16.12.2011

Teren Soni i Dewila

Sonia ostatnimi czasy wielce rozsmakowała się w terenach. Zaliczywszy ich kilka na Swoim Wiernym Meteorze postanowiła tym razem przewietrzyć futro Dewila. Ja zaś postanowiłem dla towarzystwa przewietrzyć futro Wegi oraz pokrowiec aparatu, organizując sobie bezkrwawe polowanie z obiektywem... Po półgodzinnym pieszym marszu skrajem lasu zająłem stanowisko myśliwskie u "naszego" brodu w leśnym strumieniu i wycelowawszy aparat czekałem, czekałem... Aż wreszcie wyczuwając raczej, niż dostrzegając jakąć ruszającą się w oddali postać nacisnąłem spust i... ustrzeliłem miejscowego rowerzystę. Nie zrażony tym niepowodzeniem i spóźnianiem się moich ofiar zmieniłem miejsce zasadzki. Udałem się nad zalew i zlustrowałem okolice, irytując nieco kilku panów wędkarzy, którzy zaczajeni w trzcinach czatowali na swoją, nieco odmienną zdobycz.


Nagle wśród drzew pojawiły się moje "zwierzaki":...



Niestety "wyczaiły mnie" od razu i na mój widok zgodnie zrobiły wieeelkie oczy



Drogę ucieczki miały, o zgrozo, odciętą !



Ale cóż to dla nich taka byle woda !



Woda dała się oswoić, a Dewil rozsmakował się w pryskaniu wodą spod kopyt.



"No to może jeszcze raz ?"



Chwila odpoczynku i kontemplacji krajobrazu



Czas obeschnąć i troszkę się rozgrzać - mały jogging nie zaszkodzi !



Trafiła się nawet mikroprzeszkódka do poskakania - udało się już za drugim razem !



"No dobra, Dewil, dosyć tej zabawy, czas do domu."



"Przed nami długa droga powrotna..."



I zniknęli w oddali...



A na horyzoncie pojawiły się... nowe ofiary fotopolowania !



Fotołowy należy więc uznać za udane !




(C) Tomek_J