Makabra w Woli Szczucińskiej




czyli: o interwencji w tamtejszym skupie zwierząt

10.06.2011


Wczoraj na kilku najpopularniejszych konikowych forach internetowych pokazano drastyczne materiały z akcji interwencyjnej, której celem było ratowanie zagłodzonych zwierząt ze skupu zwierząt rzeźnych w Woli Szczucińskiej (powiat dąbrowski, ok. 30 km na północ od Tarnowa). Powiem szczerze, że po obejrzeniu tych materiałów byłem w stanie tylko powiedzieć sam do siebie: "K... mać !" Niejedna taka sprawa była w ostatnich latach nagłaśniana w mediach, nieraz bardzo plastycznie opisywano stan dręczonych zwierząt, ale tu, w tym przypadku, żadne obrazowe opisy ani dramatyczne apele nie były potrzebne - rzeczywistość pokazana na zdjęciach przerasta najgorsze wizje, jakie można by mieć, słysząc o kolejnym przypadku złego traktowania zwierząt.

[UWAGA: w dalszej części prezentowane są za zgoda autorów zdjęcia z miejsca akcji - niektóre naprawdę drastyczne !]

Informację o dramatycznej sytuacji sytuacji w skupie żywca otrzymało Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt Animals (jest to organizacja oólnopolska, działająca od 2001 roku głównie na północy kraju, jednak mająca swe placówki np. także w województwie śląskim: w Oświęcimiu, Jaworznie i Katowicach). W związku z otrzymanym alarmującym sygnałem inspektorzy OTOZ wraz przedstawicielami Powiatowej Inspekcji Weterynarii udali się 31 maja do tego punktu skupu, lecz nie zostali wpuszczeni przez jednego z tamtejszych pracowników. W związku z tym wystąpiono o nakaz prokuratorski i po jego otrzymaniu pojechano do skupu tydzień później, 7 czerwca. Stwierdzono fatalne warunki utrzymania zwierząt, zadecydowano więc na podstawie nakazu prokuratorskiego o odebraniu ich właścicielowi. Skontaktowano się w tym celu z Ludowym Klubem Jeździeckim w Tarnowie-Klikowej, który zgodził się czasowo przyjąć konie do siebie. Dla LKJ Klikowa był to pierwszy udział w tego typu akcji. Do pomocy w akcji prezes klubu, pani Katarzyna Dalczyńska, oddelegowała dwie osoby. To one właśnie najdokładniej i najdobitniej opisały w Internecie to, co zastały na miejscu.



W interwencji prócz klubowiczek i przedstawicieli OTOZ brali udział policjanci i lekarze weterynarii. Na miejscu zastano 11 kompletnie zaniedbanych i strasznie wychudzonych koni. Jeden z nich był uwiązany osobno na krótkim łańcuchu w ciemnym pomieszczeniu - pracowkin placówki twierdził, że to z powodu choroby, ale że weterynarza nie wezwano, bo nie ma na to pieniędzy. Znaleziono też 26 krów i 2 świniodziki. Wszystkie zwierzęta stały w okropnym smrodzie na kilkunastocentymetrowej warstwie półpłynnych nieczystości. Odkryto też dół, w którym gromadzono szczątki martwych zwierząt. To nimi najprawdopodobniej karmiono świniodziki i kilka obecnych tam psów.



Podczas wcześniejszej inspekcji naliczono 12 koni. Gdy podczas prób załadunku okazało się, że jest ich tylko 11, zaczęto szukać brakującego zwierzęcia. Zapytany o to pracownik skupu "szedł w zaparte" i twierdził, że koni zawsze było 11. Jedna z klubowiczek podczas poszukiwań zajrzała za foliową zasłonę na końcu jednego z korytarzy. Znalazła tam martwego konia, leżącego na środku betonowej posadzki. Jak orzekł jeden z weterynarzy, od śmierci minęło mniej niż 12 godzin - czyli zwierzę zostało ubite już po wizytacji inspektorów OTOZ. Czyżby ktoś w skupie wpadł na desperacki pomysł pozbycia się w taki sposób problemu ?...



Rozpoczęto załadunek - oto fragment relacji: "Przy ładowaniu kolejnych koni było coraz ciężej, bo zwierzęta, choć ledwo trzymające się na nogach, niektóre przewracające się, panicznie bały się człowieka. Na całym ciele [miały] rany od uderzenia, złapane wyrywały się. Trzymane były w jakby klatce o niskich barierkach, wymiary może 2m na 10m, obok była mniejsza [klatka], cała załadowana kostkami siana. Żeby utrzymać jedną wyjątkowo opierającą się kobyłę, koleżanka usiadła na jednej kostce siana, żeby mocniej zaprzeć się nogami. Kostka dziwnie się chwiała, więc stwierdziła, że odrzuci ją i stanie tam. Podniosła siano, a pod nim... Ciało konia z odciętą głową i wyciętymi wnętrznościami. W tym momencie mi i koleżance puściły nerwy, wypadłyśmy z rykiem ze stajni, chwilę nam zajęło uspokojenie się, a obraz będzie chodził za nami jeszcze długo. Załadowaliśmy 9 koni. 10 kobyła chodziła tylko na wstecznym, przy próbach załadowania 2 razy się przewróciła, więc zrobiliśmy chwilę przerwy, żeby się uspokoiła.





W tym czasie zrobiliśmy obchód pozostałych pomieszczeń. W jednym z nich znaleźliśmy trupiarnię. Straszliwy odór, a w pomieszczeniu skłębione kości, ciała koni, krów i dzików, w różnym stopniu rozkładu. Obok kojec dla psów, w którym walały się końskie gnaty i kopyta. Ostatniej kobyłki nie byłyśmy w stanie złapać, a reszta koni czekających w przyczepie musiała już jechać, żeby w ogóle przeżyć podróż, więc zadzwoniłyśmy po p. prezes z Klikowej, która miała przyjechać z osobną przyczepą na 2 konie i silnymi facetami od nas ze stajni, żeby poradzili sobie z kobyłami. Finalnie 10 koni trafiło do LKJ Klikowa, jeden poszedł do [azylu "Brzozowe Ranczo"] w Dębicy. Konie mają teraz osobne boksy, są kąpane, doprowadzane do porządku, zajmuje się nimi lekarz weterynarii, wszystko jest na dobrej drodze."




Udało się, choć według słów jednej z oddelegowanych pań przebieg akcji był - łagodnie mówiąc - dość daleki od ideału. Opisywała to tak: "W dzień transportu okazało się, że na miejscu nie ma kantarów, no i nikt nie zna się na koniach, więc poprosili, żeby ktoś przyjechał z kantarami i je założył. Pojechałyśmy my, a na miejscu okazało się, że musimy ogarnąć wszystko, bo nikt, łącznie z weterynarzami, nie ma o koniach zielonego pojęcia..." Inna wspomina: "Po przyjeździe na miejsce okazało się, że ja i koleżanka mamy całą 11-kę [koni] złapać i załadować, bo nikt tam nie zna się na koniach - było 2 policjantów, którzy nie raczyli wyjść z klimatyzowanego autka, a jak widzieli, że siłujemy się z koniem, który panikował widząc tylu ludzi, śmiali się tylko. Było też 2 kryminalnych, którzy stwierdzili, że nie wejdą do stajni, bo ubrudzą sobie "jedyne buty", finalnie robili zdjęcia i filmiki. 4 inspektorów OTOZ też niestety nie miało pojęcia o koniach, jeden chłopak nam pomagał, póki się nie skaleczył(...). Reszta stała, robiła zdjęcia i pisała coś w notatniczkach. Było na miejscu też 2 weterynarzy od piesków i kotków z inspekcji weterynaryjnej, którzy na kontrolę weterynaryjną uzbroili się w... termometr. Finalnie stali i zapisywali sobie maść i płeć konia (w pewnym momencie pani wet kłóciła się z koleżanką, że koń przez nią prowadzony to jest klacz, chociaż powtarzała jej, że koń ma jajka, tylko tak słabo wystawione, że albo z niedożywienia, na co ona zastanawiała się, czy to nie wymiona...)"



Mimo trudności konie zostały przewiezione do Klikowej i są powoli doprowadzane do lepszego stanu zdrowia. Pomijając ekstremalne zagłodzenie zwierzęta nie cierpią na żadne poważniejsze schorzenia, nie kaszlą, tylko jeden ma lekka kulawiznę, której najprawdopodobniej nabawił się podczas transportu. Jedna z klaczy ma też grzybicę skóry. Jeszcze w tym tygodniu zwierzęta zostaną odrobaczone oraz zaszczepione. Generalnie: są bezpieczne, mają opiekę. Zaczęli zgłaszć się już wolontariusze chętni do opieki nad nimi w wakacje, są też osoby chętne do adopcji, a pani Dalczyńska podjęła decyzję o zapewnieniu na stałe miejsca w Klikowej dla dwóch koni.

Na terenie skupu pozostały póki co krowy, dla których nie udało się jak dotąd znaleźć miejsca. Z krowami problem jest mniejszy o tyle, że są one w nieco lepszym (czytaj: nie aż tak fatalnym) stanie, co konie. W skupie trwa teraz akcja sprzątania, decyzją powiatowego lekarza weterynarii w Dąbrowie Tarnowskiej Jacka Janasa miejsce jest też codziennie monitorowane. Poinformował on też, że mimo wcześniejszych obaw nie ma zagrożenia epidemią żadnej choroby zakaźnej. W chwili pisania tego tekstu prowadzone jest dochodzenie, jednak na razie nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów.



Właścicielem skupu jest niejaki Janusz B. z Nowego Sącza, z którym kontaktu nie udało się uzyskać ani Policji, ani Powiatowemu Inspektoratowi Weterynarii. Udało się to za to bez problemu dziennikarzom "Gazety Krakowskiej". Właściciel skupu miał powiedzieć: "Przebywam za granicą. Nie mam pojęcia o co chodzi. To musi być jakaś pomyłka", po czym odesłać dziennikarza do swojego pełnomocnika Leszka Bieniewskiego. Pan Bieniewski miał rzec: "Podjęliśmy już działania, aby zapewnić zwierzętom godziwe warunki życia. Do takiego stanu doprowadził je pracownik, który nie doglądał gospodarstwa. Postaram się sprzedać stado." Cóż, takich reakcji należało się spodziewać: "ja nic nie wiem", szukanie winnych, chęć pozbycia się kłopotów... Jednakże co by nie mówić odpowiedzialność spoczywa na właścicielu skupu - choćby dlatego, że jego obowiązkiem było interesowanie się na bieżąco tym, co dzieje się w jego firmie. Czy będzie to odpowiedzialnośc pełna, czy tyko częściowa - o tym zadecyduje, mam nadzieję, sąd.



OTOZ prowadzi w tej chwili zbiórkę pieniężną na środki potrzebne do utrzymania odebranych zwierząt i doprowadzenia ich do normalnego stanu. Pieniądze można wpłacać na konto fundacji - nr konta to 55 1020 1853 0000 9902 0069 5668, adres odbiorcy - Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt OTOZ Animals, ul. świętojańska 41/16, 81-391 Gdynia, podając jako tytuł przelewu: "konie w Klikowej". Potrzeba także drobnego sprzętu - przydadzą się szczotki, kantary, uwiązy, czyli to, co każdy koń powinien mieć indywidualnie w swoim wyposażeniu. Ze swej strony powiem, że choć zwykle jestem nieufny wobec takich zbiórek, tak tym razem akcję i Towarzystwo mocno popieram. Wprawdzie OTOZ podczas interwencji mógł wykazać się większą operatywnością, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że miejscowa organizacja dopiero zaczyna działać, stąd zapewne brak doświadczenia u wolontariuszy, którzy jak dotąd z końmi niewiele mieli wspólnego. Trzeba też brać pod uwagę szok, jaki zapewne powstał u wielu uczestników akcji oraz w sumie w jakiś sposób psychologicznie zrozumiałą niechęć do styczności z odchodami i gnijącymi szczątkami (co wszakże nie usprawiedliwia np. bierności policjantów). Jedno natomiast jest pewne: gdyby nie OTOZ, ten straszny proceder w skupie być może trwałby dalej latami. Na uznanie zasługuje również szybkość reakcji, dobra współpraca z prokuraturą oraz działanie zgodnie z prawem, bez jakże często spotykanego w innych fundacjach oszołomstwa, medialnej nagonki, manipulacji i wydawania wyroków a priori.

Zwierzęta są już bezpieczne i wszystko wydaje się być na najlepszej drodze do względnego happy endu, warto jednak zastanowić się nad paroma innymi aspektami całej sprawy:...

Jeśli prawdą jest opowieść o tym, jak podczas akcji działali policjanci, to nie świadczy to za dobrze o tych służbach. Zastanówmy się też chwilę nad taką kwestią: wiemy z Gazety Krakowskiej i forów, że jest to skup w Woli Szczucińskiej, którego właścicielem jest Janusz B. z Nowego Sącza, mający pełnomocnika Leszka Bieniewskiego. Wola Szczucińska to wieś, czyli coś raczej niewielkiego. Ile tam może być skupów ? Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można by na roboczo przyjąć, że chyba tylko jeden. Po odpaleniu Googli i wpisaniu w okno wyszukiwarki słów: "leszek bieniewski janusz nowy sącz wola szczucińska" znajdujemy od razu na pierwszej pozycji dane pewnej firmy z Nowego Sącza, zajmującej się m.in. przetwórstwem mięsnym, a mającej oddział w Woli Szczucińskiej. Jest to jedyna wykazywana przez Google tamtejsza firma tego typu, podane są wszystkie dane adresowe i telefoniczne. Na stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii można też znaleźć wykaz placówek uprawnionych do gromadzenia zwierząt - tu również jest tylko jedna firma z Woli, ta sama. Gdybym był policjantem, rozpoznając sprawę spróbowałbym użyć podanego w Internecie numeru telefonu. Zapewne tak poczynili dziennikarze "Gazety Krakowskiej" - dlaczego więc problemy ze skomunikowaniem się miała miejscowa Policja ?

Jak informują media, podinspektor Bogusław Pyszny z Komendy Powiatowej Policji w pobliskiej Dąbrowie Tarnowskiej twierdzi, że wcześniej nie było żadnych zgłoszeń dotyczących sytuacji w skupie. Jednak na forum Re-Volty pojawiły się głosy, że władze gminy podobno otrzymywały już wcześniej (ponad rok temu) niepokojące informacje, lecz nie podjęły jakichkolwiek działań. Nie chce mi się wierzyć, że cała sprawa pojawiła się znienacka, niczym przysłowiowy diablik z pudełka. Jak widac na zdjęciach na terenie skupu zalegało mnóstwo szczątków w różnym stopniu rozkładu, zatem proceder trwał od dawna. Także tak ekstremalne gnojowisko w budynkach nie powstaje w jednej chwili, nawet przy całkowitym braku sprzątania pomieszczeń inwentarskich. Gdy do tego dodamy głosy o tym, że o pewnych rzeczach informowano miejscowe władze już od dawna, trzeba by się zastanowić, czemu nie podjęto wcześniej żadnych działań. Jeśli też dobrze się orientuję, każdy punkt skupu żywca jest prowadzony pod nadzorem weterynaryjnym i to zdaje się przez lekarza powiatowego - należałoby zatem zapytać czy, kiedy i z jakimi rezultatami takie kontrole były (o ile były) przeprowadzane w przeszłości ? Jeśli okaże się, że były zaniedbania także pod tym względem, wówczas osoba odpowiedzialna za ten nadzór także powinna zostac pociągnieta do odpowiedzialności.

W miarę swoich możliwości postaram się w przyszłości śledzić dalszy przebieg sprawy.



Zródła:

http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,58497.0.html
http://www.gazetakrakowska.pl/tarnow/413346,gehenna-zwierzat-pod-szczucinem-uwaga-drastyczne-zdjecia,id,t.html
http://dabrowatarnowska.naszemiasto.pl/artykul/944663,powisle-dramatyczne-zaniedbanie-zwierzat-drastyczne-zdjecia,id,t.html#02997c83119af42d,1,3,1