5 września w zaprzyjaźnionej z nami stajni "Omega" z Rudy Sląskiej, prowadzonej przez państwa Barbarę i Andrzeja Warzyboków,
odbyły się amatorskie zawody ujeżdżeniowe. Wprawdzie nikt ze ścisłego grona "trotowiczów" nie brał w nich udziału
w charakterze zawodnika, jednakże miało pojawić się tam mnóstwo "przyjaznych duszyczek", zatem nie mogliśmy się nie zjawić
i my. Tym razem nastąpiło totalne wymieszanie się ról i tylko ja pozostałem wierny swej funkcji konikowego przewoźnika
oraz naczelnego fotografa. Gosi natomiast przypadł w udziale zaszczyt sędziowania zawodów do spółki z Zuzą Stajno.
W nietypowej roli wystąpiła także Sonia - tym razem była trenerkoluzaczkoorganizatorkosekretarkokonferansjerką
, czyli typowym "człowiekiem - orkiestrą". Z tej roli zresztą wywiązywała się
całkiem sprawnie, zgrabnie i ochoczo.
Meteor miał Więc tym razem wolne; nie miał go jednak Rubin, na którym w L-ce miała startować Aga. Prócz poznanych
w przeszłości ludków z "Omegi" na zawodach zjawiła się też... Omega ("Stajenkowa" Asia) i "Gosławska" Andżelika - tym
razem obie panie w roli zawodniczek. Spotlaliśmy też Magdę z tyskiej "Krajki". Nie zabrakło też Moniki ze swoim
sklepem jeździeckim
"Folwark".
No i oczywiście koniecznie trzeba wspomnieć o szeroko pojętej ekipie sączowskiej ! Tym razem ekipa była mieszana. Jej
pierwszą część stanowili przedstawiciele stajni "Orlando": Ania i Marcin oraz ich niewielki ciałem, ale wielki duchem rumak
Rożek, a wszystko to pod wodzą trenerki Agi. Drugą część stanowiła Draka i mająca startować na niej Zuza pod okiem swej
instruktorki i luzaczki zarazem, Klaudii.
I wreszcie - last, but not least - "mała" Klaudia i Jula oraz Alma i Gracja ze
stajni "Pasjonat" Michała Zapały, wraz z luzaczką Angeliką, wiezione przez Marcela, ojca Juli. Jak widać Sączów
reprezentowany był przez ekipę silną i liczną !
Wyjazd rozpoczął się od odprawienia modłów do Najjaśniejszej Frontery, by zechciała nie tylko zawieźć nas i przywieźć
bez kłopotów, ale wręcz by w ogóle raczyłą odpalić ! Modły musiały być skuteczne, albowiem zaprawdę, raczyła. Rożek
zapakował się do bukmanki bez problemu, choć z uwagi na niewielkie gabaryty (konika, a nie bukmanki !) po wejściu prawie
udało mu się w niej odwrócić zadkiem do kierunku jazdy. Draka z kolei narobiła trochę draki, z niewiadonych przyczyn
odmawiając współpracy w sposób zdecydowany. Trzeba było sporo wysiłku wszystkich zgromadzonych, by ta dama zgodziła się
w końcu powspółpracować troszkę. Na szczęście siła spokoju Agi dała oczekiwane efekty.
Wyruszyliśmy więc w drogę. Podróż upłynęła radośnie i wesoło, co głównie było zasługą Zuzy. Okazało się, że w sztuce
robienia wielkich gaf Zuza niemal dorównuje Soni, co przy jednoczesnych próbach ich zatuszowania dawało prześmieszne
efekty. Zarabiając u mnie na przemian "plusy" i "krechy" Zuza opowiadała o swej koleżance, która ma "takiego strasznie
starego faceta, tak około 40-ki", po czym usiłując wybrnąć stwierdziła: "No ale dziewczyny to lubią starszych facetów !".
Po chwili usłyszałem opowieść o innym, niezbyt lubianym facecie: "No ale on jest z Sosnowca..." Ubaw miałem po pachy.
Potem jeszcze były wspólne opowieści o irokezach, glanach, Nightwish, Iskariocie, no i oczywiście "Kacie" oraz Romku
Kostrzewskim. Podróż minęła nam więc wesoło, do położonej w charakterystycznych, kopalniano-hałdowych okolicach "Omegi"
zajechaliśmy w różowiutkich humorkach.
Pogoda była niestety niezbyt sprzyjająca. Poranną porą nad miastem przeszła burza, a i wcześniej przecież padało w całym
regionie. Miało to zatem wpływ na jakość podłoża. Cóż, w końcu jesień za pasem !... Organizatorzy wybrnęli z tego,
problemu, ustawiając czworobok na świeżo wykoszonej łące. Gdy przyjechaliśmy, trwały zatem jeszcze ostatnie przygotowania.
Na szczęście podczas samej imprezy popadało tylko raz i jedynie przez chwilę, choć cały czas wiało, ogólnie było dość zimno,
a widzowie oraz sędziowie co rusz "dowartościowywali się" gorącą kawą i herbatą. Nam na początku humory nieco popsuły
wydarzenia, które przytrafiły się w myśl przysłowia o nieszczęściach chodzących parami. Najpierw tuż pod samą stajnią
dojeżdżającemu z końmi Marcelowi wjechał w bok samochodu miejscowy kierowca, wyjeżdżający ze swego garażu (gdyby stało
się to dwie sekundy później, trafiłby w bukmankę i konie...). Szczęśliwie szkody nie były wielkie, a kolizja nie uszkodziła
auta w sposób uniemożliwiający dalszą jazdę. Kwadrans później dowiedzieliśmy się, że jadący na imprezę Michał miał na
autostradzie dość "mocny" wypadek. Na szczęście nie odniósł większych obrażeń i po krótkiej wizycie w szpitalu wrócił
do domu. Ale tył jego samochodu ponoć został "poskładany w harmonijkę"...
Tymczasem zbliżał się czas rozpoczęcia konkursu L-8. W konkursie tym większość stanowiły osoby z "Omegi", z czego spora
grupa prowadzona była jeździecko przez Sonię. Większość osób wykonywała po 2 przejazdy. Z grona "sączowskich samych swoich"
jako pierwszy zaprezentował się Marcin Gerlich na Rożku. Udana jazda oceniona została na 56,579%, co na dłuższy czas dało
prowadzenie ex aequo z jadącą przed nim na Rebusie Joanną Siwiec.
Jako szósta startowała para: Aga Kozak i Rubin. Niestety występu Aga nie może zaliczyć do udanych. Rubin tym razem odmawiał
współpracy w sposób dość zdecydowany. Na rozprężalni "robił swoje", jednak z sobie tylko wiadomych względów w pewnym
momencie zaczął odmawiać podejścia do ogradzających rozprężalnię taśm. Zaś wprowadzony na czworobok diametralnie zmienił
taktykę i zaczął "robić wszystko, żeby nic nie robić". Mimo wielkich wysiłków amazonki szedł aż za spokojnie: bardzo
wolno, ospale, momentami nie idąc, a wręcz drepcząc, a zagalopowania kończyły się po 2-3 fulach. Zdaje się, że po prostu
koń nie miał tego dnia ochoty na pokazywanie się przed publicznością. A nieustanne próby zmuszenia go do wykrzesanie
z siebie odrobiny energii skończyły się kulawizną... Agi ! Skurcz łydki uniemożliwił jej wykonanie drugiego przejazdu.
Wynik - cóż, słaby, poniżej 50%. Na pocieszenie można powiedzieć, że jednak nie było najgorzej - za inne przejazdy
innych par trafiały się niższe noty.
Lepsza od Marcina i Rożka okazała się startująca jako ósma Marta Niedźwiedź na Majce, która z doskonałym wynikiem
62,368% objęła prowadzenie i nie oddała go aż do końca konkursu. Tuż po niej startowała Andżelika Markwa na rozpoczynającym
karierę ujeżdżeniową Amigo (bardziej znanym jako Rokez). Bardzo poprawny i spokojny przejazd dał tej parze wynik 61,842%
i w efekcie drugie miejsce w konkursie. Marcin z Rożkiem zajmowali w tym czasie miejsce trzecie.
Taki stan rzeczy utrzymywał się niemal do samego końca, to jest aż do pary numer 16. Parę tą stanowiła nieco rozchichotana
i także nieco zestresowana Zuza Całyniuk na Drace. Dla Zuzy był to dopiero drugi (po III AZU "Stajnia Trot 2009") start
w zawodach. Okazało się, że był to start bardzo udany ! Przeegzaminowana jeszcze w samochodzie przez Klaudię ze znajomości
programu Zuza tym razem nie miała wątpliwości jakie ruchy gdzie należy wykonać, pojechała dobrze, spokojnie, a i Draka
zachowała się "na poziomie", po prostu grzecznie jadąc to, czego od niej amazonka oczekiwała. Para wykonała dwa równe,
dobre przejazdy, a wynik końcowy 56,579% ku miłemu zaskoczeniu wszystkich nas dawał miejsce trzecie.
W tym momencie zapanowała lekko nerwowa atmosfera wśród... organizatorów, bowiem to trzecie miejsce z identycznymi wynikami
zajmowały aż trzy pary. Zaś pucharek za tą lokatę był tylko jeden...
Na szczęście
dla "Omegi" i nieszczęście dla tej "trójcy" na czworoboku pojawiła się Ania Gerlich oraz ponownie Rożek. W swoim przejeździe
Ania okazała się lepsza od brata. Zdobywając 59,210% sama uplasowała się na trzecim miejscu, spychając całą "trójcę" na
lokatę czwartą, dla każdego zawodnika najgorszą z możliwych...
Kolejności nie zmienił już ostatni występ Joanny Otręby a Amarancie. W ten to sposób wszystkie nasze sączowskie
"zaprzyjaźnione dusze" znalazły się na 3 i 4 miejscach, a to bardzo cieszy.
Po konkursie oczywiście odbyło się wręczenie nagród zwycięzcom i dekoracja wszystkich koni...
...a nastęnie runda honorowa przy tradycyjnych dźwiękach Marsza Radetzky'ego.
Niestety po L-ce musieliśmy szybko "zwijać żagle" i wracać z końmi do Sączowa, nie dale nam więc było obejrzeć przejazdów
Juli i Klaudii w klasie P, w której startowało 7 par. A szkoda, bo poszło im nieźle. Klaudia na Almie była druga (58,51%),
a Jula na Gracji - czwarta (56,075%). Serdecznie gratulujemy !
Podsumowując: zawody był bardzo udane. Dostarczyły nam wiele sportowych emocji i miłych wrażeń. Impreza była też dobrze
zorganizowana. Swojskie klimaty, sympatyczna atmosfera, możliwość zrobienia zakupów jeśdzieckich no i super "catering"
(na wspomnienie grochówki i pysznego karczku z grilla, podlanego "tyskim" pysio samo mi się uśmiecha !). Mamy nadzieję,
że zawody ujeżdżeniowe w "Omedze" staną się tradycyjną, coroczną imprezą.
***
I na koniec - "z przymrużeniem oka"...
"Popatrz, Zuzia, to coś to jest koń !"
Ostatnie konsultacje przed startem...
"Jak nie wygrasz, to pójdziesz tam ciągnąć wagoniki z węglem !"
"Ten profil mam lepszy !"
Czyżby ktoś planował zbiorową ucieczkę ?...