Gosia i Viki w Rybniku

W dniach 24 i 25 kwietnia, Towarzystwo Sportowe "Kuźnia" z Rybnika zorganizowało na terenie Ośrodka Jeździeckiego "Indeks" zawody - Halowy Puchar Sląska w Ujeżdżeniu. Zawody pierwotnie miały odbyć się tydzień wcześniej, jednakże w związku z katastrofą samolotu pod Smoleńskiem zostały przesunięte. Zawody dla Gosi i Viki miały być pierwszymi oficjalnymi startami w tym sezonie, a celem było rozpoczęcie "ciułania" przez obie panie punktów niezbędnych do osiągnięcia drugiej klasy sportowej. Aby tego dokonać, Gosia w tym roku musi 5-krotnie przejechać program klasy N na conajmniej 60%, a Klaudia - 6-krotnie program typu P, zaliczając ten sam próg procentowy.

Na tych zawodach Klaudia miała jechać programy P-2 i P-3, Gosia zaś N-6 i N-7. W zawodach miała również startować nasza Kasia - raz na Belin, a raz na Łatku Eli, biorąc w niedzielę udział w konkursie skokowym. Jednak kontuzja nogi, o której wspomniałem w jednym z wcześniejszych opisów, skutecznie te plany pokrzyżowała. Wzamian za to mieliśmy swoisty debiut - po raz pierwszy Patryk wystąpił w roli pazia damy swego serca, czyli mówiąc wprost: zasuwał jako luzak Klaudii. Z tego zadania wywiązał się jak na pierwszy raz całkiem nieźle (choć jak później twierdził, w pewnym momencie Klaudia pogoniła go batem ?!... ).

Po dokonaniu skomplikowanej pracy umysłowej, polegającej na zmieszczeniu góry sprzętu jeździeckiego w bagażni(cz)ku naszej Frontery, a następnie ogromnego wysiłku, polegającego na zamknięciu tegoż bagażni(cz)ka raz-dwa załadowaliśmy Fuksa i Drakę do bukmanki (tak, tak, łatwiej nam zapakować dwa 600-kilogramowe konie niż dwa komplety rzędów jeździeckich !), po czym ruszyliśmy w drogę, pozostawiając Kasię w roli nadzorcy domu, stajni i pozostałych zwierzaków. Klaudia powtarzała programy, a Paź Patryk okazał się doskonałym towarzyszem podróży, swoimi tekstami wzbudzając ogólną wesołość i rozładowując nieco napiętą atmosferę. Obie amazonki były bowiem zestresowane swoim pierwszym tegorocznym startem. Konie także w obliczu podróży wykazywały tradycyjne objawy lekkiego stresu, wypuszczając co chwilę na świat rzadkie, zielonkawe od pierwszej wiosennej trawy "pączki". Dyskusje, czy bardziej na to wpływ mają nerwy, czy trawa, doprowadziły do takiej oto wymiany zdań między nami wszystkimi:

- To na pewno z nerwów, a nie z trawy! Ja też jestem zdenerwowana...
- To znaczy: też robisz na zielono ?!
- A może też lubisz trawę ?
- Eee... Jeść, czy palić ?

A potem były też np. całkiem "niekonikowe" wspominki Patryka o pracy latem na dachach, w słońcu, z kolegą, który pracował bez koszuli:...

- I wyglądał jak polska flaga: biało-czerwony !
- Chyba raczej jak flaga Indonezji ?...
- ???...
- Czerwono-biała - przecież zdjął KOSZULĘ !

Na takich przegaduchach minęła nam podróż. Na miejscu okazało się, że na wylonżowanie Draki nie ma ani czasu, ani... wypinaczy ! Nerwowa atmosfera powróciła, Klaudia z Patrykiem szybko przystąpili do siodłania Draki, a że start Gosi miał odbyć się dopiero za ponad 2 godziny, więc Fuks chwilowo musiał pozostać w bukmance. Stał grzecznie i nawet był zadowolony, gdyż mógł wsuwać marchewki i dojeść resztę siana z siatki. My tymczasem kręciliśmy się po okolicy, załatwiając różne sprawy, a przy okazji witając się ze znajomymi: Omegą - tym razem w roli fotografa, Kawą i Iburg - jak zwykle na posterunkach, Tomkiem Kowalskim, który przygotowywał do startu swego syna Filipa, Mariolą z mężem, czy wreszcie Anią Woźnicą na Princessie.




Pierwszy "nasz" konkurs sędziowała Zuza Stajno, w roli sekretarza zaś ujrzeliśmy Nongie. Po z konieczności niezbyt długiej rozgrzewce Klaudia wjechała w konkursowe szranki. Draka szła zaskakująco dobrze, z rzadka tylko rzucając głową. Niestety stres zaowocował błędem w programie. Sędzia spróbowała wyjaśnić błąd i kolejnośc wykonania dalszych elementów. Obie panie troszkę nie zrozumiały się, Klaudia pojechała dalej wg źle zrozumianych wskazówek sędziowskich, co poskutkowało drugim błędem i nieco nerwową, a niepotrzebną dyskusją. Przejazd został dokończony, ale było oczywiste, że przy dwóch błędach i w sumie odjętych za to 6 punktach nie ma co marzyć o 60 procentach... Nie był to dobry początek zawodów.




Wynik Klaudi w konkursie P-2 to 56,40%. Paradoks tej sytuacji polegał na tym, że przejazd był naprawdę dobry i mimo tych dwóch wpadek ku naszemu zaskoczeniu Viki zajęła... pierwsze miejsce ex aequo z Martyną Nowak na koniu Ceron S. Ech, gdyby nie pomyłki, byłaby może szansa na pierwsze 60%. Ale tak, czy siak, jedna cenna nauka na przyszłość z tego wyniknęła: z sędziami nie ma co podczas konkursu dyskutować.




Godzinę później rozpoczął się konkurs P-3. Czas ten Viki spędziła pracowicie, "zakuwając" program. Opłaciło się: Draka znów poszła ładnie i spokojnie, a doskonale wykonane elementy przejazdu dały 209 punktów na 330 i 63,33%. Był to najlepszy przejazd konkursu. Tu trzeba podziękować Dorocie Gremaud, która ten konkurs sędziowała, a rozumiejąc emocje i mając małe wyprzedzenie w stosunku do harmonogramu imprezy dała Klaudii chwilę na pojeżdżenie sobie po czworoboku "na luzie" oraz przypomniała o konieczności zdjęcia ochraniaczy.




Pierwsza 60-ka do II klasy sportowej została zdobyta, Klaudia zaś zdobyła puchar oraz sprzęt jeździecki w nagrodę i poprowadziła rundę honorową.




Niespełna godzinę później startowała Gosia w programier N-6 i poniekąd była to kopia startu Klaudii. Tu również stres dał o sobie znać - jeszcze grubo przed konkursem okazało się, że Gosia wzięła ogłowie munsztukowe, w którym pasek podgardla daje się całkowicie odpiąć i oczywiście ten pasek gdzieś się zawieruszył. I amazonka, i (przez to) koń byli usztywnieni, w efekcie w protokołach sędziowskich znalazł się np. kilka razy zapis o zbyt małym zgięciu, czy cofaniu nie po prostej.




Wszystko jednak szło w miarę prawidłowo, dopóki koń się nie spłoszył pewnego pana, wchodzącego znienacka na halę.




Drugi duży błąd miał miejsce w jednej z serpentyn, w której koń miał pokazać kontrgalop: nastąpiło przejscie do kłusa, a próba powrotu do stanu początkowego na nie ustawionym rumaku skończyła się normalnym galopem - i tak już zostało. Ocena "3" za ten element była surowa, ale mniej więcej sprawiedliwa - kontrgalopu w tym ruchu było tylko połowę, całość potraktowano jako opór. Do tego doszło jeszcze zatrzymanie za "G"... Ogółem pozostałe oceny to 6-ki i 5-ki, a wynik był niesatysfakcjonujący: 57,916%, czyli o 2% za mało w stosunku do wymarzonego pułapu 60-ki.




Za to drugi przejazd Gosi (N-7) był - tak, jak w przypadku Klaudii - znacznie lepszy. Nie było to zresztą jedyne podobieństwo, także Gosia zapomniała o zdjęciu ochraniaczy. Gosia "wzięła sie w garść", a Fuks poszedł znacznie bardziej rozluźniony.




Oceny oscylowały wokół 6-tek, wpadło kilka cennych 7-mek, prawie brak było 5-tek. Uwagi dotyczyły w zasadzie jedynie zbyt małego zaznaczenia w niektórych przejściach między chodami. Zaś wynik 60,882% był tym, o co chodziło - pierwsze z 5 "zaliczeń" koniecznych do zdobycia II klasy zostało zdobyte. A oba przejazdy dały miejsce 3 w konkursie.




Zawody mimo "potknięć" trzeba uznać za udane. Jak zawsze odbyły się w sympatycznej atmosferze, warto też pochwalić dobrą organizację - była to jedna z nielicznych znanych nam imprez jeździeckich, na której nie było żadnego opóźnienia, co przecież jest istną zmorą niemal każdych zawodów. Cieszymy się też z odświeżenia wielu starych znajomości A efekty stricte jeździeckie ? Pół na pół, mogło być lepiej, mogło być gorzej, ale "pierwsze koty za płoty", pierwsze "oczka" zdobyte, a i wiadomo, nad czym trzeba na przyszłość popracować.




Na koniec odrobinę radości dała nam jeszcze pewna znana nam z dawna z rozmmaitych osobliwych sytuacji amazonka, jadąca konkurs klasy C, która nie dość, że... zapomniała siodła i usiłowała je pożyczyć od innych, to jeszcze jak się okazało nie nauczyła się programu i poprosiła o jego czytanie. Podczas przejazdu popełniała szereg pomyłek, które w przydługiej dyskusji z sędziami tłumaczyła... pogłosem panującym w hali, uniemożliwiającym jej usłyszenie nazw liter, w których ma poszczególne elementy wykonać. Potem usłyszeliśmy też historię o "zdemolowaniu" samego pana Bogdana, ustawiającego czworobok, przez galopującą amazonkę i wyrażane gromkim głosem pretensje matki owej amazonki pod jego adresem za to, że śmiał przeszkodzić jej córce w jeździe. A na koniec, już w drodze powrotnej, obśmialiśmy się bardzo, gdy Gosia chcąc obejrzeć swoją nagrodę sięgnęła do torby i stwierdziła, że "to jest perdifia losu", bo "dostała dwa skośniki do ogłowia", które tak bardzo by się jej przydały przed konkursem do zastąpienia zgubionego paska podgardla... Owe "dwa skośniki" okazały się po chwili paskami do leżących na dnie torby ostróg, stanowiących właściwą nagrodę. Doprawdy nie ma to jak zawody na poprawę humoru !

Dodane: zapraszamy też do obejrzenia galerii zdjęć autorstwa Iburg - dziękujemy bardzo za ich udostępnienie !

Skomentuj w Księdze Gości Stajni TROT !

(C) Tomek_J