Mistrzostwa Polski Amatorów w Ujeżdżeniu - Lewada 2010

5 i 6 czerwca w zakrzowskiej "Lewadzie" po raz kolejny, już 12-ty, odbyły się Mistrzostwa Polski Amatorów w Ujeżdżeniu. Były to czwarte mistrzostwa z tego cyklu, w których wzięła udział nasza ekipa. Początkowo miały startować Sonia z Klaudią, jednakże życie pokrzyżowało plany. Soni w terminie zawodów wypadło arcyważne zaliczenie na studiach, Gosia zaś nie mogła wystąpić w roli trenera, sędziowała bowiem konkursy wysokich klas w rozgrywanych w tym czasie zawodach w Krakowie - Swoszowicach. Nasza ekipa była więc skromniejsza, trzyosobowa i jednokonna: Klaudia jako zawodnik, Patryk jako luzak (vel paź ) no i ja w charakterze kierowcy, luzaka-bis, nadwornego fotografa, tudzież w porywach także konsultanta ujeżdżeniowego ().



Oczywiście najważniejszą osobistością w teamie była Draka, od której baaardzo wiele zależało !



Ciężar organizacji całego naszego wyjazdu padł na Klaudię i tu należy jej się pochwała: zorganizowała wszystko perfekcyjnie, dość powiedzieć, że nikt poza nią nie musiał robić niczego co związane byłoby z przygotowaniami do wyjazdu, czy z naszym pobytem na miejscu.

W tym roku formuła mistrzostw była taka, jak zawsze: podział na klasę juniorów i seniorów, a w ich ramach - na zawodników na koniach losowanych i na własnych. Sędziami byli doskonale znany nam pan Marek Ruda oraz pan Łukasz Dziarmaga, z którym dotąd nie mieliśmy okazji się na zawodach zetknąć, a który summa summarum okazał się sędzią dość surowym, ale dobrym i spostrzegawczym. Łącznie zawodników było około 30-tu, a w klasie Klaudii (juniorzy na koniach własnych) - 10-ciu. Osobliwością tegorocznej edycji było to, że przyjechała nawet załoga aż z zachodniopomorskiego (z Dodge City z Zieleniewa koło Kołobrzegu) ! Klaudia miała jechać dwa konkursy: w sobotę P-1 i w niedzielę P-4. Choć wiadomo było, że Pani z Koniem dogadują się dobrze i swoje potrafią, to jednak sporo było wątpliwości co do przebiegu zawodów i jakości występu. Trzeba bowiem pamiętać, że panująca od wielu tygodni deszczowa, a wręcz powodziowa pogoda bardzo utrudniała lub wręcz czasem uniemożlwiała treningi, a o ich pożądanej regularności można było tylko pomarzyć. Efekty deszczu i wynikającej z niego powodzi widzieliśmy zresztą przejeżdżając przez Kędzierzyn - ogromne zwały zalanych sprzętów z podtopionych domów zalegały stertami na chodnikach, czekając na usunięcie. Dziwnie się oglądało szafy, kanapy, czy telewizory walające się w tak wielkich ilościach na ulicy... Trochę nam to też utrudniło dojazd, niektóre drogi w mieście były bowiem skutkiem powodzi po prostu wyłączone z ruchu.



W piątek późnym popołudniem dojechaliśmy z Draką na miejsce, ulokowaliśmy konia we wskazanym przez organizatorów boksie, po czym... doszło do niemiłego zgrzytu: ekipa z pewnej nieodległej od nas stajni, znanej z... powiedzmy sobie: osobliwych stosunków w niej panujących, przyjechała kilkanaście minut po nas. Szefowa ekipy ledwo weszła do stajni, a już widząc Drakę w swoim lokum oburzonym tonem rzuciła tekst typu: ona tu miała trzy boksy zamówione i w ogóle co to jest ?! Trudno mi powiedzieć, czym kierowała się owa pani dając swój występ, skoro ewentualne nieporozumienie wydawało się istnieć między nią a organizatorami, nie zaś nami. Nie bardzo rozumiem, co ta pani chciała swoim popisem osiągnąć. A przede wszystkim tak w ogóle to nie wiem, o co jej chodziło, skoro problem nie istniał: trzy boksy czekały wolne... Trochę nam to humorki popsuło na dzień dobry, ale cóż, o wiele ważniejszą rzeczą były zawody, do których trzeba było się przygotować i na których trzeba się było skupić, Dzień zakończył się więc treningiem, po którym nastąpiło zapoznanie się z placem konkursowym, wyłożonym nową, doskonałą nawierzchnią, znaną nam jużz Rybnika (tu brawa dla szefostwa Lewady !). Drugim małym zgrzytem były dostrzeżone pewne niedobory w... powiedzmy: sprzęcie jeździeckim [szczegóły sprawy litościwie pominę, zainteresowani wiedzą, o co chodziło ], jednak brakujące elementy zostały jeszcze tego samego dnia dostarczone w trybie awaryjnym.



Pobyt w Lewadzie tradycyjnie upłynął nam w miłej, luźnej atmosferze, przy zaskakująco pięknej pogodzie i pod znakiem smacznych i obfitych zakrzowskich posiłków, z czego szczególnie zadowolony zdawał się być wiecznie głodny Patryk. O tym, co działo się w naszym pięknie odremontowanym pokoju nie wspomnę - nie dlatego, że było tam coś do ukrycia, lecz dlatego, że nie jestem po prostu w stanie oddać tych wszystkich pełnych humoru dialogów oraz (a może nawet przede wszystkim) żartobliwych spięć między zawodniczką i jej luzakiem, nierzadko kończących się rękoczynami. Niech żałuje każdy, kto tego nie widział i nie słyszał !



Żarty i zabawa były miłym urozmaiceniem pobytu, jednak nie zapominaliśmy o głównym celu naszego przyjazdu. Pierwszego dnia już od rana trwało przygotowywanie konia ze szczególnym uwzględnieniem robienia tradycyjnych koreczków, które tym razem zostały wykonane wręcz koncertowo. Rozgrzewaka na rozprężalni była niespecjalnie długa i niezbyt intensywna - ot, lekkie "rozruszanie się" i przećwiczenie niektórych elementów. Pragnąc, by Klaudia wypadła jak najlepiej patrzyłem na to z lekką obawą (teraz już mogę się przyznać ), dyskretnie próbując zachęcić parę do bardziej intensywnych ruchów. Z drugiej jednak strony zdawałem sobie sprawę, że Klaudia zna swego rumaka najlepiej i nie ma co - mówiąc nieco rubasznie - "wpieprzać się między wódkę a zakąskę". Rzuciłem więc tylko parę spostrzeżeń i wymusiłem po raz n-ty przypomnienie sobie programu, a potem pozostało mi tylko trzymać kciuki. Dzielnie na rozprężalni sprawował się Patryk, dźwigający pełne naręcze sprzętu: szczotek, ochraniaczy, picia itp. i dbający o to, by tuż przed przejazdem konkursowym nadać nieco zakurzonej po rozgrzewce Drace połysk godny rangi imprezy.



W sobotę Klaudia startowała jako trzecia. Przejazd - co tu dużo mówić - był bardzo, bardzo dobry. Draka była oazą spokoju, szła ładnie pozbierana, cały czas z głową spokojnie i równo trzymaną w dole. Doskonale prowadzona, przy niemal wzorowych pomocach jeździeckich i doskonałej postawie Klaudii po prostu pojechała tak dobrze, jak to tylko było z jej strony możliwe. Oczywiście para nie ustrzegła się kilku błędów. Sędziowie zwrócili uwagę na nieco niedokładnie wyjechany jeden z narożników oraz za duże koło (woltę 15 metrów) galopem roboczym. Zaskakująco dużo w protokołach było szóstek i siódemek. Szczególnie cieszyły te za oceny ogólne: poprawnośc użycia pomocy, czy postawę i dosiad jeźdźca.



Jeszcze bardziej zaskakiwał (pozytywnie) brak często dotąd spotykanych w odniesieniu do Draki uwag o braku impulsu. Tak naprawdę była tylko jedna tego typu, przy drugiej wolcie w galopie. Dało to wysoką ocenę: 62,391% (M. Ruda - 64,348%, Ł. Dziarmaga - 60,435%) i długo utrzymywane prowadzenie. W zasadzie równorzędną walkę nawiązała chyba tylko Weronika Mosurek na Flamenco z CJK Dakar (60,217%). Dobrze prezentowała się też reprezentantka gospodarzy Malwina Jaworska na koniu Batal (59,348%), udany przejazd zaliczyła również Magdalena Pazdro na Gruzinie (58,696%).



I taka była kolejność aż do występu ostatniej pary, którą stanowili doskonale nam znani z bardzo udanego startu na ubiegłorocznych zawodach w Ossach Dagmara Natora i Jantar. Tam para ta zajęła 2 miejsce w programie P-4.



Jestem pod dużym wrażeniem występu tej pary. Widać, że zawodniczka nie zmarnowała zimy i że poczyniła duże postępy, za co należą się duże i szczere słowa uznania. Jantar jest bardzo dobrze wygimnastykowany, elastyczny i tym samym sprawia bardzo dobre wrażenie ogólne. Obie panie: Klaudia i Dagmara jeżdżą dobrze i pod wieloma względami bardzo podobnie w najlepszym tego słowa znaczeniu. O ile jednak Klaudia jako jeździec wydaje się mieć nieco więcej doświadczenia i umiejętności jeździeckich od Dagmary, o tyle Jantar prezentował się po prostu lepiej od mającej nieco sztywniejsze ruchy Draki. Swoimi predyspozycjami rekompensował też pewne drobne błędy swojej amazonki (np. nieco zbyt długie wodze, czy niekiedy niewielkie niestabilności dosiadu). Para otrzymała za swój przejazd notę 63,913%, obejmując prowadzenie. Klaudia musiała zadowolić się miejscem drugim, natomiast Weronika - trzecim.



Resztę dnia spędziliśmy na przyjrzeniu się przejazdom innych, wyprowadzaniu Draki na trawkę (do jedzenia, a nie do palenia), analizie protokołów sędziowskich, a następnie na totalnym "zbijaniu bąków" w ramach odpoczynku. Kolejny zaś dzień miał przebieg bardzo podobny do poprzedniego: śniadanie, przygotowanie konia, rozprężenie i start. Trening na rozprężalni znów miał lekki przebieg. Zwróciliśmy uwagę na poprawne wyjechanie owego nieszczęsnego narożnika i na prawidłową wielkość wolt i półwolt. Klaudia poćwiczyła parokrotnie ustępowania od łydki, przy czym wyszło na jaw, że znacznie lepiej one wychodzą, gdy koń od początku jest w nie wprowadzony łagodnie, płynnie i nie musi być potem korygowany - w takich przypadkach Draka szła równo, ładnie utrzymując odpowiednią pozycję. Trochę nerwów przysporzył nam jeden nieudany kontrgalop, ale że zbliżała się pora startu, więc nie było już nad czym deliberować, trzeba było szybko powtórzyć program, odkurzyć konia i rączym kłusem udać się w stronę czworoboku.



Tego dnia zawodnicy startowali w kolejności odwrotnej do zajmowanych dzień wcześniej miejsc. Klaudia startowała więc jako przedostatnia. Ja z uwagi na wcześniejszy pobyt na rozprężalni miałem okazję obejrzeć tylko drugą połowę konkursu. Ale była ona bardzo ciekawa i przyniosła istotne zmiany w klasyfikacji. Wyraźnie słabszy był niestety przejazd Weroniki Mosurek. Błąd kontrgalopu (samodzielne przejście konia do galopu) to coś, co się czasem zdarza i nie ma co tego roztrząsać, jednak okazało się, że nie zostało wykonane ani jedno ustępowanie od łydki. Biorąc pod uwagę klasę konia podejrzewam, że zapewne wynikało to z pewnych braków umiejętności u jeźdźca. Zamiast chodu bocznego mieliśmy więc raz i drugi coś w rodzaju "połowicznej" przekątnej. Te elementy programu nie zostały wykonane i bez względu na to, jakie noty za to widnieją w protokołach, ocena końcowa była niewygórowana, bo po prostu inna być nie mogła (54,138%). Niestety poskutkowało to finalnie spadkiem pary aż na 5 miejsce. Natomiast Magda Pazdro (58,276%) i Malwina Jaworska (60,690%) "pojechały swoje", czyli pojechały równie poprawnie, co dnia poprzedniego, dzięki czemu w końcowej klasyfikacji "wskoczyły" odpowiednio na czwarte i trzecie miejsce.



Finałowa rozgrywka rozegrała się oczywiście między Klaudią i Dagmarą. Klaudia pojechała jeszcze lepiej, niż w sobotę i jak dla mnie jej postawa na koniu była niemal bezbłędna. Bardzo dobre pomoce, dosknała postawa - nie było za bardzo czego krytykować. Draka też poszła najlepiej, jak chyba tylko się w chwili obecnej dało. Jedynymi do niej uwagami w komentarzach sędziowskich były: drobna utrata rytmu w półwolcie kłusem i niewielkie wypadnięcie zadem w lewo w stępie swobodnym. Wynik końcowy był jeszcze wyższy, niż dnia poprzedniego (63,103%). Z protokołów wynika też, że aby rezultaty w przyszłości były jeszcze lepsze, trzeba będzie pracować nad przejściami z kłusa roboczego do pośredniego tak, aby były one wyraźniej zaznaczone.



Jeszcze wyżej został oceniony przejazd Dagmary i Jantara (64,655%) i w zasadzie mogę w tym miejscu jeszcze raz powtórzyc opis z programu P-1: bardzo dobra jazda amazonki połączona z ładnym ruchem konia poparta zapewne wieloma godzinami ciężkiej pracy dała znakomite efekty. O tym, jak dobrze wyćwiczony jest koń i jak dobrze ukada się współpraca między jeźdżcem a zwierzakiem mogły też świadczyć niektóre wykonywane na rozprężalni ćwiczenia (nigdy wcześniej nie widziałem np. tak niesamowitego żucia z ręki ! ). Gdybym sędziował te zawody, zwróciłbym co najwyżej uwagę na zbyt przerysowaną "łopatkę" - nadmierne wypychanie zadu wprawdzie robi dobre "wrażenie artystyczne", ale jednak odbiega od wzorca tego ruchu.



W ostatecznym rozrachunku Mistrzynią Polski została Dagmara (128,568%), Wicemistrzynią - Klaudia (125,494%), a trzecie miejsce zajęła Malwina Jaworska (120,038%) - osiągniętych rezultatów wszystkim paniom serdecznie gratulujemy ! Po zawodach odbyła się tradycyjnie dekoracja - o tyle zabawna, że różne opinie co do godziny jej rozpoczęcia spowodowały spóźnienie się na nią niektórych nagradzanych zawodników - my zdążyliśmy na nią w dosłownie ostatniej chwili, a nie spóźniliśmy się wyłącznie przez czysty przypadek.







Dekoracji tradycyjnie towarzyszyło odegranie hymnu polskiego, po czym nastąpiła zwyczajowa runda honorowa w wykonaniu wszystkich uczestników bez koni i to chodem nie niższym od kłusa wyciągniętego ! W tym roku zawodnicy w sposób wyjątkowy stanęli na wysokości zadania, wykazując się inwencją twórczą i prezentując podczas rundy widzom i sędziom także dodania, a nawet chody boczne ! I zaprawdę powiadam Wam, że widok ten był naprawdę bezcenny !





Mistrzostwa przeszły już do historii, pozostawiły wiele miłych wspomnień i przeżyć, dały też wiele cennych uwag na przyszłość. Klaudia głodna najwyższego podium już myśli o starcie w przyszłym roku (jak skomentował podczas dekoracji pan prowadzący konferansjerkę: "Do trzech razy sztuka"). Ja zaś ze swej strony z zainteresowaniem będę śledził jeździecką karierę Dagmary, gdyż widząc szybkie postępy mogę sobie wyobrazić zaciętą rywalizację między obiema paniami w przyszłości . Póki co amazonki umówiły się, że pokażą się już niedługo na czwartej edycji Amatorskich Zawodów Ujeżdżeniowych "Stajnia Trot 2010" w Ossach, gdzie w ramach konsultacji pojadą najprawdopodobniej program N-9, bardzo bogaty w różne elementy ujeżdżeniowe. Czyżby kroił nam się mały rewanżyk ? Ano zobaczymy już 31 lipca !



P.S. Zaś ekipa wspomnianej na początku niesympatycznej pani trener okupowała doły tabeli wyników. Co dobitnie świadczy o tym, że udany występ na zawodach ujeżdzeniowych zależy m.in. od jakości pracy trenera ze swoimi zawodnikami, a nie od siły jego głosu. Tę uwagę owej pani proponuję sobie w wolnej chwili przemyśleć.

***


Dodane: Jeszcze fragment z bloga Klaudii:

Z konia baaaardzo dumna. Przede wszystkim z wyższych not niż z ubiegłego roku, szczególnie brak uwag na temat impulsów, siódemki za postawę jeźdźca, poprawność i skuteczność użycia pomocy oraz za posłuszeństwo (uwaga i zaufanie, harmonia, lekkość i łatwość wykonania, przyjęcie kiełzna i lekkość przodu). Zadowolona jestem, że zostaliśmy dobrze ocenieni przez nowego, surowego sędziego. U znanego nam sędziego, pana Marka Rudy w zeszłym roku noty sięgały ok. 62% w tym roku ok. 64,5% a więc znaczna poprawa, co sam pan Ruda nam powiedział przy gratulacjach na podium :)

W pierwszym jak i drugim dniu o ok. 1% pierwsze miejsce odbierała nam Dagmara i Jantar, i duże brawa dla tej pary, bardzo widoczny postęp od zeszłorocznych zawodów na Ossach, gdzie zajmowali za nami bardzo zadłużone 2 miejsce. Więc gratulacje dla Mistrzów!! :** Walka była wyrównana, ale nie ma co się oszukiwać Jantar swoim ruchem robi lepsze wrażenie u sędziów, i tutaj było widać sympatię pana Łukasza Dziarmagi do tego konika. No i dobrze, troszkę zazdroszczę :P Ale o ile wiem Jantar zaczynał tak samo jak Draka czyli nogami po ziemi więc wszystko przed nami, zwłaszcza, że i tak u Draki widać wyraźną poprawę :) Obiecuję, że pokażę różnice na przełomie lat w wykroku Draki. Jest co porównywać.

Skomentuj w Księdze Gości Stajni TROT !

(C) Tomek_J