Sonia ostatnimi czasy wielce rozsmakowała się w terenach. Zaliczywszy ich kilka na Swoim Wiernym Meteorze postanowiła
tym razem przewietrzyć futro Dewila. Ja zaś postanowiłem dla towarzystwa przewietrzyć futro Wegi oraz pokrowiec
aparatu, organizując sobie bezkrwawe polowanie z obiektywem...
Po półgodzinnym
pieszym marszu skrajem lasu zająłem stanowisko myśliwskie u "naszego" brodu w leśnym strumieniu i wycelowawszy aparat
czekałem, czekałem... Aż wreszcie wyczuwając raczej, niż dostrzegając jakąć ruszającą się w oddali postać nacisnąłem
spust i... ustrzeliłem miejscowego rowerzystę. Nie zrażony tym niepowodzeniem i spóźnianiem się moich ofiar
zmieniłem miejsce zasadzki. Udałem się nad zalew i zlustrowałem okolice, irytując nieco kilku panów
wędkarzy, którzy zaczajeni w trzcinach czatowali na swoją, nieco odmienną zdobycz.
Nagle wśród drzew pojawiły się moje "zwierzaki":...
Niestety "wyczaiły mnie" od razu i na mój widok zgodnie zrobiły wieeelkie oczy
Drogę ucieczki miały, o zgrozo, odciętą !
Ale cóż to dla nich taka byle woda !
Woda dała się oswoić, a Dewil rozsmakował się w pryskaniu wodą spod kopyt.
"No to może jeszcze raz ?"
Chwila odpoczynku i kontemplacji krajobrazu
Czas obeschnąć i troszkę się rozgrzać - mały jogging nie zaszkodzi !
Trafiła się nawet mikroprzeszkódka do poskakania - udało się już za drugim razem !
"No dobra, Dewil, dosyć tej zabawy, czas do domu."
"Przed nami długa droga powrotna..."
I zniknęli w oddali...
A na horyzoncie pojawiły się... nowe ofiary fotopolowania !
Fotołowy należy więc uznać za udane !