27 października już o 6-tej rano (czyli można by górnolotnie rzec: w pierwszych blaskach wczesnej
jutrzenki) wyruszyliśmy z Sonią do Morska. Już w godzinę później wyruszaliśmy w drogę powrotną,
ciągnąc za sobą bukmankę zawierającą 600 kilogramów szczęścia Soni, czyli Faceta Jej Życia o imieniu
Meteor. Przygotowania do tej operacji pochłonęły sporo sił i środków - trzeba było zreorganizować
nasza stajnię, stworzyć nowy boks, dodatkowe paśniki, podzielić wybieg, zapewnić należyte zapasy
owsa, siana i słomy, a wreszcie: wykuć dodatkowe okienko, którą to pracę udało się dokończyć "rzutem
na taśmę" dopiero dziś, przy okazji jesiennego porządkowania i odświeżania całej naszej stajenki.
Trwało to wszystko prawie miesiąc, ale udało się !
Meteor wpakował się do bukmanki z pewnymi, zresztą krótkotrwałymi oporami. Wydawał się wiedzieć, co
się święci i najwyraźniej żal mu było opuszczać znowu mamę Mirę, czemu dał wyraz rżeniem i paroma
małymi podskokami w przyczepie. Jednak w drodze zachowywał się już bardzo grzecznie, co było wręcz
rzeczą zaskakującą. Na miejscu nasze konie przywitały go gromkim, chóralnym "Cześć !", jednak potem
nie było tak różowo. Wszystkie - jak to zawsze w stadzie - traktowały go początkowo jak intruza,
nawet Ciotka Desta przeganiała go od swego paśnika. Fuks, dotychczas jedyny samiec w grupie, bronił
zaś gorliwie swego haremu, przeganiając skutecznie intruza przy każdej okazji. Było to też ostatni
dzień tegorocznego sezonu pastwiskowego, jednak napięta atmosfera i nie najlepsze w tym momencie
stosunki "międzykońskie" spowodowały, że "stare" stado szukało ostatnich w tym sezonie mleczyków,
zaś nowo przybyły członek ani myślał wychylić nosa z wybiegu i stał sobie sam, najwyraźniej nie bardzo
wiedząc, co tu jest grane... Na szczęście już następnego dnia sytuacja zdecydowanie się poprawiła -
Ciocia Desta awansowała do roli zastępczej mamy, oba konie na wybiegu stały sobie "ryjek w ryjek".
Fuks i Belin też już nieco ochłonęły i zaczęły się pierwsze bezpośrednie kontakty (na razie przez
tymczasowe ogrodzenie dzielące wybieg na pół).
Wprawdzie Sonia jeszcze przed przybyciem swego rumaka dumnie i buńczucznie opowiadała coś o planach
nocowania w stajni, jednak jesienna aura zniechęciła ją do tego. Zamiast tego rozpoczęła już prace
nad przywróceniem konie do przyzwoitej formy, bowiem pozostający przez 11 miesięcy poza jej zasiegiem
koń miał aż nazbyt słodkie życie. Jedzenie, swobodne łazikowanie po wybiegu i pastwisku oraz wsuwanie
owsa to były zapewne zajęcia wielce miłe, jednak drobnym skutkiem ubocznym było zanikanie muskulatury
i bardzo wyraźny spadek kondycji. Sonia zaczęła więc od pracy z ziemi...
"Popatrz, Młody, tu mam szczoteczki - wiesz, co to znaczy ?"
"Troszkę się pomiziamy..."
"Tylko bez języczka !"
"Ech, jaki kształtny zadek !..."
"Ech, jaki kształtny zadek !..."
Marsz do roboty !
Cykl treningowy rozpoczęty !
Ciąg dalszy ? Z pewnością nastąpi...