Nasze Drugie Zawody !


5 sierpnia 2006 to nasze drugie "wystąpienie publiczne" na Amatorskich Mistrzostwach Zagłębia w Ujeżdżeniu i Skokach, które odbyły się w Sosnowcu - Ostrowach Górniczych. Z powodów organizacyjnych braliśmy udział tylko w części ujeżdżeniowej pierwszego dnia imprezy). Startowały: Gosia na Meteorze, Sonia na Fuksie i Klaudia na Klementynie Michała. Nasze wyniki - powiem nieskromnie - przerosły nasze najśmielsze oczekiwania:

Meteor, Gosia = 70% ; 64,74%
Klementyna, Klaudia = 69,47%
Fuks, Sonia = 73,16% ; 72,11 %

W ten sposób para Sonia+Fuks zdobyli PIERWSZE MIEJSCE !


W zasadzie zawody zapewne wygrałby Meteor; niestety w paradę weszła jego tradycyjna nadpobudliwość. Przejazd Gosi rozpoczął się od dęba, brykania, potem były nieplanowane zmiany tempa itd. Gosia konia jednak opanowała po mistrzowsku, a trzecie miejsce jest w tych okolicznościach takim samym sukcesem, jak pierwsze Soni. Jeśli chodzi o Fuksa i Sonię - cóż, przyjemność udzielenia relacji zostawię jej. Wygrała, więc niech się pochwali, ma swoje 5 minut. Była bardzo zadowolona z konia już na rozprężalni, ale i tak wyniki końcowe były wielkim i miłym zaskoczeniem. Klaudia też pojechała bardzo dobrze, nie wiem na 100%, ale oceniam, że zajęła gdzieś okolice 5 miejsca. A należy przy tym pamiętać, że Klementyna to 12-letnia klacz, która przez prawie pierwsze 11 latek życia chodziła tylko od przypadku do przypadku, zaprzęgnięta do wozu. Wszystkim dziewczynom biję wielkie, wielkie brawo !

Dla posiadaczy szybkiego Internetu:
filmik z jednego z przejazdów Fuksa
filmik z jednego z przejazdów Meteora

(Uzupełnienie: po powrocie do domu okazało się, że sędziowie błędnie policzyli procenty, ujmując conieco Sonii i Klaudii; Znaczy: mogło być jeszcze lepiej !)


Soniq: Zawody na Ostrowach mieliśmy w planie już od dawna, toteż odbywał się w domu daleko postępujący trening jeźdzców i koni. We wtorek, ostatniego tygodnia przed zawodami nastąpił kryzys totalny jeśli chodzi o mnie i Fuksa. Ja stwierdziłam, że nie umiem nic, Gośka męczyła Fuksa po nocy naprawiając jego skrzywienie do zagalopowań! W każdym razie obydwoje z Fuksem usztywnialiśmy się jak nic innego na świecie. Po za tym mój ćwiczebny wołał o pomstę do nieba, ręka sztywna i twarda, łydka latająca gdzie popadnie... i ja się wybieram na zawody ujeżdżeniowe ?! A jeszcze do tego doszło skrzywienie Fuksa co do zagalopowań na złą nogę- jak z bata strzelił chwila nieuwagi i koń już ze złej nogi... zmora naszych całych zawodów . I w ogóle stwierdziłam, że takie zawody powinny być robione częściej, bo z kilka miechów takiego maratonu i zrobiłby się ze mnie chyba jeździec idealny pod względem dosiadu tyle ćwiczeń i męczarni... z powodu jednego dnia! A do tego wszystkiego tak się pięknie sprawy poobracały, że moja ostatnia jazda na Fuksie była właśnie w owy wtorek.. a później do soboty nic. Do 5 sierpnia 2006 roku.


Ogólnie pogoda zapowiadała się na mało sprzyjającą. Całe szczęście z wielkich chmur grożących nam totalną ulewą sipiała jedynie drobna mrzawka, tak więc przynajmniej nie było za ciepło. Przygotowaliśmy rano rzeczy na wyjazd, wyczyściłysmy z Gośką koniki... z tymże w tym czasie kiedy Gosia zaplotła całą grzywę Meteora w 11 (szczęśliwych!) koreczków ja zdążyłam jedynie porządnie wyczesać ogon Fuksa. Lubię zawody pod jednym względem- naprawdę fajnie jest tak siedzieć w stajni i przygotowywać te koniki, czesać je, pleść im warkoczyki. Fajnie tak. No nic, zapakowaliśmy koniki do bukmanki i fruu na zawody !


Na zawodach było jakieś "naście" koni, czy coś w tym stylu. W każdym razie przejazdów było 16. Gośka startowała jako 2 i 3, więc pewnie sama to opisze. Ja natomiast miałam przejazd gdzieś pod koniec zawodów. Fuks z początku bardzo się płoszył wielu rzeczy, ale wraz ze wzrostem mojej paniki przed startem jego zdenerwowanie i płochliwość ustępowały, aż doszło do tego, że mnie zbierało się na wymioty, a Fuks zasypiał na rozprężalni stojąc w miejscu ! Fenomenalny koń, zupełnie odstresowany...

No i wjechaliśmy ! Serce miałam gdzieś w okolicach gardła! Nie umiem logicznie wytłumaczyć dlaczego przed samym startem i w trakcie tak strasznie się stresuję. A jest to stres zupełnie nie do opanowania, nawet jeśli sobie wmawiam, że to nic takiego . Widziałam już dużo przejazdów, więc za bardzo nie liczyłam na jakieś wysokie lokatowo miejsca, bo znałam umjejętności moje i Fuksa (a przynajmniej tak mi się wydawało hehe) ale chciałam pojechać to tak, żeby wykonać większość rzeczy nad którymi pracowaliśmy w miare staranie- a zwłaszcza, żeby zagalopować z dobrej nogi !


Jedziemy... no wjazd, zatrzymanie, ukłon. Wiadomo... Przed wjazdem na przekątną Fuks wystraszył sie żółtej płachty i troszkę uskoczył w bok. Pomyślałam sobie- no pięknie i znów adrenalina mi nieświadomie podskoczyła do góry - co oczywiście zaowocowało spokojnym stoickim przejazdem Fuksa hehe. On ma chyba jakieś samouspokajacze, które włączają się z powodu troski o dobro jeźdźca i konia pod tytułem (Ktoś te zawody tu jechać musi! ). Niom, zagalopowanie oczywiście ze złej nogi , ale szybko się poprawiliśmy. Przejazd był ok. Najbardziej byłam dumna z tego spokoju - jaki ogarniał Fuksa i jaki pozwolił mi trochę mniej się tym wszytskim przejmować.


Chwila przerwy na obwąchanie wszystkich reklam, które wiszą na płocie i drugi przejazd. Już jechaliśmy tak, byle się to wreszcie skończyło. Jak skończyliśmy to byłam taka dumna z Fuksa za jego postawę i podejście, ze wydrapałam go za wszystkie czasy (zawsze go drapie po szyi, bo on się wtedy tak śmiesznie wyciąga hehe). Najbardziej byłam tylko ciekawa na ile procent nas ocenili i zupełnie nie przyszło mi do głowy, że mogliby nas jakoś specjalnie wysoko ocenić tzn. np. na jakieś miejsce na podium.

I wtedy po przejeździe Klaudii przychodzi do mnie Gośka z wynikami i się pytam:
- No i jak tam ?
- No kochana wygrałaś...
- Nie no Gośka, ale powiedz na serio. Ile procent ?
- No mówię Ci prawdę- wygrałaś.
- Ej, nie rób sobie ze mnie jaj...
Ja już bylam blisko płaczu, żeby się ze mnie nie śmiała (bo jeszcze się przy tym tak uśmiechała) i nie robiła mi żadnych głupich nadziei. A może ona się ze mnie nabijała ? No i dopiero jak 4 razy mi to powtórzyła to powoli zaczynało mi coś w głowie świtać... no i naprawdę wygraliśmy z Fuksem te zawody. Tzn. ja jestem zdania, że to Fuks wygrał te zawody. Był to nasz pierwszy wspólny start i jestem z niego naprawdę, naprawdę, naprawdę zadowolona. Był po prostu świetny! Lepiej tego zrobić nie mógł ja - owszem, ale to już kwestia dopracowania różnych rzeczy. Takie zawody to naprawdę dobra motywacja do pracy na maneżu nad dosiadem hehe.

Tak więc za pierwszy przejazd mieliśmy 73,15% a za drugi 72,11%. W głowie pęta mi się tylko jedna, bardzo śmieszna myśl. Jak można wygrać zawody przejazdem z zagalopowaniem ze złej nogi ?!


Tak więc moje drugie w życiu zawody ujeżdzeniowe zakończyły się prawdziwym sukcesem. Tak samo jak i drugie w życiu zawody Fuksa a tym samym pierwsze nasze wspolne zawody albo jest to symboliczna zapowiedź samych porażek w naszym zespole, albo wręcz przeciwnie... dowiemy się tego dopiero na następnych zawodach hehe. W każdym razie fajnie by było jeszcze się podszkolić i następnym razem zdobyć znów pierwsze miejsca ale zbyt zachłanni nie możemy być, co nie ?? w każdym razie byle by była świetna zabawa, dobra pogoda i doba organizacja zawodników i zawodów- a to już jest klucz do udanych zawodów, z których jest dużo radości, czy wygrane, czy nie, miło spędzone- to jest to hehe.

A to wszystko przez to, że śmiałam się przez całe przygotowania do zawodów, że Zawodnik to jest taki ktoś kto Zawodzi na Zawodach hehe i dlatego my jesteśmy tacy Zawodnicy hehe. No, ale w tym przypadku się do zawodników coś nie zaliczamy, bo nie dosyć, ze nie zawodziliśmy to jeszcze pozbieraliśmy jako Stajnia Trot wszystkie najlepsze miejsca hihi. Ja sama na Fuksie zajęłam 1 i 2 miejsce hehe.

W każdym razie ogromne podziękowania dla Tomka, który był naszym luzakiem i odkryliśmy również historię słowa - Luzak. To jest taki ktoś który na zawodach bez wzgledu na wszystko musi zachować luz hehe.
[Komentarz Tomka_J: no fakt, naprawdę trzeba wytężać wszystkie siły i mieć żelazną dyscyplinę by zachować luz w sytuacji, gdy ma się w ręku uwiąz z miotającym się Meteorem, a zaczyna dawać znać o sobie wcześniej wypite piwko... ) ]


***

Pumcia: Klementyna była nieprawdopodobna na zawodach ! 12-letnia klacz, którą półtora roku temu odciągnęliśmy od pracy w bryczce ! Przez półtora roku poczyniła takie postępy, że to wręcz nie do uwierzenia. Z konia który: (1) nie podawał nóg WCALE, a próby groziły śmiercią tak waliła wszystkim co sie dało; (2) siodłanie było z wierzganiem i gryzieniem; (3) wsiadanie było z waleniem z zadu - zrobił się prawdziwy koń ujeżdżeniowy. Teraz nóżki podaje jak złoto, na siodłanie nie reaguje, czasem sie powierci przy wsiadaniu. Jazda na początku była trudna ale z zatrzymaniem zero problemów Mówiło sie koniowi "prrr", a ona z pełnego galopu robiła stój.... Baliśmy się trochę jak wypadnie na zawodach, bo lubi sie grzać na widok innych koni i bywa podenerwowana w ich obecności. A tymczasem sprawiła nam przemiłą niespodziankę. Była dzielna, spokojna i ładnie się pokazała !

Meteor - jak to Meteor... Wszystko było cacy póki byliśmy na rozprężalni z innymi konikami, a jak wyjechaliśmy poza to się zaczęły różne sztuczki. Ale przetrwaliśmy i przejazd był o NIEBOSKŁON lepszy niż na zawodach w Panewnikach. Bardzo jestem z niego dumna ! Najwieksze podziękowania należą sie Tomkowi bo on zajmował się Meteorem po moich przejazdach - ja rozprężałam wtedy Klaudię i Sonię. Tomek spisał się na MEDAL.


Dziewczyny pojechały bardzo ładnie - spokojnie, płynnie bardzo jestem z nich zadowolona. A po zawodach pojechałyśmy sobie z Sonią w teren (Klema pojechała już do domu a my czekałyśmy na powrót bukmanki). Pojezdziłysmy sobie w okolicach stajni, a nasze Chłopaki dały nam popis niespożytej energii. Jechały tak jakby dopiero ze stajni wyszły. Rozumiem więc co to są problemy z nadkondycją ! My też zachodzimy w głowę co tu wymyśleć jak te dwa małpiszony po 4 h na nogach na zawodach mają jeszcze tyle siły na latanie po lesie ! A Sonia mówi, że Fuksa to chyba na wyścigi trzeba posłać, tak jej dziś dał popalić w terenie.