Od 18 do 20 listopada w łódzkiej Atlas Arenie odbyła się trzecia Parada Jeżdziecka, organizowana przez Ośrodek Jeżdziecki "Indeks" w Rybniku
oraz Zakłady Mięsne "Zbyszko". Mieliśmy okazję być tam wczoraj cąła naszą piątką, w ostatnim dniu imprezy - oto nasza relacja:
Atlas Arena to zdecydowanie doskonałe miejsce do tego typu imprez. Duża, jasna, przestronna, dobrze wyposażona, dogrzana - jednym słowem: super.
Podłoże jak zawsze doskonale przygotowane i regularnie podczas imprezy równane, zaopatrzenie w prowiant i napoje - niezłe, słowem: z punktu widzenia publiczności organizacja na piątkę ! Ponieważ na miejsce dotarliśmy około godziny 13-tej, załapaliśmy się jeszcze na dekorację konkursu skoków Małej
Rundy, a po niej - na przerwę. W związku z dość długą podróżą zwiedzanie Areny zaczęliśmy od... stoiska z kawą i sokiem pomarańczowym i zapoznania
się z ofertą paru sklepów jeździeckich, których stoiska dość szczelnie wypełniły korytarz wokół widowni.
A propos widowni: niestety świeciła pustkami, sądzę, że przez cały dzień przez halę przewinęło się zaledwie około tysiąca osób. Łódź zdaje się
nie jest miastem miłośników jeździectwa - no, ale cóż: ci, co nie przyszli, wiele stracili.
Szybko zaczęła się kolejna część Parady, którą rozpoczął pokaz jazdy w stylu westernowym w wykonaniu Alexa Jarmuły i Lothara Koeniga.
Pokaz - cóż, typowy, z uwagi na podłoże bez efektownych sliding stopów, jednak troszkę brakowało mu dynamiki i choć sympatyczny, to jednak na
kolana raczej nie rzucał...
Tuż po nim odbył się pokaz ujeżdżenia, który rozpoczął Michał Rapcewicz. Michał Rapcewicz, najwyżej sklasyfikowany polski zawodnik,
zaprezentował się bardzo dobrze, choć niektóre przejścia były robione z utratą rytmu, jak to mówię: "z przytupem".
Zaraz po nim wystąpiła Adelinde Cornelissen, aktualnie najlepsza zawodniczka w klasyfikacji FEI, zdobywczyni Pucharu świata w ujeżdżeniu w Lipsku.
Sporym zaskoczeniem było, że Michał Rapcewicz naprawdę doskonale zaprezentował się na tle mistrzyni, niektóre elementy miał zauważalnie lepsze.
Adelinde Cornelissen jadąc swój program na wysokim poziomie jednak zawiodła jeśli chodzi o niektóre elementy, np. o kłus, którego moim zdaniem
prawie że nie pokazała (oczywiście jak na tą klasę zawodniczki). Oczywiście trzeba brać pod uwagę, że Parada to pokazy, a nie konkurs olimpijski,
inna waga imprezy powoduje inne zaangażowanie jeźdźców. Generalnie: przejazdy były godne obejrzenia, warto było popatrzeć z bliska na najlepszych.
Tuż po ujeżdżeniu młodzi jeźdźcy z "Indeksa" pokazali się w kadrylu. Rzecz jasna biorąc pod uwagę ich wiek trudno było się spodziewać "wodotrysków",
jednak cieszyła oko poprawność wykonania przejazdów i bardzo dobra synchronizacja. Bardzo sympatycznym elementem przejazdu było włączenie do układu
prócz 4 "pełnowymiarowych" koni także 2 poniaków i 2 kucyków. Kadryl wydawał się prosty, jednak już sama liczba biorących w nim udział koni podnosiła
stopień jego trudności. Młodzież z "Indeksa" z tej próby wyszła zwycięsko, wzbudzając przy tym powszechną sympatię widzów i zbierając obfite,
zdecydowanie zasłużone brawa.
Jeszcze więcej emocji wzbudziły (podobnie, jak w ubiegłym roku) wyścigi kucyków, tym prazem w wykonaniu dzieciaków z będzińskiego "Amigo".
Wszyscy z sympatią i uśmiechem obserwowali rywalizację i podziwiali "ducha bojowego" uczestników konkurencji. Wiele radości widzom dał konik
z numerem 7, czyli dobrze nam znany Wicherek. Zgodnie ze swoim imieniem usiłował gnać przed siebie bez względu na to, czy akurat trwał wyścig,
czy też nie. Na szczęście dosiadająca go amazonka, Maja, potrafiła sprawnie nad nim zapanować.
Zacięta walka wzbudziła gorący doping, Niestety nie każdemu udało się dotrzeć do mety...
Podczas kolejnej przerwy panie udały się na dalsze zwiedzanie stoisk.
Mnie natomiast zafascynował sprzęt do równania nawierzchni, któy dokładnie sobie obejrzałem i obfotografowałem.
W przerwie na arenia wrzała praca - przygotowywano parkur do finałowego konkursu Grand Prix. Wolontariusze zwijali się jak w ukropie
i trzeba powiedzieć, że ekipę "Indeks" ma rewelacyjną !
W tym czasie mieliśmy okazję spotkać się z Dorotą i Philipem (na zdjęciu podszywa się pod pana obok i twierdzi, że nazywa się Jean Francois Pignon,
na dowód czego może okazać stosowny identyfikator ! )
Dzięki uprzejmości Doroty mogliśmy się przywitać z gwiazdą tegorocznej Parady i zrobić sobie wspólną pamiątkową fotkę (na zdjęciu Jean
obejmuje czule Kasię - hmm... )
Przy okazji ponownie wyszło na to, że mamy chyba "wszczepiony" niefart do nieuprzejmych panów z ochrony - w ubiegłym roku omal nie uniemożliwili
nam spotkania z Lorenzo, w tym - za spotkanie z Pignonem dostaliśmy "opierdziel", gdyż robiąc zdjęcie ponoć "blokowaliśmy ciągi komunikacyjne".
Mało brakowało, a zapewne i samemu panu Pignon by się oberwało... Kto wie, może nawet Wielki Pan Ochroniarz wyprosiłby go z hali za wspomniane
blokowanie ciągu ?...
Konkurs skoków (145 cm) był dobrym widowiskiem, uważnie obserwowanym przez wszystkich. Wystartowało 20 par, wśród których był wielkie nazwiska
polskich i nie tylko polskich skoków: Whitaker, Morsztyn, Zagor, Kubiak i inni. Oglądaliśmy skoki z zainteresowaniem, zżymając się jednak nieco
na "polski styl jazdy" oraz kilogramy żelastwa wsadzane do niektórych końskich pysków.
Do finałowej rozgrywki zakwalifikowało się 7, kóre pokonały parkur bezbłędnie, w tym jako jedyna przedstawicielka płci pięknej - Sofia Kroon
z dwoma końmi: Rolexem i Uri. Rozgrywka była bardzo emocjonująca - aż 4 zawodników pokonało parkur bezbłędnie. Gdy do decydującego przejazdu
stanął Piotr Morsztyn na koniu Osadkowski Van Halen, słychać było niemalże szum husarskich skrzydeł. Pan Piotr mając za przeciwników Sofię
Kroon, czy Andrieja Szalohina na Charlize, którzy pierwszą turę kończyli z praktycznie takim samym czasem, a także Stevena Whitakera na
Royal Rose, który był klasą sam dla siebie, postawił wszystko na jedną kartę i ruszył do boku z ułańską fantazją, rozwijając niesamowitą
prędkość, aczkolwiek zwiększając też przy tym ryzyko zrzutki.
Ryzyko jednak opłaciło się, bezbłędny przejazd w czasie 33.06 s był o 4 sekundy lepszy od Sofii Kroon i dał mu prowadzenie... aż do przejazdu
Whitakera. Znany i utytułowany Anglik na doskonałym koniu oraz z doskonałą techniką najazdu i skoku jadąc też szybko, acz w bardziej rozważny
i spokojny sposób, okazał się lepszy o 0,7 sekundy.
A tak przy okazji: niektórzy zawodnicy widząc, że nie mają szans na dobre miejsce, rezygnowali w środku przejazdu. Cóż, rozumiem np. chęć
oszczędzenia konia i nie narażania go na ryzyko kontuzji przy kolejnych skokach, które i tak nie dałyby zawodnikowi żadnej korzyści, jednak
myślę, że chyba nie na tym polega sport i duch walki...
Uzupełnieniem Grand Prix był minikonkurs, w którym wzięło udział trzech zawodników znanych ze świata filmu - m.in. Dariusz Kordek.
Po dekoracji i małej przerwie na uprzątnięcie parkuru, w czasie której dostrzegliśmy bardzo szczególnego konika. Reklamował Łódzki Szlak Konny.
Na pokazy woltyżerki czekały przede wszystkim dziewczyny, ale mimo nieco "kobiecego" charakteru tej gimnastyki artystycznej na koniu pod wrażeniem
pokazu byli chyba bez wyjątku wszyscy. Podobnie, jak w roku ubiegłym, występ sportowców z czeskiego klubu Lucky Drasov zasługiwały na uznanie.
Sympatię wzbudzały tak wykonujące rozmaite ewolucje panie, jak i dziewczynki, z których najmłodsza miała zaledwie 7 lat. Ich występ został
nagrodzony bardzo długimi i bardzo głośnymi oklaskami.
Później odbyły się pokazy jazdy w damskim siodle. Niestety był to jedyny punkt programu Parady, który można określić mianem nieudanego - i to bardzo.
Zaczęło się od pas de deux i będę szczery: niestety było to nieporozumienie. Jednym z koni był bardzo znany Nabucco. Nie wiem ile razy ten koń pracował
dotąd w takim siodle, ale założę się, że dałoby się to policzyć na przysłowiowych palcach jednej ręki stolarza (i piszę to mimo informacji, że ponoć na
próbach wszystko wychodziło dobrze) Koń w ogóle nie reagował na bat jako "zastępczą łydkę", stąd konieczność jego mocnego czasem użycia przez starającą
się nad nim zapanować amazonkę. Niestety Nabucco wydawał się zupełnie nie rozumieć, czego się od niego oczekuje i tak naprawdę nie powinien chyba brać
udziału w takim pokazie (rzecz jasna: IMHO). Pas de deux powinno bowiem być zawsze przykładem pełnej synchronizacji obu par, tymczasem tu tego osiągnąć
się po prostu nie dało, więc całość przejazdu robiła - przykro mi - niezbyt korzystne wrażenie.
Konkurs piękności - ponownie przepraszam, ale przede wszystkim nie do końca było jasne, czy to Classic Pleasure Elegancji, czy Historyczny. Spiker
mieszał oba pojęcia, mówił coś o "konkursie miss"... Ponieważ więc nie do końca wiadomo, o co chodziło, patrzyliśmy na konkurs oceniając całokształt,
czyli nie tylko stroje, prezencję, ale i podstawy jeździeckie. I z tej pozycji napiszę otwartym tekstem: nasza ekipa była w 100% zgodna co do tego,
że kolejność zajmowanych przez zawodniczki po tym konkursie miejsc powinna być wręcz przeciwna, niż ogłoszono. "Konkurs piękności" to nie konkurs
piękności pań, tylko konkurs piękności pań NA KONIU. Prócz urody i stroju powinna być oceniona (moim zdaniem) właściwa postawa i dosiad amazonek,
który na to piękno rzutuje - tymczasem mam wrażenie, że o tym elemencie zapomniano. Werdykt honorujący m.in. wspomnianego Nabucco będzie zrozumiały
chyba tylko wtedy, gdy przypomnimy sobie, kto jest jego właścicielem... Myślę, że sędziowie "promując" w taki sposób, robią tej osobie przysłowiową
"niedźwiedzią przysługę".
O wyścigach bryczek powiem tyle: proszę o więcej na przyszły rok ! To była bardzo widowiskowa konkurencja, pełna zaangażowania ze strony koni, powożących i ryczącej z zachwytu publiczności. Kładące się "na płasko" w ciasnych zakrętach konie, stojący na bryczkach powożący, piasek tryskający
spod kół - to wszystko zrobiło po raz kolejny kapitalne wrażenie.
I wreszcie po dłuższej chwili, spowodowanej koniecznością poprawy mocno naruszonego przed bryczki podłoża, pojawił się on: Jean Francois
Pignon.
Oczekując na ten pokaz mieliśmy w pamięci wspaniały ubiegłoroczny show w wykonaniu Lorenzo. Nie da się zresztą uniknąć porównania występów
obu panów (zresztą ponoć obaj się znają i przyjaźnią) z uwagi na bardzo wiele elementów wspólnych. Jednakże pomimo dużej "części wspólnej",
to jest: naturalnego podejścia do konia i używania mowy ciała do komunikacji ze zwierzętami, były to w dużej części pokazy zupełnie różne.
Występy Lorenzo były bardziej dynamiczne, w zasadniczej części oparte o jazdę w stójce i grupowe "cyrkowe" numery; pokaz Pignon był za to
przede wszystkim pokazem komunikacji, "mówienia jednym głosem" ze zwierzętami. Rzekłbym, że choć podobał się on bez wyjątku wszystkim, to
jego "drugie dno" i prawdziwą wartość docenić potrafili przede wszystkim ci widzowie, którzy zetknęli się już ze szkołami naturalnymi,
a nazwiska Monty'ego Robertsa, Pata Parellego, czy Stevea Halfpenny nie są im obce.
Pokaz pana Pignona składał się jak gdyby z dwóch etapów: pierwszy skupiał się stricte na komunikacji z końmi. Pignon prócz elementów
"rozmowy" pokazał też, że wykonanie pewnych elementów z wyższej szkoły ujeżdżenia: stępu hiszpańskiego, czy piaffu jest w sumie możliwe
bez siodła i ogłowia.
W drugim etapie więcej już było elementów "pod publikę", zabawnych, humorystycznych scenek, powodujących u widza nie tylko śmiech, ale przede
wszystkim szeroki uśmiech przez cały pokaz. "Antyskok" przez ustawione rzędem konie, układanie ich do "snu", czy późniejsze "budzenie" - wszystko
to bawiło i cieszyło całą publiczność. Dla tych, którzy nie mieli okazji zobaczyć artysty na żywo, polecam liczne filmy na You Tube, np.
ten [KLIK !]. Osobom znającym język francuski polecam też stronę
artysty: http://www.jfpignon.com.
Ogromną sympatię wzbudził też kucyk, będący głównym bohaterem kilku zabawnych scenek pokazu. Gdy po występie wolontariusze mieli okazję zrobić sobie
wspólne zdjęcie z panem Pignonem (to bardzo miła tradycja Parady i świetny pomysł) - kucyk "na tyłach" fotografowanej grupy był wręcz oblężony
i dopieszczany przez bardzo wiele osób.
I gdy wydawało się, że emocje już sięgnęły zenitu, na arenie pojawili się Kozacy z Ukrainy. Co ci ludzie na swych koniach wyprawiali, tego ludzkie
słowo nie opisze ! Rozmaite stójki i zwisy w pełnym galopie, a wszystko w tradycyjnych strojach i tradycyjnych kozackich fryzurach - to po prostu
trzeba było zobaczyć ! Do tego pokaz strzelania z bata, zrobiony w bardzo humorystyczny sposób oraz na deser "piramida" - mam nadzieję, że jeszcze
kiedyś będziemy mieli okazję obejrzeć na żywo.
Ostatni dzień Parady zakończył się dwoma meczami horseballu. To sport bardzo ciekawy i wcale nie taki niebezpieczny, jakby mogło się wydawać.
Mimo bezpardonowej walki między zawodnikami o piłkę (czasem zdawało się, że się pościągają nawzajem z siodeł !) nie było żadnych wypadków ani
wśród ludzi, ani wśród koni, które zachowywały się nadzwyczaj spokojnie: nie brykały, nie kopały, nie gryzły się - słowem: spokój. Walka była
emocjonująca, a szczególnie widowiskowe było podnoszenie przez zawodników w biegu piłki, która upadła na ziemię.
Mecze pokazowe toczyły drużyny Włoch i Hiszpanii. Pozazdrościli im Kozacy, więc naprędce zorganizowano krótki "minimecz" Ukraina - Reszta Swiata.
Kozacy mieli atut w postaci wspamiałych umiejętności dżygitówki oraz szalony doping powszechnie sympatyzującej z nimi polskiej publiczności.
Niestety okazało się, że horseballowy debiut Ukrainy poszedł ktrochę jakby nie po myśli Kozaków. Wprawdzie w umiejętnościach jeździeckich byli
równi przeciwnikom, ale nad taktyką ataku i obrony oraz celnością podań muszą jeszcze "troszeczkę" popracować.
Na widzów czekała jeszcze jedna atrakcja tego dnia - losowanie dwudniowej wycieczki do Wiednia, połączonej z oglądaniem wspaniałego jeździeckiego
widowiska "Apassionata". Kuponami loteryjnymi były bilety i trzeba powiedzieć, że podskoczyło nam ciśnienie, gdy okazało się, że wygrała osoba
z naszego sektora ! Niestety sekundę później okazało się, że z innego rzędu...
Trzecia Parada Jeżdziecka w Łodzi przeszła do historii. Było to jak zwykle świetne i bardzo dobrze przygotowane widowisko, za które Jurkowi
Trzeciakowi, Asi Delawskiej i wszystkim pozostałym osobom, które przyczyniły się do niego, należą się gorące brawa i podziękowania. Mnóstwo
atrakcji, wielkie emocje, perfekcyjna organizacja - nic dodać, nic ująć. Mamy nadzieję, że w kolejnych latach będziemy także mieli okazję
gościć na kolejnych edycjach Parady i zachwycać się przygotowanymi przez organizatorów atrakcjami.
Poniżej - mała galeria zdjęć z trzeciego dnia. Z uwagi na odległość i "halowe" światło zdjęcia niestety nie grzeszą jakością, ale dobrze pokazują,
co się działo i być może zachęcą Was do przyjechania na kolejną Paradę. A dokąd ? Zobaczymy za rok !
I jeszcze materiał filmowy, nakręcony i zmontowany przez Sonię na potrzeby Kanału 99: