Aferacji towarzyskich ciąg dalszy
czyli: Grupa Trzymająca Władzę nie ustępuje
Wyrażone tu poglądy są wyłącznie moją prywatną opinią - Tomek_J
12.02.2013
Ciąg dalszy afery wokół zawodów towarzyskich:...
Przypomnijmy w skócie: niedawno PZJ ogłosił, że jakiekolwiek powiązane z nim osoby (sportowcy, konie,
sędziowie, delegaci techniczni, gospodarze obiektów itd.) nie mogą brać udziału w zawodach towarzyskich
pod groźbą pozbawienia ich prawa udziału w zawodach autoryzowanych przez PZJ przez pół roku. Bezczelność
takiego postępowania jest niewyobrażalna ! Jednym ruchem rozpieprzono ideę sportu amatorskiego i zawodów
towarzyskich. Kto i po co bowiem organizował takie zawody ? Organizowały to stajnie prywatne i lokalne
ośrodki jeździeckie, działające bynajmniej nie z chęci zarobienia na takich imprezach. Po prostu
organizatorzy pragnęli zapewnić osobom powiązanym z nimi oraz innym amatorom jeździectwa z najbliższej
okolicy nie tylko zabawy i towarzyszących jej sportowych emocji, ale też możliwość sprawdzenia swoich
umiejętności pod okiem osób, których poziom wiedzy i doświadczenia uprawnia do tych umiejętności oceniania.
Główną ideą było danie przyszłym zawodnikom sposobności pierwszego kontaktu z zawodami i możliwości
poddania rzetelnej ocenie swoich umiejętności. Teraz wprowadzony zapis organizatorom grozi niemożnością
wystawiania swoich własnych, zarejestrowanych jeźdźców i koni w oficjalnych zawodach, a sędziom - wyłączenie
ich z sędziowania. Nie dziwota więc, że rozpętała się mała burza...
Usankcjonowaniem tego komunikatu jest uchwała Zarządu PZJ z dnia 6 lutego 2013 roku, która podobno miała
być nadzwyczaj nieudolną próbą załagodzenia tej burzy. Otóż PZJ w swej niesamowitej łaskawości zgadza się
uznać zawody towarzyskie za autoryzowane (czyli: nie grożące sankcjami osobom w nie zaangażowanym), o ile
takie zawody:
- będą zgłoszone do PZJ,
- będzie się przestrzegać zasad dobrostanu koni,
- będzie zabezpieczona opieka medyczna,
- zawodnicy nieletni przedstawią zgodę opiekuna na start,
- zawodnicy będa ubezpieczeni od nieszczęśliwych wypadków, a organizatorzy - od odpowiedzialności cywilnej.
Pierwsze komentarze do uchwały osobiście mnie bardzo rozczarowały. Są to bowiem komentarze... radosne.
Niektórzy piszą, że taki wpis do kalendarza "ratuje zawody towarzyskie" - to może ja uratuję kogoś głosząc,
że nie dam mu w pysk, jeśli mi skoczy po piwo ? Bo to mniej więcej to samo... Inni z kolei cieszą się, że
"udało się dotrwać do szczęśliwego zakończenia tego poważnego problemu. Zawody Towarzyskie tak burzliwie
rozwijające się od jakiegoś czasu zostały włączone w oficjalny nurt życia sportowego. Oczywiście nie obyło
się od postawienia przed organizatorami i uczestnikami tych imprez pewnych warunków progowych, które
determinują ich wpis do kalendarza. Ale to jest chyba oczywista oczywistość, której nikt rozsądny
podważał nie będzie." - tak pisze pan Sławomir Dudek i mam wrażenie, że w porównaniu do publicznej
ostrej krytyki, jakiej w związku z całą tą sprawą poddał on niedawno Związek, jest to zwrot o 180 stopni.
Zwot, dodam, zastanawiający i dla mnie całkowicie niezrozumiały, bo tak naprawdę nie zmieniło się zupełnie
nic i nic tu nie jest "oczywistą oczywistością". Nadal arogancki przepis istnieje i nadal będzie batem na
tych niepokornych, którzy do jazdy konnej nie potrzebują żadnego Wielkiego Brata. Nie mogę więc zgodzić się
z twierdzeniem, że "na wzburzonych wodach polskiego jeździectwa sportowego po burzy zapanował spokój i nic
nie przeszkodzi, by mogło ono pożeglować ku rozwojowi". Lub powiem dosadniej: takie słowa to g...ucio
prawda ! Zakazu wszelkiego uczestnictwa dla zawodników, koni, sędziów z licencjami nadal ogranicza możliwości
startowe początkujących, choć już zarejestrowanych zawodników, którzy dotąd mogli tak zdobywać doświadczenie
i jeździeckie szlify. Mnóstwo miłośników jeździectwa organizowało "zawody podwórkowe" aby się sprawdzić -
teraz wielu z nich tego nie zrobi w obawie przed sankcjami. A jeśli już zorganizują, to np. bez sędziów
z prawdziwego zdarzenia. Wreszcie: amatorzy nie będa mogli już startować razem z zawodnikami, zniknie
czynnik motywujący do dalszej pracy i treningów. I zgadzam się w pełni z jednym z komentarzy: "Takie
działania prowadzą do jeszcze większej hermetyzacji środowiska. (...) Przy takich działaniach Związku
zastanawiam się w jaki sposób chcą znaleźć nowych uzdolnionych jeźdźców i oczywiście dobre konie, skoro
jest totalne ograniczenie pokazania się dla wszystkich nowych pasjonatów."
Jaki jest cel powstania uchwały PZJ ? Rozwój jeździectwa ? W jaki niby sposób ma ona je rozwijać ?
Zapewniać standardy zawodów towarzyskich ? Przecież na każdych znanych mi przez ostatnie kilka lat
"amatorkach" wymogiem ogłaszanym w propozycjach było zawsze (!) przestrzeganie Kodeksu Postępowania
z Koniem. Zawsze na zawodach był jeśli nie ratownik medyczny, to miejscowy, zaprzyjaźniony i opłacony
lekarz. Zawsze wymagano od nieletnich jeźdźców zgody rodziców na start - itd. itp. W tym zakresie nie
zmienia się absolutnie nic ! Ta uchwała jest więc tylko i wyłącznie batem na podporządkowanie sobie
niepokornych. Przez całe lata rola PZJ w odniesieniu do amatorów malała, była wręcz żadna. Tak, jak
od lat 90-tych cywilne latanie przestało podlegać monopolowi Aeroklubu Polskiego, tak amatorskie
jeździectwo przestało być rządzone przez PZJ. I tak, jak w efekcie tej niezależności dokał się wprost
niesamowity rozwój lotnictwa cywilnego w Polsce, napędzany przez osoby prywatne: lotniarzy, paralotniarzy,
posiadaczy samolotów ultralekkich, tak duże zainteresowanie jeździectwem wśród młodych ludzi zawdzięczać
trzeba temu, że wreszcie każdy mógł mieć konia i jeżdzić na koniu bez oglądania się na jakichkolwiek
urzędasów, na licencje i rozmaite wprowadzanych metodą kija durnowatych ograniczeń. Aż do teraz.
Od dłuższego czasu ludzie związani z końmi i jeżdziectwem stanowili dwa prawie całkowicie odrębne
światy: amatorów i oficjalnych zawodników. To, co ich łączyło, to niekiedy chęć ambitniejszych amatorów
do rozwijania się i podążania w stronę sportu. świat amatorów był świetną bazą do stawiania pierwszych
kroków w konkurencjach sportowych, choć nieoficjalnych. To, co także je łączyło, to osoby organizatorów
i sędziów. Ci pierwsi wprowadzali amatorów w realia sportu, ci drudzy fachowo weryfikowali ich
umiejętności i dawali wskazówki na przyszłość. I komu to, taka mać, przeszkadzało ?!... Ano przeszkadzało
FEI i podległym im związkom, w tym - PZJ-owi. Bo w tym czasie jego rola i znaczenie wśród tych amatorów
spadły na przysłowiowy pysk. Amatorzy ze Związkiem nie liczyli się w ogóle - i bardzo dobrze, bo i po
co ? Układy, licencje, składki - to wszystko było im po nic. Zawody nieautoryzowane, "pozazwiązkowe",
które od pewnego czasu mnożyły się jak grzyby po deszczu, stały się solą w związkowym oku. Zaś działalność
osób prywatnych - niepożądaną konkurencją. I to konkurencją skuteczną, jeszcze bardziej marginalizującą
rolę Panów Działaczy, a będącą alternatywną drogą rozwoju jeżdziectwa w Polsce. Dodajmy: drogą dostępną
na wszystkich szczeblach jeździeckich - od Zawodów Amatorskich o Uścisk Ręki Sołtysa Kaczych Dołów po
wielkie imprezy w rodzaju Parady Jeździeckiej, organizowanej przez OJ Indeks, w ramach której startowały
największe nazwiska i to nie tylko z Polski. PZJ się więc broni, jak umie. A że nie umie twórczo, więc
"idzie po bandzie" z rozwiązaniami siłowymi. Po prostu zdecydował się - mówiąc w przenośni - na pomachanie
publicznie sękatym kijem, którym zamierza walić swoich niepokornych oponentów po tyłkach.
Gdyby w uchwale nie było zapisu w wytycznych o obowiązkowym zatrudnianiu PZJ-towskich sędziów, a jedynie
o zobowiązaniu się, że zasady przeprowadzenia zawodów i sędziowania będą opierać się na i tak powszechnie
stosowanych w "amatorkach" regulaminach konkursów PZJ, wówczas może byłbym skłonny uwierzyć, że chodzi
o wdrożenie dobrych standardów rozgrywania zawodów towarzyskich. Jednak widać wyraźnie, że Grupa Trzymająca
Władzę chce wsadzić łapę do kieszeni amatorów - i niech nikogo nie zmyli fakt, że wpis takich zawodów
do kalendarza Związki póki co jest bezpłatny ! Stawiam dowolną butelkę wybornego C2H5OH przeciw szklance
kranówy, że to się zmieni - może jeszcze w tym roku. Jedną kretyńską decyzją zabito ideę amatorstwa
w jeździectwie. Amatorstwa rozumianego w najlepszy możliwy sposób, jako pasji, chęci rozwijania się.
Teraz żaden sędzia żadnej klasy nie pojawi się na "amatorkach", a takie np. amatorskie przejazdy
ujeżdżeniowe oceniane będą chyba tylko przez przypadkowe osoby na podstawie jedynie urody jeźdźca
i konia. Nie będzie zdrowej rywalizacji ani motywacji do pracy jeźdźca nad soba i koniem.
Na swoim podwórku każdy może sobie jeździć samochodem, nawet wtedy, jeśli nie ma w ogóle prawa jazdy.
Ba, może nawet sobie zorganizować zawody z również nie mającymi prawka sąsiadami, żadne prawo tego nie
zabrania, żaden policjant nie może się przyczepić. Dlaczego więc PZJ chce uniemożliwić ludziom tego
samego w odniesieniu do jazdy konnej ? Bo PZJ chce WŁADZY ! Władzy nie tylko nad swoimi członkami, ale
też nad w żaden sposób nie związaną z nim, szeroko rozumianą rekreacją. Za komuny słynny kabareciarz
Jan Pietrzak obśmiewał słynne hasło PZPR: "Program Partii programem narodu !" przewrotnie pytając:
"A czy to nie mogłoby być odwrotnie ?..." Warto by teraz zadać podobne pytanie, zamieniając "partię"
na "związek". Tak zmodyfikowane pytanie jest jednak retoryczne. Aby prawdziwe potrzeby amatorskiego
środowiska jeździeckiego jakkolwiek przekładały się na działania PZJ, musiałby odejść stary "układ".
Póki co próba zmiany czegokolwiek to:...
Zródła:
http://swiatkoni.pl/media/news/attachments/uchwa%C5%82a_zarz%C4%85du_PZJ_z_6_lutego.pdf
http://swiatkoni.pl/media/news/attachments/za%C5%82%C4%85cznik_do_uchwa%C5%82y_zarz%C4%85du_pzj.pdf
http://swiatkoni.pl/news/6620,zawody-towarzyskie-a-pzj.html