Pierwsze zawody w sezonie 2007

Zawody "zaliczyliśmy" trochę znienacka. Praktycznie nie były reklamowane i gdyby nie MajaK, w ogóle byśmy o nich się nie dowiedzieli. Uznaliśmy jednak, że byłaby to dobra "rozgrzewka" przed nadciągającymi Amatorskimi Mistrzostwami Polski w "Lewadzie".

Zawody odbył się w Ośrodku Wypoczynkowym "TUR" w Gliwicach-Czechowicach. Tu mała dygresja dla osób, które będą chciały dojechać na zawody: oficjalnie ośrodek mieści się przy ul. Ziemięcickiej, jednakże BROŃ BOŻE nie skręcajcie w ulicę Ziemięcicką ! To jest ślepa uliczka, przechodząca w dziurawą asfaltówkę na 1 auto, a następnie w drogę gruntową - dojazd z końmi skończył się dla nas błądzeniem po lesie bez możliwości zawrócenia oraz nadpalonym sprzęgłem. Jeśli ktoś jedzie od Pyskowic, to po wjechaniu do Gliwic i przejechaniu pod wiaduktem i musi przejechać wiatła dla pieszych i jakieś 200-300 m dalej skręcić w lewo, na wysokości przystanku autobusowego (będzie wielka tablica Ośrodka Wypoczynkowego TUR). Sam ośrodek robi sympatyczne wrażenie - jest na uboczu, w lasku, nad jeziorem. Stajnia prosta, ale bardzo przyzwoita, konie ładne, ludzie mili. Ale... Stajenni mogliby się bardziej przykładać.


Konkurs obejmował klasę L, klasę P, zawody ujeżdżeniowe w damskim siodle oraz konkurs damskiej elegancji. Niestety z powodów ode mnie niezależnych (praca...) moja rola sprowadziła się wyłącznie do zawiezienia koni... Jednak oprócz Soni i Gosi było tak parę znajomych osóbek, którym zawdzięczamy zdjęcia i nagrania video. Oto, co po zawodach powiedziały zawodniczki i widzowie:


Pumcia:

Atmosfera zawodów była miła poza małymi zgrzytami ze stajennym. Ludzie fantastyczni - i organizatorzy, i miejscowe zawodniczki i luzaczki. Bardzo się tam dobrze czułyśmy. No i psy – żałuję że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Tam biegało siedem szczeniaków mastiffa. Coś niesamowitego !!! Sama stajnia ma taką rodzinną atmosferę, że aż przyjemnie przyjechać. Konie mają wybiegi na które są nawet wypuszczane, a koników mają chyba ok. 20-tu.


Pierwszego dnia rozstawiony był mały czworobok. Musiałyśmy się z P-1 na tymże zmieścić, bo generalnie bylo blotniscie. Organizatorzy robili, co mogli. Bronowali, walcowali i wogóle, co pomoglo, ale tak nie dokonca. Skutkiem tego cala jedna sciana byla zdradliwa. Przy kole w galopie 15 m Fuks tak mi sie poslizgnal ze myslalam ze to bedzie moja pierwsza eliminacja Po tym byl tak sfrustrowany ze przebieglismy przez czworobok tylko na 56 proc. Wyszło, jak wyszło - wpływ na ocenę miało to prawie spotkanie z matką ziemią. Ale się wybroniłam, więc uff, nie najgorzej. No i potem to już tylko latająco było a już zwłaszcza na tej feralnej ścianie. Nauczone doświadczeniem dnia poprzedniego w niedzielę postanowiłyśmy zamiast po prostu rozgrzewki zrobić normalną godzinną jazdę jak w domu. Efekty były zadziwiające, przejazdy dużo spokojniejsze i w miarę płynne. O swoich wrażeniach z konkursów damskiego siodła na pewno napisze MajaK, ja tylko od siebie powiem, że dzięki niej pierwszy raz siedziałam w takim siodle i nawet udało mi się pokłusować. Niestety problem skręcania w prawą stronę tymczasem mnie przerósł ale kto wie co będzie następnym razem ?...


W niedziele juz bylo lepiej - przede wszystkim duzy czworobok wiecej miejsca na hamowanie. Fuks wyluzowany w miare - pochwalono nas za chody boczne i skarcono za nadmiar reki. Meteor jak to on w sobote dal popis brykow na czworoboku a w niedziele podczas dekoracji. Jak nam w Lewadzie pojada tak jak tu w niedziele to bede bardzo zadowolona.



Omega:

Pogoda była świetna, przynajmniej dla widzów. Słońce przygrzewało, cień też się znalazł. Zawody miały baardzo ograniczoną liczbę zawodników i widzów, co myślę spowodowane było małą reklamą. Gdyby nie MajaK, to nawet ja, mając tę stajnię pod nosem niemal, nie wiedziałabym o zawodach. W każdym razie w klasie L nieco emocji było, bo jedna z zawodniczek pomyliła bardzo trasę. Drugi przejazd miała już czytany i poszło jej znacznie lepiej. Natomiast nasze stajenkowiczki, czyli Gosia i Sonia, startowały w klasie P. Szczegółów nie podam dokładnie, bo zostałam obarczona chwalebnym zadaniem filmowania przejazdów. Ale momenty były. Najpierw, kiedy Fuks się potknął w galopie i Pumcia z bardzo bliska oceniała jakość podłoża (na szczęście do bezpośredniego kontaktu nie doszło). Potem, kiedy Meteor miał własne zdanie na temat trasy przejazdu, ale tu też sytuacja została szybko opanowana i tylko koń głośno wyrażał swoje niezadowolenie z konieczności podporządkowania się amazonce. Po krótkiej przerwie nastąpiła część w siodłach damskich i powiem szczerze, że podziwiałam zawodniczki. Zarówno amazonkę jadącą na pięknym folblucie, który w pewnym momencie zdecydowanym ruchem sponiewierał płotek i próbował oddalić się z czworoboku ruchem tyleż zwinnym, co szybkim. Jak również naszą MajaK, która walczyła dzielnie o niezsunięcie się w bok, jako, że jej siodło miało tendencję do lekkiego przechyłu w lewo. Tina okazała się kobyłą wprawdzie zimnokrwistą, ale temperamentną i do ruchu naprzód zachęcać jej zdecydowanie nie trzeba było. Następny konkurs to był konkurs elegancji, do którego zawodniczki przygotowały się starannie, a co najważniejsze postarały się dopasować do uwag sędziów dotyczących stroju i sprzętu. Zwłaszcza dla MajaK samorzutnie zorganizował się serwis, który dostarczył jej brakujących elementów stroju i sprzętu.



MajaK:

Z tymi zawodami to też - mało zawodników, w damskim w końcu tylko my dwie, to nie darowali, konkursy dam były 4, ja zapisana na dwa zwykłe, a tu przyjeżdżam się okazuję, że jadę te całą elegancję... Fakt, ja stroju przepisowego nie mam jeszcze, mówiłam to przed zapisaniem się na te zawody sędziemu głownemu no ale... Właśnie dzięki pomocy Pumci, Soni i Sylwii (druga Dama) udało mi się conieco sklecić na zwykły konkurs, a takze na konkurs elegancji. Zdjecia Delphii są właśnie z ostatniego konkursu elegancji.

Tinie się spodobało miejsce bo pierwszy raz mieliśmy małą rożnicę zdań co do przyczepki ale udało się. Miejsce fajne, takie rekreacyjne, można rozpalić ognisko czy grilla, posiedzieć przy muzyce, pośpiewać. Konie to jedna z atrakcji, jezioro, wokół niego da się obejsć teren (doszliśmy do połowy). W sobotę woda miała 17 stopni i po zawodach zresztą miałam szczerą ochotę wskoczyć tuż po do tego jeziorka.

Tina mi się boczyła na ludzi za płotem bo grali przy ogrodzeniu w piłkę, ale to było tylko w niedzielę, kiedy to miała po sobocie jakieś nadmiary energii, kiedy ja byłam totalnie flakowata. A myślałam, że koń też odczuje i transport i upał....

Sobota - no cóż, dzień pierwszy, mój strój nienajlepszy, rząd też, ale jakoś wybrnęłam, faktycznie oddział pomocniczy zareagował szybciej niz ja i hyba w 10 minut znalazła się tranzelka, strój... o tej grzywie to ja neiwiem co pani miała za złe bo w niedzielę miała Tina francuski warkocz wzdłuż szyi a pani mi powiedziała "na przyszłość to taki francuski by się nadał na tę grzywę albo uciąć jej wogóle...." heh. O tyle, że p. Marek Gajewski wspomniał, że lada chwila zaczną w tej konkurencji startować fryzy i co pani wtedy zrobi

Cóż nie każdy od razu ma wszystko do jazdy w danym stylu a ja to wcześniej też mówiłam ale tak mnie cisnęli żebym przyjechała, że to zrobiłam. Fakt, po tym komentarzu byłam trochę przybita bo z jednej str. ten sam człwoiek mnie tam wrecz wypchnął a potem przy publice zjechał...no to w końcu o co mu chodzi...a wystarczylo powiedzieć jak powinno być prawidłowo a jak nie, i że nie każdy ma od razu fundusze na zakup wszystkiego, szczególnie, że fartucha do damskiego siodła nie kupię używanego bo nie ma. Ale co bylo to było.

O pólnocy w sobotę wymyślałyśmy kur na niedizelę, bo oczywiście na miejscu okazało się, że jednak jedziemy... Muzykę mieli nam jakas podstawić, byle cos pojechać.


Wiec rano pojechałyśmy klasę P1, sędziowie mieli mętlik i nam namieszali, bo myśleli, ze my też jak klasycy mamy jechać P3. Miałyśmy rację my, arkusze podmienili. Ja już w drugim galopie powoli zaczęłam wymiękać, nie miałam siły zagalopować na lewą nogę, musiałam zrobić dodatkową woltę. Mimo wszystko trudniej konia utrzymać w zakrętach czworoboku w damskim niż klasycznie. Widać u nas akurat w tym stylu brak dokładnego wygięcia. Ale w sumie teraz się bierzemy za wykorzystywanie impulsu i tendencji do ruchu przodu wiec moze na jesieni bedziemy sie lepiej prezentować. Widać jednak, że koń od 4 miesięcy chodzi dwa razy w tygodniu... Ech. Ale jak na damskie siodło, które Tina przed zawodami miała 4 czy 5 razy to starty były udane. Właściwie pojechaliśmy żeby zobaczyc jak to jest. Szkoda, ze nas było tak mało bo nie było za bardzo mozliwości porównania. Syliwa jeździ 4 lata tym stylem, jej koń jest zrobiony do C, a my właściwie mocne początki.

No i finał konkursu elegancji w niedzielę, czyli kur P9. Dzięki Pumci miałam do wyboru dwie suknie, z Sylwią działałyśmy. Ona wymyśliła, że pojedzie w rozpuszcoznych włosach ale zrezygnowała, ubrała sie prawie klasycznie, chyba miała już jednak dosc upału. Ja do końca nie wiedziałam, stwierdzialm, ze ubiorę się jak dzień wcześniej - klasycznie również. Ale na 10 min przed konkursem chyba, Adama posłałam szykować konia (nauczył się obsługi damskiego siodła !!!) a ja w te pędy zaczęłam wiązać kok, niestety wiecej sie napociłam niż cos mi wyszło, więc rozpuściłam włosy, ale myślę - nie pasuje to do klasyki.... no to założę jednak t suknię od Pumci. Okazało się, że jest ciut za szeroka w biuscie, ramiaczka za długie..no zjedzie mi jak nic. Zamotałam ramiączka jakoś i pobiegłam do stajni. Na miejscu dorwała mnie właśnie Pumcia i zaciagnęła do boksu Tiny - poradziłyśmy sobie z gorsetem za pomocą... podkoszulki !

Kiedy wyjechałam do sędziego na swój przejazd jakby zamilkł na chwile.... Powiem, że nawet wygodna taka suknia, nie było ślisko i dobrze się siedziało. Ten kur to był chyba najkrótszy w moim życiu ze wszystkich, które ułożyłam, ale ja już nie miałam siły. Jednak damskie siodło jest męczące na dłuzszą metę. Albo ja nie mam kondycji w nim jeszcze. Do dziś boli mnie prawy pośladek, mam mnóstwo siniaków, niektóre nie wiem od czego.




No i jeszcze niezrównana relacja Soni:

Noo zawody amatorskie w Gliwicach pod względem zoorganizowania mogły się spokojnie równać z jakimiś regionalkami (zwłaszcza, że sędziowała p. Hordyńska i jeszcze jeden sędzia, p. Gajewski). Pod względem konkurencji... No cóż... W P klasie startowały 3 osoby , więc na pewno znaleźliśmy się na podium :P Za całość zawodów (sobota P1, niedziela P3) 58,4%. Z tym, że P1 w pierwszy dzień jechałam 2 razy i tak samo z P3 w niedzielę. Tylko pod uwagę brane były te lepsze przejazdy

A teraz może opowiem wam troszkę o tym jak to było. A było to tak: w sobotę było kwilenie, rżenie, caplowanie itp. itd. Wjeżdżamy wreszcie na czworobok. Fuks gdzieś tam... dalej. Inne konie też. Ja zdziwiona - bo Meteor jedzie po lini prostej (wow !) Zatrzymanie w X, ukłon... ruszamy. Początek bardzo ładnie... Jedziemy sobie półwoltki i nic nas nie obchodzi, koń idzie w miarę, tylko rży cały czas. No ja w szoku. Myślę sobie - cisza przed burzą... No i w tej chwili jak mi nie wyskoczył, jak nie kwiknął, zaraz głowa w dół i wali z zadu... No nie - prosto na wysokości budki sędziowskiej... Chyba po to, żeby p. Hordyńska mogła sobie pooglądać jego wybryki ! No to obudziłam go batem. Powrócił do świata żywych... Tylko koło 15m nam się troszkę rozwaliło przez te jego brykanie... Nie pamiętam jeszcze dokładnie co tam było, ale od czasu do czasu łeb do góry, kwik, ryk, rżenie i w ogóle - "co ja tutaj robie ?" Uuu...


Drugi przejazd lepszy. No po prostu troszkę mniej tych płochów i dziwnych innych. Dostaliśmy w sumie 56% za pierwszy dzień. Jeszcze na początku byłam całkowicie w szoku, bo podjeżdzam potem do Gośki i pytam się, ile punktów. Usłyszałam, że 37% i prawie mnie z nóg ścięło ! potem sie okazało, że 47%, a potem się okazało, że ktoś sie zagapił i nie policzył, że w 3 ostatnich rubryczkach punkty liczy się razy 2 No... W każdym razie odechciało mi się przez chwilę zawodów. Ale jak na pierwsze nasze "P" - gut. Zwłaszcza, że mieliśmy szanse zglebić, albo ja miałam szanse zglebić, albo my razem (bo podłoże było śliskie jak cholera).

Na koniec p. Gajewski przez mikrofon pogratulował mi (uwaga, uwaga !) doświadczenia jeździeckiego, bo mimo, że mam rozrywkowego konia, to jakoś sobie radzę. I że myśli, że może tak za 10 lat się zgramy... Buhahaha ! Grunt to pozytywnie ! P. Hordyńska powiedziała, że to nie te konie i w ogóle co się dzieje, dlaczego one tak chodzą i w ogóle . I że rysunek... Rysunek, rysunek... uff.

Za to niedziela - no mhm... Przede wszystkim wsiadłyśmy wcześniej. Zrobiłyśmy prawie normalną jazdę jako rozgrzewkę. Przejechałyśmy sobie programy na hali. No i Meteor miał okazję się wybrykać. Na rozładowanie odrobiny energii kazałam mu nieźle dodawać w galopie na długich ścianach. Trochę sobie pobrykał, poszalał. I było ok. Ale nabuzowany był już nieźle... Chodziliśmy piafem i w ogóle, ech... Przejazd - no oczywiście rży ! Ale jechaliśmy razem. Ja i on. I nic nas nie obchodziło... Piękniusie narożniki i w ogóle ustawiony praktycznie cały czas (no dobra, dodania się posypały) na kontakcie, w miarę od zadu... no. Tak mogę jeździć. I żadnych bryków ! Wow !. P. Hordyńska powiedziała, że "No, to było już coś". Hehe, ja wniebowzięta, normalnie szooook. Dostaliśmy za ten przejazd 60,8%. W tym zarobiliśmy jedną 8-ke u p. Horydńskiej za stęp swobodny Sialala !... U p.Gajewskiego dużo 7, ale też i niższe oceny. Ale pięknie, pięknie. Jeszcze troszkę dopracować i można się babrać powoli z N - juuupii ! A ! I jeszcze p. Hordyńska powiedziała, ze się b. poprawiłam w jeździe (ha! superowo ). Więc ogólnie jestem po zawodach wniebowzięta.


Koń odpoczął 2h w boksie do dekoracji (rozsiodłany, umyty, napojony). Pospał sobie. A na dekoracji robiliśmy piruety. W jedną i drugą stronę. Cofaliśmy się przez 30m (połowę dużej ujeżdżalni) w tempie roboczego kłusa. Trochę brykaliśmy, kwiczeliśmy... noo. Cały Meteor. Oczywiście jako jedyny koń z 8 w dekoracji nie dał sobie założyć flotki. Bo nie ! eech. A jak wyjeżdżaliśmy z ujeżdżalni to tak zaczął fikać, że musieliśmy wrócić, żeby nie staranować ludzi. I zsiadłam z niego na czworoboku, żeby już nie było cyrków. Ale przetrwaliśmy. Moje drugie zawody ujeżdzeniowe na moim wariacie i ja żyję i koń żyje i nawet jesteśmy zadowoleni z siebie, hehe. Dostaliśmy dyplomik, flotkę i wędzidło (ciekawe, czy to ma jakieś przesłanie... bo wędzidło jest cięższe... jak to Gośka powiedziała: idealne do ujeżdżania młodszych koni)

A po zawodach, wróciliśmy do domciu i szybko rozplatałyśmy koreczki Fuksiastemu na wybiegu. Nawet nie zauważyłam, kiedy się wyturlały. Otwarłam bramki i heeejaaa na ostatnie pastwisko... Ale były szczęśliwe ! Meteor to już w galopie łapał tę trawę, która mu sięga po stawy skokowe na ostatnim pastwisku.



A na zakończenie - filmiki:

P-3 finałowe Pumci: http://www.youtube.com/watch?v=pXQTedk3D6g
P-3 finałowe Soni: http://www.youtube.com/watch?v=_omn6WBi3SY