W ten weekend odwiedziła nas (wreszcie !
) Sonia. W sobotę wraz
z przygotowującą się do zawodów Kasią miały zrobić sobie pod okiem Gosi wspólny trening skokowy. Niestety
Kasia podczas przygotowań do jazdy odniosła kontuzję: została nadepnięta przez Belin. Noga mocno spuchła,
więc Gosia profilaktycznie zawiozła "ranną" do lekarza. Do historii przejdzie dialog między Kasią
a przyjmującym ją Panem Doktorem:
- A co to pani spadło na tą nogę ?...
- Koń !
Oczywiście nie koń na nią spadł, lecz półka ze sprzętem stajennym, gdy Kasia sięgała po skrzynkę
ze szczotkami Beli. Ale żart wywarł na lekarzu stosowne wrażenie !
Pacjentka na pewien (na szczęście niedługi) czas będzie musiała odpuscić sobie jazdę konną, więc w rolę
Ujeżdżacza Naczelnego godnie wcieliła się Sonia. Po krótkim rozgrzaniu Fuksiaka w stępie i kłusie
przystąpiła do działania. Zaczęła od "krzywych" drągów, zadając koniowi na dzień dobry łamigłówkę:
jak przejść przez to coś dziwnego ?...
Udało się raz i drugi, choć dość drągi stanowiły niełatwą (wbrew pozorom zresztą) przeszkodę - tym
bardziej, że był dość ciasno ułożone. Po ćwiczeniach w kłusie przyszedł czas na galop...
...I oczywiście kolejne drągi, tym razem leżące na ziemi w postaci dłuuugich szeregów (to świetne dla
konia ćwiczenie zostało podpatrzone podczas "Amigowych" konsultacji w Zbrosławicach).
Następnie były szeregi z kawaletek, które zwierzak przechodził zaskakująco czysto.
Fuks był na jeździe uosobieniem spokoju, choć przyzwyczajona na co dzień do Meteora Sonia narzekała
nieco na to, że musi go mocno w ręku trzymać.
Wreszcie przyszła kolej na skoki. Zaczęło się od stacjonatki 80 cm:
Potem były niewysokie, ustawione "na wymiar" szeregi:
Aż wreszcie - miniparkurek ze wszystkich użytych podczas treningu przeszkód.
Oczywiście po ciężkiej pracy należała się nagroda: pierwszy w tym roku wypas. Jako, że pierwszy,
zatem z konieczności krótki - nie był to jeszcze "full wypas".
A potem - chwila zabawy z kumpelami !