"Czas Hubertusów !"

14 października Klaudia z powodzeniem brała udział w polowaniu na lisa - Gratulujemy ! A poniżej - fragmenty wspomnień z jej bloga:

Tak jak było w planach, po 9 rano dociągam popręg, zakładam rajtok i w drogę. W półtoragodzinną podróż stępem z Sączowa do Świerklańca, drogą, którą znam na pamięć. Zabrałam ze sobą torbę z dodatkowym swetrem, wodą, jabłkami, owsem :D i takimi innymi pierdołami :D Nawet miałam ciasteczka dla Draki. Trochę dziwnie mi było z nią jechać, ale jakoś udało nam się pomieścić w jednym siodle. (...) Pojechaliśmy do końca całego wału, trochę lasem i w końcu dotarliśmy do starej stajni, gdzie teraz jest mini zoo. Na placu przy stajni przywitał nas współorganizator Hubetrusa. Wyjaśnił mi co i jak i zaprosił nas z Drakusią na tyły stajni, gdzie mogłam poluźnić popręg, i dać Drace poskubać trochę trawy Jakiś czas przerwy dobrze nam zrobił. (...)



W końcu wszyscy zaczęli się zbierać, to i ja poprawiłam siodło, podciągnęłam popręg, i poszliśmy przed stajnię. Poprosiłam pana organizatora, o przechowanie mojej cennej torby, zapominając z niej wyciągnąć chusteczki, komy, i cukierasków dla konika :( A kurcze, były mi potrzebne do nagradzania, bo Draka naprawdę zasłużyła. W każdym razie wyjeżdżając za bramę stajni widzę: Anetę na Korci, i Basie na Aferze :D które pojechały mnie szukać :D No, znalazły wracając. I nareszcie mogłam się z nimi zapoznać, i z wspaniałymi konikami dziewczyn :D Anetka i Basia są naprawdę przesympatyczne, i bardzo je polubiłam, no a ich urocze konie - superaśne Siedząc na swoich konikach oczekiwaliśmy na innych zawodników, których się uzbierało całkiem sporo, bo ponad 30 było z pewnością. Westernowcy, ujeżdżeniowcy, rekreanci - miszmasz. (...) Nadszedł czas by ruszyć na mszę. Wszystkie konie ładnie w parach, a my we trzy szłyśmy na mszę, ze mną w środeczku :D Heh. Wszystkie konie ustawione równiutko w szeregu przed żywopłotem. Drace najwyraźniej znudziła się cierpliwość, i musiałam z nią co chwila chodzić w kółeczko. Spotkałam Magdalenę na swoim Bajerku, znanego z wygrania zawodów na Ossach :D Coś spokojnie było, Draka się nie grzała, Bajer się nie ogierzył, wiec mogłam być spokojna, że nie będzie taranto-gniadego źrebaka :D heh. Po dość krótkiej mszy wszyscy z panem Jońcą starszym na czele udaliśmy się przed Pałac Kawalera, gdzie wszystkie konie stanęły w szeregu pyskami do pałacu kultury, a Draka mądra pani najpierw odwruciła się zadem, a później bokiem Ale przynajmniej stała spokojnie. Na miejscu odbył się mały pokaz chartów z różnych krajów, później wszyscy zaproszeni goście otrzymali po kieliszku szampana :D



Następnie w programie miał być spacer koni, podczas gdy psy poszły na wyścigi. Spacer to za mało pozwiedzane. Wszystkie konie jeden za drugim stępem, w kłusie było już trochę problemu, zaczęli się wyprzedzać, jeden wałach za zadem Draki zbliżył się zbyt blisko, i oberwał z zadu mojej kobyły, aż przeszedł do stępa. No cóż mimo moich ostrzeżeń, żeby facet trzymał normalną odległość sam poprosił się o kopa dla swojego konia. (...) W kłusie jako tako szło jeszcze wytrzymać. Kiedy konie z przodu chciały dogalopować do pozostałych, nie chciałam odstawać od grupy i poprosiłam Drakę o zagalopowanie. O ja! :D Kobyła szczęśliwa, że może sobie pobiegać, poleciała do przodu, wymijając połowę grupy. Kiedy przeszliśmy do kłusa, Draka przestraszyła się nagle wyrośniętej zza krzaka ławki, ale luzik, lekko odskoczyła na bok, i wróciłam za Aferę Kłusem jechaliśmy dalej, kręcąc się po jakiejś polanie praktycznie w kółko, po jakiś krzakach i łące. Kiedy padło hasło galop, z głośnymi wyrazami, że mi się to nie podoba, odjechałam na bok, gdzie praktycznie cały czas obserwowałam dzikie galopy innych zawodników. (...) Później była gonitwa główna, czyli pogoń za lisem. Z naszej czwóreczki, Anetka, Basia, Patrycja i ja, tylko Anetka ze swoją Korunią miała odwagę brać udział w gonitwie, i (nie wiem czy dobrze słyszałam) trzy razy była bliska zdobyciu trofea, także ogromnie gratuluję :*. Tą konkurencję wygrał jeden z westernowców, którego znam, ale nie pamiętam imienia. Znam go z zawodach westernowych na Ossach. Nie chciałam brać udziału w tej głównej gonitwie, ponieważ zdarzyło się to, czego się obawiałam. Wypadków, wpadania jeden na drugiego... Pan, który grał role lisa, (pewnie nieumyślnie) wjechał na asfalt. Jemu nic nie było, ale doszło do wypadku trzech koni. Osobiście widziałam dwa, ale mówiono, że były trzy. Dwa z koni poślizgnęły się na betonie, podejrzewam, że ten trzeci wleciał właśnie w lezące dwa. (...)



Potem nadszedł czas na szukanie lisa. Tu brało udział kilka osób nasza czwórka, Magdalena na Bajerze, i kilka osób również, które pobiegły za nami, i kilka co biegły w innym kierunku. I bardzo zbłądziły :D W każdym razie niektórzy wiedzieli, gdzie jest lis I tu już było w formie wyścigu, do danego drzewa. Wielkie podziękowania dla Patrycji :* i Basi :*, które podpatrzyły, gdzie pan Jońca chowa lisa, a gdzie udaje, że go ukrywa. W każdym razie na sygnał odwróciłyśmy się w stronę miejsca, gdzie przypuszczałyśmy miejsce ukrycia lisa. Bo wcale nie musiało to być tam. Tam mógł pan Jońca udawać, że chowa lisa. No, ale na sygnał na raz wszyscy byliśmy odwróceni, i po lisa! :D Strasznie się cieszę, że znów Draka mi zaufała, i zrobiła to, o co ją poprosiłam. Zagalopowała od razu, i pognała dokładnie tam, gdzie chciałam, wyprzedzając wszystkich jak leci :D to było super, nawet nie przypuszczałam, że mam tak wspaniałego, zaufanego konia! :D Był problem. Galopowaliśmy do drzewa, a się okazało, że zaraz za tym jest rzeka! :D Spad i rzeka! :D Zaczęliśmy hamować, Basia nas w tym czasie równo dogoniła, ale z Draką wpadliśmy centralnie pod gałęzie, i jeszcze z tej strony, gdzie ukryty był lisek! :D Zobaczyłam tylko flo i krzyknęłam "Jest!!" :D Łapnełam za flotkę, wyciągnęłam całego lisa równo jak druga ręką chowałam twarz przed gałęziami. Ach, z Basią na Aferze rywalizowaliśmy równo, tylko że Basia wjechała nie z tej strony drzewa, co był lisek, ale podejrzewam, że byłby ich! :D Tak więc jadąc po puchar, razem trzymałyśmy za lisią kitę, mówiąc, że znalazłyśmy lisa obie! :D No bo to prawda. Ale gdy organizator w takim razie chciał rozgrywki, przyznałam się, że lisa złapałam pierwsza. A szkoda, może by przy rozgrywce poszczęściło się Basi, i to ona by zawiozła puchar do domu? Trochę było mi przykro, bo laski chciały tego liska, a ja przyjechałam tam tylko na gapia, a jednak wróciłam do domu z pucharem (...)



Odebrałam puchar, podałam kilka swoich danych dla Dziennika Zachodniego, i wróciłam do stajni, gdzie przegnałam się z Anetka i Basią - super dziewczyny (...) I w półtora godzinną drogę stępem do domu. Przy okazji spełniłam swoją zachciankę, mianowicie przejechałam się konno po wale :D Hura!

Dziękuję wspaniałym dziewczyną które poznałam, za wspólną zabawę i za to (nareszcie) spotkanie :D Oby takich więcej. Buziaki dla was, Basiu i Anetka :*:* A, i dla Patrycji :D I dla mojej kochanej Drakusi, dzięki której zawdzięczam tą przygodę Za wytrzymanie ze mną 7 godzin na grzbiecie ( z przerwą ) z czego Draka wruciła do domu nawet nie zmoczona ani jedną kropla potu. Niestety, obie ucierpiałyśmy :( Mam zwichnięty nadgarstek, a Draka została lekko obdarta przez potnik (odstające obszycie, którego nie zauważyłam) na kłębie.

Wszystkie zdjęcia pochodza z blogów Klaudii i Anety