To było wczoraj, 23 września - Sonia i Klaudia przystąpiły do zdawania egzaminu na Brązową Odznakę Jeździecką.
Podejście do egzaminu poprzedziły długie treningi ujeżdżeniowe i skokowe tak w Sączowie, jak i w samych Zbrosławicach.
Trenerami "na obczyźnie" byli: ujeżdżeniowo - Ewa Hordyńska, skokowo - Marcin Jońca. Wprawdzie pani Ewa zachwycała się
potencjałem ujeżdżeniowym Fuksiaka, a pan Marcin dostrzegał duże możliwości skokowe Meteora, jednakże Pumcia była pełna
obaw zwłaszcza w stosunku do drugiego z konisiów. Początkowo mimo treningów u nas Meteor ciągle miał problemy ze
zwrotnością, potrafił lądować na złą nogę itd.; i dopiero pod koniec "cyklu treningowego", po zastosowaniu ćwiczeń
zalecanych przez Osma oraz po pracy na lonży na ciasnych kołach zaczął pod tym względem być "do rzeczy". Niestety
ostatnie treningi były "na wyjeździe", prowadzone przez wspomnianego p. Marcina obnażyły wszystkie niedoskonałości.
Dlatego też Pumcia, pragnąca zdawać w tym samym czasie na Odznakę Srebrną rozsądnie zrezygnowała, odsuwając swój
egzamin na przyszłą wiosnę.
Oprócz ćwiczeń praktycznych "wałkowana" była też oczywiście teoria - non-stop, w każdej sytuacji i każdej wolnej chwili.
Ucierpiałem na tym głównie ja, , nie tylko nakłaniany usilnie do ciągłego odpytywania
moich dziewczyn, ale także - o zgrozo ! - odpytywany przez Gosię ! . Cóż, co jak co,
ale teorię na Srebrną mógłbym zaliczyć bez problemu. Podczas nauki nie obyło się i bez akcentów humorystycznych - zrozumiałe
trudności i opory przed przyswajaniem mocno wydumanych tekstów Wacława Złotoustego, obfitujących nieraz we wielce osobliwą
"nowomowę" i licznie obecną tautologię ("masło maślane") powodowały zabawne pomyłki i przekręcenia. Nic jednak nie przebije
Soniqowych "mięśni UWODZICIELI"
Po przyjeździe do Zbrosów czekała na nas niespodziewanka - okazało się, że ujeżdżenie odbędzie się na hali, to jest:
w warunkach, w jakich dotąd nasze koniki nie miały okazji przebywać. Aby zmniejszyć potencjalny stres koni dziewczyny
przed przygotowaniami do startu oprowadziły obu naszych panów po hali. Sporo było ubawu przy tym, bo konie zobaczywszy
się po raz pierwszy w lustrach dosłownie oczu nie mogły od swoich odbić oderwać. Normalnie: para końskich narcyzów !
Po oderwaniu ich przemocą od jakże fascynującego zajęcia, jakim było kontemplowanie swej niewątpliwej urody, odstawiliśmy
zwierzaki do boksów (tu duże podziękowania dla p. Marcina) i zaczęło się czyszczenie, siodłanie, owijkowanie itd. itp.