Od 24 do 27 czerwca na terenie Hipodromu im. 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich w Morawie odbyły się zawody WKKW "Horse Trials Strzegom
2010". Było to wielkie wydarzenie, bowiem - jak pisali organizatorzy - "Wystartują najlepsi z najlepszych - liderzy rankingu -
niekwestionowane gwiazdy WKKW. Żadne zawody jeździeckie w Polsce nie mogły dotychczas pochwalić się tak znamienitą obsadą." I
faktycznie, wystartowali m.in.: numer jeden na świecie Andreas Dibowski, piąty - Michael Jung i dziesiąty - Dirk Schrade.
Można tez było oglądac w akcji znane konie ze ścisłej czołówki rankingów: La Biosthetique, Euroridings, Gadget De La, czy Air
Jordan. Emocje były tym większe, że istniała szansa na to, iż w zawodach tych zostanie wyłoniony najlepszy zawodnik WKKW w całym
tegorocznym cyklu pucharowym, na który składa się 12 imprez rozgrywanych na 4 kontynentach (obecny cykl zawodów Pucharu świata
jest rozgrywany na nowych zasadach: zwycięzcą cyklu zostanie zawodnik, który zdobędzie największą ilość punktów).
W zawodach postanowiły się "poudzielać" Gosia z Kasią. Pod Strzegomiem dziewczyny spędziły cały czwartek i piątek, pracując
przy konkurencjach ujeżdżenia w charakterze sekretarzy i komisarzy. Zostały też poproszone o sędziowanie na przeszkodach na
crossie, a gdy po 2 dniach musiały wracać do domu, były gorąco namawiane do pozostania jeszcze trochę... Był to ich pierwszy
tak bezpośredni kontakt z WKKW i to od razu na tak wysokim poziomie, więc po powrocie nie było końca opowieściom. Wrażenie
na nich zrobił na początek sam hipodrom i bardzo licznie poustawiane na nim przeszkody, które były często bardzo wąskie
i mniej wyszkolonego konia wręcz zachęcające do ich ominięcia.
Przeszkody oczywiście miały chorągiewki pokazujące kierunek najazdu (czerwona z prawej, biała z lewej strony). Zdarzało się,
że te chorągiewki zaczepiały o jeźdźca i ściągały go z siodła...
Większość była zbudowana tradycyjnie, z pni drzew lub drewnianych bali.
Jednak niektóre miały bardziej fantazyjne formy, wśród których królowały domki.
Najbardziej przerażającą przeszkodą dla startujących w crossie koni był "dzik", na którym nieraz dochodziło do wyłamań:
Nie mniej perfidną przeszkodą był "narożnik":
Dla koni trudność była tym większa, że nie było możliwości dokonania przejazdu "ćwiczebnego" przed konkursem. Jedynie
jeźdźcy mogli przejść przez trasy (wytyczono ich na terenie zawodów trzy, o długości od ok. 2 do 5 km).
Trasa łatwa więc nie była. W samym tylko najprostszym, "jednogwiazdkowym" crossie doszło do trzech upadków, a było i tak,
że koń już na pierwszej przeszkodzie odmawiał współpracy, kończąc start eliminacją. Do tego dochodziły ostre normy
czasowe (od 525 m/min w górę). Na szczęście żaden jeździec ani żaden koń w czwartek i piątek nie odnieśli większych
urazów.
Skoro o wypadkach mowa: organizatorzy bardzo dobrze zadbali o bezpieczeństwo. Karetki były obficie porozstawiane na
całym terenie, była też dyżurna bukmanka w razie, gdyby trzeba było po ewentualnym urazie przewieźć jakiegoś konia do
kliniki weterynaryjnej.
Gorzej niestety poszło z przygotowaniem samej trasy. Grunt silnie nasiąknięty po powodzi wodą wprawdzie zdążył wyschnąć,
ale wysechł wręcz za dobrze, zamieniając się w żywy kamień. Mimo intensywnych wysiłków organizatorów z takim podłożem
niewiele się dało zrobić. Podsumował to dobitnie jeden z sędziów, mówiąc: "Ja bym tego swoim koniem nie jechał..."
Zawody miały bardzo liczną obsadę - startowało około 200 zawodników, w dużej części spoza granic Polski, głównie Niemców
i Szwedów, z którymi dogadanie się po angielsku stanowiło czasem pewien problem... Byli też Szwajcarzy, Włosi, Anglicy,
Finowie, Duńczycy, a nawet Japończyk Yoshinaki Oiwa, który okazał się wręcz gwiazdą zawodów, wygrywając CIC*, a trasę
crossu pokonując w iście odrzutowym tempie. Szczególne uznanie Gosi i Kasi wzbudził pewien Niemiec, który na czworobok
ujeżdżeniowy wjechał z uśmiechem na ustach, po czym... trzeba mu było "odgwizdać" pomyłkę w programie. Wielu naszych
zawodników spuściłoby w takiej sytuacji nosy na kwintę lub przybrało wściekło-męczeński wyraz twarzy, tymczasem
sympatyczny Niemiec potrafił śmiać się sam z siebie i do końca przejazdu miał na twarzy jeszcze szerszego "banana",
niż na początku.
Co do samego przebiegu zawodów oraz ich wyników - wszystko jest doskonale opisane na stronie
http://www.worldcupstrzegom.pl, więc zamiast powielać informacje zapraszam
do lektury działu "Aktualności" tamże. Niestety przy przeglądaniu wyników uwagę zwraca lista eliminacji: o ile Polacy
stanowili około 50% ogółu startujących, to jednocześnie stanowili 75% grupy wyeliminowanych...
O ile "konikiem" Kasi był cross, o tyle Gosia oczywiście żywotnie była zainteresowana ujeżdżeniem. Poziom zaś ujeżdżenia
oceniła jako dość przeciętny. Konie, zgodnie z nazwą konkurencji: wszechstronne, były wyszkolone pod nieco innym niż
w przypadku "czystego" ujeżdżenia kątem. Generalnie szły zwykle mocno zganaszowane, przed zagalopowaniem były jakby
nadpobudliwe, ciężko za to było wyegzekwować od nich wyegzekwować wydłużenia w kłusie i galopie, a i z galopu przejście
do kłusa bywało trudne. No i polskie konie były ocenione wyrażnie niżej od zagranicznych...
Dobre wrażenie zrobiły starania o konie oraz zgodność startów z przepisami. Bardzo częste były przeglądy weterynaryjne
koni. Nie wszystkie konie po takich kontrolach były dopuszczane do dalszych startów. Wybrane zwierzęta były również
poddawane wszechstronnej (z krwi i moczu) kontroli antydopingowej. Po każdym przejeździe sprawdzane były też kiełzna
(a choc wiele koni jechało cross na zwykłych wędzidłach, to trafiały się pelhamy, wielokrążki, czy wędzidla cygańskie).
Niesamowicie zorganizowana była łączność. Oceny na przeszkodach crossowych były od razu podawane przez radio sędziom,
dzięki czemu dwaj świetnie prowadzący "konferansjerkę" spikerzy (z których jeden był Anglikiem, prowadzącym zawodowo takie
imprezy na co dzien) na bieżąco informowali przez doskonały system nagłośnieniowy o tym, co się w danej chwili dzieje
na torze i jakie ma to przełożenie na tabelę wyników.
Doskonałym pomysłem było przy okazji wytyczenie wzdłuż torów ścieżek dla publiczności - zwykle widzowie trzymani są w pewnej
odległości od miejsca zmagań konkursowych, tu zaś spikerzy wręcz zachęcali wszystkich do spaceru przy trasie i podziwiania
z bliska koni i zawodników.
Trzeba też pochwalić organizatorów za zapewnienie wielu dodatkowych atrakcji, widowiskowych i niepowtarzalnych pokazów,
konkursów itp. Były tańce koni fryzyjskich i andaluzyjskich, pokaz woltyżerki, czy tresury psów. Dla najmłodszych
przygotowano miasteczko zabaw, zapewniono możliwość przejażdżki na kucykach oraz bryczką. W ramach corocznego programu
promocji jeździectwa i koni wśród najmłodszych, zwanego "Konik na Biegunach", dzieci mogły odwiedzić stajnie i odwiedzić
startujące w zawodach konie.
Gosia przy pracy
Zawody poza emocjami sportowymi były okazją do zapoznania się ze specyfiką WKKW. Szczególne zainteresowanie wzbudził sposób
punktowania, całkowicie odmienny od stosowanego w ujeżdżeniu. Generalnie: liczą się punkty karne i im mniej zawodnik ma ich
na koncie, tym wyższa pozycję zajmuje. W crossie odejmuje się 20 punktów za wyłamanie, a upadek w zawodach Pucharu Swiata
oznacza dyskwalifikację (w zawodach niższej rangi - 40 punktów). Ujmuje się także punkty za przekroczenie normy czasowej,
lecz są to straty bardzo niewielkie. Skoki na parkurze sędziuje się "klasycznie", za to w ujeżdżeniu wręcz żongluje się
liczbami. Najlepij zobrazuje to przykład: jeśli zawodnik pojedzie program na 70%, to do pełnej "setki" brakuje mu 30%.
Te 30% mnoży się razy 1.5, a wynik stanowi punkty karne...
Kasia przy pracy
Obecność na zawodach w Strzegomiu była dla Gosi i Kasi dużą atrakcją i ciekawym doświadczeniem - nie dziwota, że obie panie
już ostrzą sobie ząbki na ich przyszłoroczną edycję !