Zbrosławice - ostatnie zawody sezonu 2010

28.11.2010

W dniach 26-28 listopada 2010 w Zbrosławicach odbyły się zawody w ujeżdżeniu, będące równocześnie: Halowymi Mistrzostwami Sląska, finałem Ligi Ujeżdżenia Polski Południowej oraz Halowymi Zawodami Regionalnymi. Na udział w tych zawodach dała się (choć z oporami) namówić Kasia. Przy okazji: wspomniane opory były tak wielkie, że trzeba było ją dosłownie prosić na kolanach ! Kasi amiała startować przez 3 kolejne dni w konkursach: L-4, L-8 i P-1. Jednocześnie zawody te miały być dla Soni ostatnią w tym sezonie szansą na zdobycie szóstego, czyli ostatniego brakującego 60-procentowego "oczka" do II klasy sportowej.


Piątek: Konkurs Kasi był jednocześnie pierwszym konkursem porannym. Bardzo porannym - pierwotnie start na Belin miał odbyć się o... 7:00, co oznaczałoby dla nas konieczność wstania mniej więcej o 3-4 rano... Na szczęście Gosi udało się zmienić terminy na późniejsze o godzinę. Tak, czy siak, zebrać się trzeba było bardzo wcześniej, jednak ku pewnemu zaskoczeniu wszystkich udało się szybko spakować, załadować i ruszyć. Jak to zauważyły obie amazonki, teraz cechuje nas pełen profesjonalizm; nie to, co kiedyś, gdy na zawody trzeba było jechać już dzień wcześniej, żeby wszystko ogarnąć !

Od dwóch dni prószył szczątkowy śnieg, a temperatura nocą spadała do nawet -5 stopni, więc stosownie okutani w ciepłe rzeczy jadąc wyczekiwaliśmy tej błogiej chwili, gdy wnętrze naszej starej, ale wciąż jarej Frontery nagrzeje się w końcu. Koniec ów nastąpił - o ironio ! - zaledwie kilka kilometrów przed celem... I wprawdzie bieganina związana z siodłaniem Beli i Fuksa rozgrzała wszystkich trochę, jednak później dziewczynom podczas rozgrzewki i tak zmarzły nogi. Także i ja podygotałem sobie do wtóru na wyziębionej widowni, na której tego poranka stanowiłem na ogół 100% stanu osobowego widzów...



Konkurs L-4 sędziowały panie Zuzanna Stajno i Agnieszka Majewska. Kasia startowała w grupie aż 15 zawodników, spośród których większość (13 osób) byli to amatorzy. Miałem okazję obejrzeć 5 poprzedzających występ Kasi przejazdów, spośród których szczególną uwagę zwrócił swą urodą koń o imieniu (bodajże) Farys. Generalnie zastanawiające były wyniki tych przejazdów: mimo wykonanych przez pary wszystkich elementów oceny zwykle oscylowały w okolicach zaledwie 50-52%. W jednym wręcz ogłoszono wynik zaledwie 47-procentowy ! No ale cóż, w końcu zawody miały rangę mistrzostw...



Kasia wykonała przejazd poprawnie, choć bez "wodotrysków". Belin poszła na nieco większym, niż na treningach luzie, niemniej jednak zwyczajowo nieco sztywna i tradycyjnie z pyskiem do przodu (lub jak kto woli: "wyryjona" ), co przekładało się też na rytm i tempo. Ten brak tzw. harmonii oczywiście nie spodobał się nie znającym specyfiki tego zwierzaka sędziom. Wynik końcowy wyniósł więc tylko 52,955%. Nie wyglądał porywająco, niemniej jednak jeśli weźmie się stosowną poprawkę na specyficzny charakter oraz możliwości konia występ wbrew pozorom należy uznać za udany. W dość sporej stawce konkurentów Kasia uplasowała się na 6 miejscu.



Chwilę potem swoją szansę na 60-procentowe "oczko" miała Sonia na Fuksie. Wprawdzie okoliczności sprawiły, że w okresie poprzedzającym zawody Sonia zaledwie 2 razy była w stanie dosiąść treningowo swego rumaka (w dodatku treningi odbywały się w takich ciemnościach, że nie było widać liter na naszym czworoboku !), jednak byliśmy jak najlepszej myśli. Program P-1 nie jest bowiem trudny, a przecież Sonia umiejętności jeździeckie ma wysokie, Fuks zaś też sroce spod ogona nie wypadł. Przejazd - co ciekawe - mimo, że wykonywany na hali, odbywał się w strugach (no, bądźmy szczerzy: strużkach) deszczu. Znienacka wyszło słońce, które błyskawicznie rozgrzało dach, a zamarznięta na nim wilgoć zaczęła się skraplać. Dało to chwilowy efekt prawdziwego deszczu - wielkie, ciężkie i obfite krople dały się we znaki i zawodnikom, i sędziom, i widzom.



Wprawdzie przejazd rozpoczął się drobnym błędem ("jednokrokowa" próba podgalopowania w kłusie), jednak przejazd poszedł bardzo dobrze, koń szedł równo, rozluźniony, posłuszny, pozbierany. Sonia zaś wykazała się bardzo dobrym dosiadem i bardzo poprawnie użytymi pomocami jeździeckimi (no może poza lekim spóźnieniem zebrania wodzy po połowie koła w stępie swobodnym). Byliśmy pewni wyniku ponad 60% do tego stopnia, że ucieszona Gosia po przejeździe pokazała podniesione do góry kciuki. Nie trzeba było czekać długo na wyniki - ogłoszono, że sędziowie ocenili parę na... 58,7 i 56,5% !... Szok. W pierwszej chwili myśleliśmy wręcz, że jest to jakiś błąd w podliczeniu, że może nie uwzględnienie przeliczników - jednak faktycznie oceniono większość poszczególnych elementów na "6", kilka na "5", za to "7" nie stwierdzono. Sonia - to prawda - narzekała trochę na jakość przejść w dół, a jak też się dowiedzieliśmy potem, sędziom nie spodobało się (w sumie słusznie) zbyt niskie ustawienie konia. A protokoły od obu sędziów wyglądają o tyle osobliwie, że doskonale uzupełniają się nawzajem: tam, gdzie jeden nie miał uwag, drugi je miał - i vice versa...



Konkurs wygrała Ania Woznica na Princessie z wynikiew 63,261% - jest to bardzo wysoka jak na takie sędziowana nota. Nie ma się jednak co dziwić - Princessa de facto prezentuje sobą poziom zdecydowanie wykraczający ponad klasę P. Drugie miejsce przypadło Dagnie Mikołajczyk na Tanganice (60,217%),trzecie - Zofii Miklas na Buffo (60,000%). Wynik 57,609% dawał Soni 5 miejsce w konkursie. Trzeba tu też powiedzieć, że najniższym rezultatem było zaledwie 46%... Sędziowie pierwszego dnia byli naprawdę bardzo surowi - podobnie zresztą, jak niegdyś, gdy Gosia i Sonia po raz pierwszy podeszły (nomen omen właśnie nie gdzie indziej, jak w Zbrosławicach) do zdobywania klasy III. W sumie to pod pewnymi względami dobrze - wszyscy zawodnicy mogli dobitnie (choć boleśnie) przekonać się, czego i w jak dużym stopniu im brakuje do tego, by zostać uznanymi za dobrych jeźdźców. Jednak wracając już do domu byliśmy zgodni: gdyby zawody miały inną rangę, zapewne oceny byłby o 4-5% wyższe.

Słowem - wyszło przeciętnie. Ale w myśl zasady "co nas nie zabije, to nas wzmocni dziewczyny nie przejęły się wynikami, wykazały duży hart ducha i zachowały dobry humor. Domowa analiza nagrań video pokazała, że przejazdy wcale nie był takie złe, jak mogłyby to sugerować wyniki. Sonia dodatkowo postanowiła zgłosić się do niedzielnego konkursu P-7.




Sobota Ten dzień Sonia spędziła w swojej pracy, Kasia natomiast wystartowała w konkursie L-8. Małym (i miłym) zaskoczeniem było dla mnie to, ze sędzią konkursu była Dorota Gremaud. Konkurs rozpoczął się o 7:30 co oznaczało ponowną konieczność pobudki o 4-tej rano ! Usprawiedliwieniem tak nietypowych godzin rozgrywania konkurencji była jednak ogromna liczba zgłoszonych zawodników - okazało się bowiem, że poprzedniego dnia startowało ich łącznie aż 90-ciu ! Wyjazd tym razem odbył się jeszcze bardziej bezproblemowo niż poprzedniego dnia (rutyna ?!...) Przybyliśmy na miejsce tak bladym świtem, że zdaje się w Zbrosławicach prawie wszyscy jeszcze spali, bo mała hala była prawie pusta, a duza wyglądała tak:



Trzeba tu przy okazji pochwalić organizatorów za całkiem nieźle przygotowane podłoże w obu halach. Za to niespodzianką było, że L-8 miało być rozgrywane na małym czworoboku. Jak później oceniła Kasia, konkurs był przez to trudniejszy. Przekątne musiały być wykonywane pod ostrzejszym kątem, a i np. zagalopowania po wyjściu z takich kątów mogły być bardziej problematyczne.



Tym razem Belin poszła nieco inaczej, niż poprzedniego dnia. Jak to powiedziała Gosia: poszła bardziej sportowo. Kasia pojechała ją inaczej, jakby aktywniej. Koń był bardziej skupiony zwłaszcza, że mały czworobok oznaczał krótsze czasy przejść między poszczególnymi elementami. Amazonka zresztą też - co zresztą widać na załączonym obrazku:



Generalnie przejazd był niezły, zgodny z tym, co w chwili obecnej nasza para mogła osiągnąć. Stojąc na widowni oceniałem go wcale wysoko, szacując wynik na 56-57%, choć z doświadczeń poprzedniego dnia wiedziałem, że powinienem ująć te wspomniane uprzednio 4-5%. Wynik końcowy Kasi: 57,368% potwierdził surowość ocen pierwszego dnia i powrót do "standardów oceniania" dnia drugiego. Wynik dobrze oddaje jakośc przejazdu. W protokole królują niepodzielnie szóstki, piątki widać tylko przy kole 15m w prawo (rysunek), zatrzymaniu w A (za wczesne i z lekim cofnięciem) i przy przejściu w dół do kłusa (za wczesne). Są też oczywiście 5-ki w ocenach ogólnych swobody chodów i impulsu - ale jeśli chodzi o Belin, to po prostu wiemy, że "ten typ tak ma". Niezły wynik dawał Kasi 5 miejsce w konkursie i wysokie, 4 miejsce w generalnej klasyfikacji amatorów - tym cenniejsze, że w całkiem sporej stawce zawodników.


Niedziela Niedziela pod względem zawodów była całkiem odmiennym dniem - dziewczyny miały starty dopiero wieczorem, w okolicach godziny 18-tej. Trochę nas niepokoiła perspektywa dojazdu, bowiem już w sobotnie popołudnie rozpoczęły się opady mokrego, a przez noc marznącego śniegu. Perspektywa ciągnięcia 2 ton na haku dość lekkiej Frontery po okołosączowskich, nieodśnieżonych drogach, biegnących przez lokalnie dość strome pagórki, nie była zbyt radosna. Na szczęście wizje problemów okazały się przerysowane i choć trzeba było jechać ostrożnie, dotarliśmy łatwo na miejsce. Nastąpiło szybkie (można by rzec: odruchowe ! ) siodłanie koni i próba wejścia na na małą halę, będącą rozprężalnią. Próba - bo okazało się, że tłok tam panował naprawdę duży. Trzeba było stępować na zewnątrz, a potem baaardzo uważać podczas rozgrzewki w kłusie. O jakimś większym galopie to można było raczej tylko pomarzyć...



Obie panie startowały w konkursie P-1: Kasia jako pierwsza, Sonia - tuż po niej. Kasi niestety poszło troszkę gorzej niż poprzedniego dnia - chyba dawało już o sobie znać zmęczenie zawodami. Przejazd był piątkowo-szóstkowy, pół na pół. Belin usztywniła się bardziej, co przełożyło się na brak porządnego ustawienia i zebrania oraz mniejszą aktywność i nie całkiem dokładne wykonanie niektórych ruchów - pan Wituchowski "wypunktował" to mocno w poszczególnych elementach, Dorota Gremaud - w ocenach ogólnych. Nie za dobrze wypadł galop roboczy - ze zbyt wczesnym przejściem do kłusa, zinterpretowanym nawet jako utrata galopu". Za to trafił się też miły "rodzynek" - 7-ka za pół koła 20m stępem roboczym. Sędziowie byli idealnie zgodni w ocenach: 54,348%. Dało to 6 miejsce w konkursie i 5 miejsce w generalnej klasyfikacji rundy amatorów.



Niestety Soni nie udało się zdobyć ostatniej "60-ki" do II klasy sportowej. Dobry i bardzo "rzetelny" przejazd oceniony był równo na 6-ki. Trafiły się pojedyncze 5-ki za rysunek 10-metrowych wolt oraz zbyt wczesne przejście do stępa. Dla równowagi trafiły się też i 7-ki za koło w lewo galopem roboczym, czy kończący program wjazd na linię środkową. Jedyną dużą rozbieżnością jest ocena pierwszego wjazdu do ukłonu. Ot ciekawostka: 5-ka u siedzącego blisko X pana Wituchowskiego (komentarz: "odstawiony zad") i kontrastowo 7-ka u Doroty, która widziała konia z przodu, czyli z lepszej perspektywy do ocenienia, czy zatrzymanie było równe. Nota końcowa za przejazd to 59,131% - cóż, szczęście było bardzo blisko...



Na pocieszenie warto powiedzieć, że ten wynik dawał wysokie, 2 miejsce w konkursie (w stawce 10 zawodników). No i trzeba wyciągnąć też naukę: ze zdobywaniem laurów sportowych nie ma co czekać na ostatnią chwilę. Ale - jako rzekł pan Michał Wołodyjowski - "Nic to !" Przed nami kolejny rok szans na sukcesy, postaramy się ich nie zmarnować i mamy nadzieję, że już niedługo będziemy mogli pochwalić się kolejną naszą "drugoklasową" zawodniczką.


Po zawodach odbyła się jeszcze dekoracja z udziałem wszystkich zawodników, po któej szybko wróciliśmy do domu. Ostatnie nasze zawody tego sezonu A co dalej ? Zobaczymy. Na razie - ziiimaaaaa...






Skomentuj w Księdze Gości Stajni TROT !

(C) Tomek_J