualnych zwolnień były reprezentowane
zbiorowo oraz wspierane przez Ministerstwo Sportu i Turystyki." Niestety życie pokazuje, że takie
słowa o "podjęciach działań" to na ogół tylko słowa. Szkoda też, że ta organizacja chce dbać
wyłącznie o interesy podległych sobie związków sportowych. A może dobrze by było, aby Związek brał
też pod uwagę potrzeby amatorów i zawodników niezrzeszonych, których przecież jest o wiele więcej niż
"zawodowców" i których ten drogowy haracz dotyka najbardziej, bo przecież nie moga liczyć ani na
sponsoring, ani "wsparcie ministerialne" ? Podjęcie takiej próby także na rzecz jeźdźców niezrzeszonych
to przecież popularyzowanie jeździectwa, czyli działalność statutowa Związku i jeden z celów jego
istnienia !
P.S.2 Nie mogę sobie jeszcze odmówić zacytowania Re-voltowego Nestora, który zauważa, że manipulacją
jest powoływanie się na prawo Unii, gdyż wspomniana już Dyrektywa 1999/62/WE mówi , że opłaty mają
dotyczyć pojazdów ciężarowych, czyli pojazdów lub ich zespołów, których "wyłącznym przeznaczeniem jest
drogowy przewóz towarów, o maksymalnej dopuszczalnej masie calkowitej nie mniejszej niż 12 ton".
Potwierdza to tym samym, że obłożenie kierowców jeżdżących zespołami pojazdów stosownymi do kategorii
B+E (do 7 ton) to wyłącznie inicjatywa polskiego, pazernego na pieniądze swoich obywateli rządu.
Nestor komentuje równie kąśliwie, co celnie:
"Zapewne jest gdzieś w którejś ustawie lub dyrektywie odpowiednik paragrafu 22 - tj. stwierdzenie,
że jak trzeba, to można nawet rower zakwalifikować jako pojazd towarowy, o ładowności powyżej 12 ton.
Minister to oczywiście zrozumie - skoro rozumie, że np. Audi A6 ver. sedan z chromowaną kratką to auto
"ciężarowe" - chociaż nawet ludzie z zespołem Downa wiedzą, że osobowe.
Dyrektywa unijna daje możliwość wykluczeń i złagodzeń - czego świadom zapewne jest minister, podobnie,
jak tego, że naciąga ustawy, jak gumę od majtek (...) Faktem jest, że w ustawie wytłuszczono odpowiedni
zapis, by nie było wątpliwości - ale porównując zapisy unijne i "nasze" widać jednoznacznie, że jest to
prawie to samo, ale nie to samo. (...) Pomijam całkowicie, że minister dokonuje zamachu na sport, który
w innej ustawie traktowany jest jako dobro narodowe - równie dobrze mógłby opodatkować jazdę na łyżwach,
czy grę w hokeja - bo produkcja lodu, to też emisja CO2 itd. (...)
Reasumując Minister popełnił dwa nadużycia intelektualne - odwołuje się do regulacji Unijnej, która nie
obejmuje pojazdów, które on z kolei objął ustawą/rozporządzeniem (w sensie prawa w jego wykładni
współczesnej to tak, jakby opodatkować samochody w oparciu o ustawę o samolotach), a drugie - nazywając
pojazdem zespół pojazdów/pojazd z przyczepą. Kolejnym - ale już nie nadużyciem, a poświadczeniem
nieprawdy w dokumencie urzędowym jest twierdzenie, że to, co minister poczynił, to unifikacja z prawem
unijnym - co nie jest prawdą. (...)
Szkoda, że p. Minister wyciera sobie gębę prawem (zapewne też będzie częściej musiał używać pałki
i ABW na tych, co mu zwracają na to uwagę) - skoro mógłby z rozbrajająca szczerością zacytować klasyka,
Alexis'a de Tocqueville: nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby
skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy."
Zródła:
http://www.viatoll.pl/pl
http://pzj.pl/modules/news/article.php?storyid=1966
wykaz: http://www.viatoll.pl/images/rozporzadzenie_rady_ministrow.pdf
http://pietkun.nowyekran.pl/post/9167,bubel-prawny-znow-uderzy-kierowcow-po-kieszeni
http://www.pzmtravel.com.pl/informacja-o-oplatach-drogowych.html
zdjęcie bramki: http://photo.bikestats.eu/zdjecie,164596,brama-viatoll.html