"Folwark zwierzęcy" George'a Orwella powinni przeczytac wszyscy - zwłaszcza dziś, w dobie narastającego
ogłupienia społeczeństwa, coraz większych manipulacji mediów i powszechnej demagogii ze strony polityków.
To moim zdaniem najważniejszy utwór o mechanizmie tworzenia się systemu totalitarnego. Nie dlatego, że
jest to naukowo-encyklopedyczną analizą zjawiska, lecz dlatego, że dzieło błyskawicznie trafia do głowy,
serca i duszy chyba każdego, kto potrafi czytac z zrozumieniem. Napisany w konwencji bajki "Folwark"
pokazuje działanie używanych pod płaszczykiem szczytnych idei mechanizmów powstawania Grup Trzymających
Władzę. Książka powstała w czasie II wojny światowej, ale jest aktualna do dziś i pewnie będzie jeszcze
przez wieki - i to nie tylko w odniesieniu do całych państw, ale i na szczeblu bardziej lokalnym: grup
społecznych, związków, partii.
W wielkim skócie: na folwarku pewna sędziwa świnia nawołuje pozostałe zwierzęta do rewolucji - chce
wygnać ludzi z folwarku i wprowadzić rządy demokratycznie wszystkich zwierząt. Zwierzętom się to udaje,
a przewodzące im świnie wprowadzają uroczyście 7 podstawowych praw, mających zagwarantować nowy ład
i powszechną szczęśliwość. Szybko okazuje się jednak, że dorwawszy się do władzy świnie zaczynają
manipulować tymi prawami, a stosując kłamstwa, demagogię, nakazy i zakazy dążą tylko do jednego: do
utrzymania się przy obfitym korycie kosztem wykorzystania ponad wszelką przyzwoitość pozostałych zwierząt,
które na dostatni byt świń muszą ciężko pracować.
Polski Związek Sami Wiecie Jaki uszczęśliwił środowisko sportowe i rekreacyjne prezentem. W łaskawości swej
raczył a priori "zatwierdzić" tzw. konkursy towarzyskie, o ile zorganizowane one będą zgodnie z rozmaitymi
tegoż Związku warunkami. Prócz wymogów zdroworozsądkowych i tym samym całkiem zasadnych (np. przestrzegania
przepisów związanych z dobrostanem zwierząt, czy przedstawienia przez uczestników niepełnoletnich pisemnej
zgody rodziców na udział w zawodach) są i takie, których spełnienie z całą pewnością powinno być zalecane,
nie powinno jednak byc przymusem. Za takowy uważam konieczność przedstawiania przez uczestników "zawodów
podwórkowych" orzeczeń lekarskich dopuszczających do uprawiania sportu w formie rekreacyjnej, czy obowiązkowe
ubezpieczenie OC organizatora oraz NW zawodników. Wreszcie są i takie wymogi, które po raz kolejny pokazują
dobitnie bezczelność i pazerność na pieniądze i władzę wszystkich capo di tutti capi. Takim wymogiem jest
z pozoru niewinnie wyglądający obowiązek wpisania zawodów do kalendarza Związku i opłacenie się mu zgodnie
z cennikiem. I jak, frajerze, zapłacisz, to spłynie na ciebie światło związkowej łaski: zawody zostaną
uznane za autoryzowane. Co z tej autoryzacji wynika ? Sam związek informuje, że zawody towarzyskie z założenia
nie wchodzą w system współzawodnictwa sportowego, więc nie są podstawą do ubiegania się o jakiekolwiek klasy
sportowe, kwalifikacje, czy licencje. Czyli ta autoryzacja nie służy niczemu, jest psu na budę. Po co te wpisy
do kalendarza Towarzystwa Wzajemnej Adoracji ? I po jakąż cholerę organizator ma płacić za ten wpis, skoro
takowy nie daje mu absolutnie NIC ?! Ano żeby działacze mieli zagwarantowaną przyszłość na swoich stołkach.
A tak przy okazji: Trzeba mieć nieziemską czelność i tupet, żeby decydować za organizatora, jakiego rodzaju
nagrody może wręczać na takich zawodach (dopuszczalne są tylko rzeczowe, pieniężne - niedozwolone) ? I trzeba
mieć pstro w głowie, by we wspomnianej uchwale twierdzić, że porównanie wyników np. konkursu klasy P z tych
zawodów i z innych (np. wcześniejszych) zawodów tej samej klasy jest - uwaga ! - "NIEMOŻLIWE" ? Jak to
niemożliwe, skoro porównać potrafi każde średnio rozgarnięte dziecko ? Jakimż prawem Związek śmie sugerować,
że oceny sędziów na zawodach towarzyskich zawsze są nic nie warte ? A może Związek uważa, że udało mu się
stworzyć kadrę superobiektywnych i perfekcyjnie wykonujących swoją pracę sędziów, dających tylko i wyłącznie
oceny, które nie mogą nigdy budzić niczyich wątpliwości ?
Co ciekawe, Związek wprowadza "zawody wewnątrzklubowe", które są wolne od opłat, rejestracji, ubezpieczeń
i obowiązku zapewnienia opieki medycznej. Jak jednak sama nazwa wskazuje, w zawodach wewnątrzklubowych mogą
startować wyłącznie członkowie danego klubu. A wspomniana ciekawostka jest taka, że w odniesieniu do tych
zawodów Związek likwiduje przymus spełniania jego wytycznych, czym pokazuje, że nie o jakość tu chodzi, tylko
o kasę. Nagle znika jak sen złoty wielka troska Związku o dobrostan zwierząt i bezpieczeństwo zawodników. Jeśli
zawodnik obije swoje zwierzę do krwi, a potem połamie się spadając z niego, to związkowcy szybko odwrócą
swe szlachetne oblicza udając, że nic się nie dzieje, że Związku to nie dotyczy. Tam, gdzie powinna byc ta
najważniejsza praca, praca u podstaw, tam Związek ręce umywa od wszystkiego. Czemu ? Bo z takich zawodów nie
ma od organizatorów ani grosza.
Można się wkurzyć. Nie dlatego, że Związek jest niepotrzebny, ale dlatego, że cokolwiek zrobi, zrobi to
"od d... strony". Jedyną jego rolą jest podbieranie zawodnikom i klubom kasy i przeznaczanie jej na własne
istnienie. Dodajmy: istnienie w bezruchu, bez zachowania choć pozorów, że wzamian za otrzymywane środki
Związek coś wpłacającym je daje. I pomysłowość działaczy jest jak widać wielka - aż "strach się bać", co
jeszcze wymyślą i z jakimi nowymi regulacjami obudzimy się jutro rano. A wszystko w imię "powszechnego
rządu dusz", do którego Związek dąży rozwiązaniami siłowymi.
świnie z "Folwarku Zwierzęcego" posługują propagandą w celu utwierdzania mas w przekonaniu, że nowy ustrój
jest dobry i potrzebny. Stosują też terror i inwigilację, by "wrogów nowego ustroju" usuwać. W przypadku
Związku propagandą są słowa o bezpieczeństwie, jakości i dobrostanie, a narzędziem terroru jest groźba
półrocznego ostracyzmu sportowego, bat na niepokornych sędziów, zawodników i organizatorów, którzy ośmielą
się popełnić orwellowską "myślozbrodnię" i kwestię wpisu mieć tam, gdzie jest ciemno jak u Murzyna w...
Senegalu.