Trening w Zbrosławicach

Pumcia:

Kochani - kilka dni temu wróciłam z Fuksem i Meteorem z treningów ujeżdżeniowych, prowadzonych w Zbrosławicach przez Ewę Hordyńską. Straaaaasznie sie bałam co to będzie - bo po pierwsze ja jestem indywidualistka (trudno mnie czasem przekonać), a po drugie od lat jeździłam sama, więc mnóstwo błędów popełniam. Jechałam więc pełna lęku jak sie to wszystko wyklaruje zwłaszcza, że na dzień dobry dostałam po uszach przez telefon za zagalopowywanie ze stój.... Dostałam po uszach, bo takiej figury nie ma w żadnym czworoboku i nie ma powodu, żeby to ćwiczyć, chyba, że jako sztuczki cyrkowej. Więc wyobrażenie pani trener o mnie nie było zapewne najlepsze w związku z tym. Trenowaliśmy ostro przez 4 dni. Jeździłam po około godzinę na jednego konia. Wiec wypadało jakieś 3 h jazdy dziennie. Ale po kolei:


Pierwszego dnia była jazda zapoznawcza dosyć krótka, ok. 45 minut na konia. Sprawdzaliśmy się nawzajem trener, konie i ja. Ja wyszłam najgorzej, bo myślalam, że się z wysiłku osunę zemdlona z konia.... Potem trochę było już lepiej, ale za każdym razem można było wyżymać moją koszulkę i bryczesy. Pierwszy raz jeździłam tez w ostrogach.


Głównie praca polegała na pokazaniu koniowi drogi na dół. Ciągłe pilnowanie, żeby był ustawiony do środka i dobrze zgięty we wszystkich zakrętach.... Ja wiem że to brzmi banalnie... Ale mi się naprawdę wydawało że jeżdżę po literach i że koń jest zgięty i ustawiony. Gdzie tam !!! Dopiero tu się dowiedziałam jak to ma tak naprawdę wyglądać. Można powiedzieć, że otworzyły mi się oczy i naprawdę poczułam jak powinien być jechany koń żeby się rozlużnił. Na okrągło słyszałam: pysk do środka, łydka wewnętrzna zgina, bat podstawia zad i tak W KÓŁKO. Poprawiliśmy rysunek figur, co było na szczęście łatwiejszym zadaniem. Ciekawa jestem kto pierwszy zapyta dlaczego oba konie są przeganaszowane )


Jazdy to przede wszystkim ustawianie konia na pomoce. Zachecanie do obnizenia szyi przy jednoczesnym zaangazowaniu zadu - jak to sie latwo pisze ! Ale zrobic - pot ze mnie splywal ciurkiem. Kilka zasad np. Klusujemy, jesli mamy dobry stęp, galopujemy, jak jest dobry klus. Dobry - znaczy w rytmie i na pomocach z koniem o poddanej potylicy i podstawionym zadzie. Nie jezdzimy na pseudokontakcie. Czyli: albo swoboda pelna, a jak do roboty, to kon poskladany. I caly caly czas ustawienie konia do srodka - pyszczek do wewnatrz, oparcie na zewnetrznej wodzy i wyginajaca lydka. Konia mialam ustawionego na wprost tylko przy zatrzymaniach, a tak to zawsze ten pysk do srodka, niewazne czy kolo, czy dluga sciana. Narozniki zawsze i ciagle wyjezdzac.


Co do oceny słoników to jest taka: konie były bardzo dobrze prowadzone, są ufne i odpowiednio umięśnione. Ich umiejętności są odpowiednie do czasu jaki na nich jeżdżę. Teraz jest właśnie moment żeby zaczeły pracować. Na treningach wychodziło wszystko co było założone właśnie dzięki wcześniejszemu przygotowaniu (tu obrosłam w piórka, ale tylko troszeczkę; choć nie powiem - strasznie cieszy taka pochwała).


Najbardziej zostaliśmy pochwaleni przy odjeździe. Konie nie mogły być wprowadzone do przyczepy przed stajnią, bo wyjazd jest bardzo ostro pod górę. Pakowalismy je zatem przed bramą na asfalcie (na szczęscie mało uczęszczanym, ale jeden samochód musiał poczekać aż skończymy). Konie wyszły za bramę pierwszy raz - więc obcy teren - oczywiście jakiś pan z pieskiem się napatoczył, a z boku inny piesek szczekał. Pierwszego wprowadzalam Fuksa, bo bardziej się boi wąskich przejść. Fuksik nafukal na przyczepę. Zawahał się 3 minutki - i myk do srodka. Sonia z Meteorem - minutka i koń zapakowany. A trener - zdziwienie, że tak szybko poszło i usłyszałam, że jak tak ufaja czlowiekowi z ziemi, to z góry tez ze wszystkim sobie poradzimy.


Wspolpraca z p. Ewą Hordyńską układala sie bardzo zgodnie. Bardzo mi pasuje jej podejscie i sposob pracy oraz przekazywania wiedzy. Chyba naprawde pół sukcesu w treningu to zgodnosc psychiczna trenera i "ofiary" ) Ja po pierwszym treningu bylam chyba bardziej wykonczona psychicznie !!! Od tego ciaglego uwazania. Ponadto sedzia jako trener to zero litosci dla rysunku. Widziala wszystko, kazda niedoskonalosc, kazde moje rozluznienie uwagi. Brakuje mi teraz tej mobilizacji. Tam nie bylo przebacz - samej na pewno nie dam rady az tak pojezdzic. Ale pokazala mi droge, ktora bede szla. Pod okiem poszlo by sprawniej mniej bym byla roztrzepana:-)) ale poczulam do czego dazyc i to jest najwazniejsze ! Muszę powiedzieć że efekty treningu są ZABÓJCZE


P.S. A z tym przeganaszowaniem to jest tak, ze zle jest jesli kon chowa sie za wedzidlo. Ale jesli pozostaje na lacznosci z reka trzeba mu pozwolic poszukac optymalnego miejsca polozenia glowy. Nie ma nic zlego w takim ustawieniu jesli zad sie nie ciagnie kilometr za koniem. Podnosi sie go pozniej)