Weekend na ultrakonikowo - czyli Zbrosławice i Truskolasy "dwa w jednym"

Urlop, jak sama nazwa wskazuje, służy do "szlajania się" po różnych zawodach i konikowych konsultacjach. :D Nie dziwota więc, że znienacja Sonia z Gosią prócz (skromnego, jednodniowego) udziału w planowanej na 17-19 września imprezie pt. "Myśląc o koniu", organizowanej przez zbrosławicką "Stajnię na Górce", wpadły na pomysł pojechania do Truskolasów, gdzie tamtejszy ośrodek "Cwał" organizował trzydniowe, łączone zawody: regionalne, amatorskie i Mistrzostwa Sląska. Ale po kolei:...

W Zbrosławicach Gosia na Fuksie i Kasia na Belin miały wziąć udział w konsultacjach ujeżdżeniowych, prowadzonych przez panią Elżbietę Morciniec. Była to okazja nie lada, bowiem pani Morciniec to dziesięciokrotna medalistka Mistrzostw Polski, w tym: czterokrotna mistrzyni. Jej umiejętności docenił też niegdyś Kurt Albrecht, ówczesny dyrektor Hiszpańskiej Szkoły Jazdy, który swego czasu zaprosił ją na miesięczny staż do Wiednia. Natomiast na zawodach w Truskolasach Gosia miała zrobić kolejną praktykę sędziowską, Sonia zaś - startować i zdobywać (w zamyśle) kolejne 60-procentowe wyniki, potrzebne jej do zdobycia II klasy sportowej. Do startu w "amatorkach" zapałała też znienacka chęcią Kasia. Gosia zaś wpadła na pomysł zabrania dodatkowo Fuksa tak, by umożliwić Soni dodatkowe starty. Tu już zaprotestowałem, bowiem moim zdaniem przekraczałoby to nasze możliwości organizacyjne Stanęło więc na tym, że w piątek jedziemy w dwa konie do Zbrosów, po czym z Belą - do "Cwału". Sonia z Meteorem dotarła tam już własnym sumptem w czwartkowe popołudnie.



Opis spotkania w Zbrosławicach zacznę od pewnego niemiłego "zgrzytu": otóż organizatorzy konsultacji skorzystali z hali ośrodka "Drama". Niestety szefostwu "Dramy" należy się z mojej strony przytyk. Konsultacje były ujeżdżeniowe, wypadało więc sprzątnąć z niej przeszkody ! A jeśli z jakichś powodów nie chciało się ich sprzątnąć, to przynajmniej warto było je ustawić gdzieś w kącie, a nie zostawić porozkładane na środku hali. Było to niestety zlekceważenie potrzeb uczestników konsultacji - tym bardziej niestosowne, że przecież za wynajęcie hali pobrana została opłata od każdego jeźdźca...



Kasia z Belą wzięły w treningu udział jako pierwsze. Celem zajęć było rozwiązanie problemu częstych u konia usztywnień, pewnej nerwowości i częstego podnoszenia głowy. Pani Morciniec reprezentując "klasyczną" szkołę ujeżdżeniową, zwróciła przede wszystkim uwagę na korektę działania pomocy. Zaproponowała niewielką zmianę miejsca działania łydki oraz zwiększenie elastyczności w działaniu ręki (głównie w łokciu, który powinin być ściślej przyłożony do boków, za to jednocześnie bardziej miękki i pracujący w rytm ruchu konia. Ręka Kasi wg trenerki powinna być ustawiona nieco niżej i ciut szerzej. Z tym wiązała się też potrzeba lepszej koordynacji i synchronizacji pomocy i mocy ich działania. W kwestii osiąnięcia większego rozluźnienia zalecenie było proste: w przypadku usztywnienia i tym samym wyjścia z ustawienia, trzeba po prostu zamknąć pracującą dotąd (łokieć + nadgarstek !) rękę tak, bt przestała działać w rytm ruchu konia. Łydka natomiast powinna dalej pchać konia naprzód.



Nie były to tylko czcze słowa - pani Elżbieta obserwując jazdę Kasi zdecydowała się sama wsiąść na Belę i zademonstrować, o co jej chodziło. Pokazała prawidłową pracę podążającej za ruchem konia ręki , skoordynowanej ze zdecydowanym działaniem łydek. Przy okazji zwróciła też uwagę na zbyt krótkie jej zdaniem ostrogi Kasi - użycie troszkę dłuższych ułatwiłoby wprowadzenie w życie powyższych jej zaleceń. Pani Ela bardzo zaangażowała się tu w swą pracę - "lekcja" naszej pary, pierwotnie przewidziana na 45 minut, przedłużyła się o kolejne 20, co było dla Kasi oczywistą korzyścią.



Tuż po Kasi zaprezentowała się Gosia na Fuksie. Tu celem konsultacji było ustalenie programu ćwiczeń, dzięki którym poprawiłyby się chody konia, tzn. ruch stałby się bardziej miękki, "wyniosły", bez powłóczenia nogami i w zwiększonym podstawieniu. Pani Elżbieta tu również zaczęła od licznych poprawek w dosiadzie. Zwróciła uwagę na nazbyt "latającą" rękę Gosi, zaleciła ustawiać ją bardziej do tyłu. Tak, jak w przypadku Kasi, zapostulowała ustawienie łydki troszkę bardziej z przodu, zwłaszcza w przypadku łydki wewnętrznej - tu niestety byłoby potrzebne "przestawienie się" obu koni na nowy sposób działania pomocy... Skorygowała też pracę bioder.



Podczas konsultacji Gosia z Fuksem zrobili sporo pracy w kłusie i galopie na kole - była to próba znalezienia rytmu naturalnego dla konia. Kolejnymi ćwiczeniami były łopatki, trawersy i ciągi, które miały wyćwiczyć bardziej podstawianie wewnętrznej nogi i w efekcie wzocnienie mięśni zadu oraz zwiększenie stopnia zebrania. W dalszej części ćwiczone były układy w kłusie na prostokącie 20*30 metrów: łopatka na krótkiej ścianie - ciąg na przekątnej oraz łopatka - wydłużenie. Trzecim układem były naprzemiennie trawers i wolta, co miało poprawić zebranie. Następnie ćwiczono zmiany kół na 10-metrowych woltach dla poprawy elastycznośći u Fuksa.



Na koniec Gosia poprosiła o pomoc przy lotnych zmianach nogi, przy których Fuks zwykle staje się nieco "nadpobudliwy" i zaczyna niepotrzebnie usztywniać się, jednocześnie przyspieszając. Kilka prób zrobienia "lotnej" nie zakończyło się niestety sukcesem, za to doskonale zobrazowało pani trener problem Konkluzja była następująca: trzeba popracować nad większym "wydelikaceniem" pomocy, by spodziewającego się zmiany konia "wyciszyć" i zmniejszyć jego usztywnienie przez "lotną". Jeśli zwierzak przewidując ją będzie miał tendencję do przyspieszania przed tym elementem, to po prostu trzeba mu wtedy zafundować "zmyłę" i lotnej zmiany nogi najzwyczajniej nie robić (tj. nie dawać pomocami sygnału do niej).



Po konsultacjach w te pędy wróciliśmy do domu. Fuksiasty pomaszerował na wybieg, Belin zaś pojechała do Truskolasów. Sędzią głównym zawodów była znana nam dobrze Anna Piasecka, pozostałymi sędziami - Maria Pilichowska i Krzysztof Cholewicki. Pani Ania zgodziła się na odbycie przez Gosią praktyki, a ja zostałem "na szybkensa" przezkolony w trudnym rzemiośle sekretarza. Okazało się to nie lada wyzwaniem ! Musiałem jednocześnie notować oceny i uwagi, pilnować podawania ich na czas przez sędzinę, a także w każdej chwili być gotowym do odpowiadania na podchwytliwe pytania typu "Czy elementy A i B są oceniane razem ?", "Czy element X miał byc w literze Y, czy Z ?" i wiele innych. Trzeba było więc wykazać się dużą podzielnością uwagi.



"Praktykowaliśmy" konkursy P-10R, C-3, L-3 i P-1. Ten ostatni był dla nas szczególnie emocjonujący, bowiem obejmował start zarówno amatorów, jaki oficjalnych zawodników (9 przejazdów). Tym samym po raz pierwszy w konkursie zmierzyły się Sonia z Kasią ! Byliśmy nadzwyczaj ciekawi przebiegu tej rywalizacji.



Przejazdów "zrobiło się" dziwnym trafem 7 - dwie osoby niespodziewanie zrezygnowały. Sonia na Meteorze jechała jako czwarta, a jej występ doprowadził nas do bardzo "dwubiegunowych" stanów ducha. Trzymaliśmy bowiem mocno (i newrowo) kciuki za zdobycie przez naszą parę trzeciej "sześćdziesiątki". Zaczęło się nieźle, samymi 6-kami, czyli realną szansą na 60-procentowy wynik. Cóż z tego, skoro już w piątym ruchu Sonia zamiast rozpocząć serpentynę,... wjechała na linię środkową ! Oczywiście była to pomyłka. Cóż z tego, że powtórzona potem całkiem niezła niezła serpentyna została oceniona na 6, skoro nad tym ruchem "zaciążyły" dwa ujemne punkty karne ?...



Dalsze elementy były ogólnie też "szóstkowe", dobre. Uwagi był drobne i dotyczyły bardzo lekkich "zakłóceń" rysunku oraz parokrotnie niewielkiego skrzywienia konia w ruchu. Nieco gorzej (na 5) wypadło koło 15-metrowe w galopie, koń był "nad wędzidłem", zaś koło - troszkę za małe. Za to na 7-kę (i to liczoną razy dwa !) Gosia oceniła pół koła stępem roboczym na długiej wodzy. Mieliśmy jednak świadomość, że wskutek wcześniejszej pomyłki cały czas wg naszych ocen Sonia nie przekracza 60-procentowego progu. Wg ocen Gosi Sonia uzyskała 59,56%, mieliśmy więc trochę stresu i z niecierpliwością oczekiwaliśmy wyniku oficjalnego. Sonia jednak miała dużo szczęścia - sędziowie summa summarum ocenili ją na... 60,8% ! Było to także drugie miejsce w konkursie. Po ogłoszeniu rezultatu Meteor dostał od swej pani mnóstwo pochwał, które mu się słusznie należały, bowiem poszedł tak, jak wcześniej w Gliwicach: spokojnie, równo, ze skupieniem i bez "świrka".



Bardzo dobrze wypadła też Kasia z Belą. Dla pary wprawdzie nie była to pierwsza "petka" na zawodach, jednak pierwsza na zawodach tej rangi i pod okiem sędziów nie znających ani amazonki, ani konia, a więc oceniających tylko na podstawie tego, co widzą na czworoboku i bez żadnej taryfy ulgowej. W ocenie Gosi para osiągnęła 56,52% - oczywiście głównie za sprawą usztywnienia konia (widocznego zwłaszcza w szyi), co rzutowało czaem na impuls, a w serpentynie spowodowało nawet mały opór. Gosia jednak ponownie okazała się znów zbyt surową wyrocznią. Sędziowie występ Kasi ocenili wyżej, na 58%, co w klasyfikacji amatorów również dało parze 2 miejsce.



Z uwagi na inne zajęcia wróciliśmy do domu, Sonia z Kasią natomiast pozostały w Truskolasach. Nastęnego dnia, w sobotę, pojechały program P-2, donosząc nam po południu o osiągniętych rezultatach. A te okazały się miłym zaskoczeniem. Soni udało się zdobyć czwartą "sześćdziesiątkę" (dokładnie tym samym wynikiem, co poprzedniego dnia: 60,8%), Kasia natomiast zdobyła nieco ponad 56%. Dzięki tym wynikom obie panie stały się liderkami swoich klasyfikacji, odpowiednio: zawodniczej i amatorskiej :D Są więc duże szanse na sukces jutro, w niedzielę, po konkursie P-3. Jednak nie będzie łątwo, bowierm rywalki depczą naszym paniom po piętach, a różnice są ułamkowe...



Uwagi do przejazdu Kasi były praktycznie takie same, jak dnia poprzedniego (rozluźnienie, impuls i wszelkie tych braków pochodne z małym wydłużeniem szyi w żuciu z ręki). Zwłaszcza sędzia Cholewicki zwracał na te elementy szczególną uwagę. U Soni natomiast trafiło się kilka "siódemek" właśnie za elementy typu żucie, czy zmiana kierunku kłusem roboczym, a oceny końcowe byłyby wyższe, gdyby nie cofnięcie się niespokojnego Meteora podczas "inauguracyjnego" zatrzymania w X.



Dodane później:

Trzeci dzień był ukoronowaniem całych zawodów. Ukoronowaniem dosłownym, bowiem Sonia w P-3 zdobyła trzecie podczas tej imprezy, a piąte w ogólności 60-procentowe "oczko" (60,4%), zaś Kasia z Belą - uwaga, uwaga ! - zostały Mistrzyniami Sląska Amatorów w Ujeżdżeniu ! Serdecznie gratulujemy obu paniom, a szczególnie Kasi, dla której jest to pierwszy w karierze (i oczywiście nie ostatni ! ) tytuł mistrzowski !



Jeśli chodzi o przejazd Soni na Meteorze - zabawnie się czyta liczne uwagi w protokołach typu: "niespokojne dłonie - 7". Oznacza to tyle, że para prezentuje się coraz lepiej i te uwagi powoli zaczynają mieć charakter bardziej kosmetyczny. Oczywiście trafiały się też istotniejsze rzeczy, jak sądzę wynikające z ogólnego zmęczenia, np. wyjście z ustawienia lub ustawienie odwrotne w galopie, nieco za mało elastyczności, czy wydłużenia, jednak wszystkie elementy były oceniane conajmniej na 6 - no, może poza 5 za wydłużenie galopu, podczas kórego Meteor wpadł zadem.



Natomiast protokół Kasi jest bliźniaczo podobny do poprzednich. Po prostu para pojechała na maksimum swoich możliwości. Uwagi do rozluźnienia (widocznego nie tylko w grzbiecie, ale zwłaszcza w głowie) i impulsu, oraz tego pochodna: wyjście z ustawienia - to są rzeczy znane, których "przewalczenie" u konia zapewne jeszcze trochę potrwa, ale z pewnością uda się je w niedalekiej przyszłości "ogarnąć". Wynik 57,778% nie tylko dał Kasi tytuł i puchar, ale też jest dobrą i wiele obiecującą prognozą na przyszłość.



A oto, jak opisała trzeci dzień zawodów Sonia:

Sędziowali nas tym razem sędziowie z Warszawy, w tym pani Piasecka, co było bardzo przyjemnym przeżyciem - bo był również czas na konsultacje przejazdów i rozmowy na temat rozluźnienia i ćwiczeń nad naszymi niedoskonałościami. Ogólnie jestem z Meteora mega dumna, nie liczyłam na 3 oczka, a udało nam się właściwie wszystko w 200%. Na Fuksie ujechanie programu powyżej 60% nie jest taką filozofią jak na moim koniu. W Gliwicach mieliśmy dwukrotnie 59,5%. W Truskolasach też nie było ulg. Ostatniego nia, czyli dzisiaj byliśmy jedyną parą która przejechałą konkurs P3 na 60%. Podłoże grząskie też nie ułatwiało sprawy, ale prawda jest tego taka - że ja uwielbiam jeździć do Truskolasów - jest tam niesamowita atmosfera i to miejsce ma jakiś taki swój niepowtarzalny wdzięk :). [Tomek_J: to bardzo trafna ocena. Nieciekawe podłoże na czworoboku w pełni rekompensują życzliwi ludzie; Truskolasy to faktycznie bardzo sympatyczne miejsce] Młody zachowywał się naprawdę super, dopiero dziś na dekoracji trochę mu odwaliło,za to Madzia nam luzakowała i bez niej ani ja, ani Kasia nic byśmy tam nie ujechały, była po prostu cudownym luzakiem i takiego ze świecą szukać ! Poza tym ludzie na zawodach w Truskolasach jak zawsze mili i sympatyczni. Mocno kibicowaliśmy Medal i ostatecznie niedzielny kir naprawdę bardzo nam się podobał, jak i Rosa pod panem Leszkiem [Mazurkiewiczem] w swoich pierwszych C-tkach - naprawdę miło było :)"



Skomentuj w Księdze Gości Stajni TROT !

(C) Tomek_J