Zaczęło się bardzo niewinnie od kręgli przy "lechu nie-żywcu", a następnie nocnej imprezki połączonej z wyciem do
księżyca przy karaoke Księżyc nie zdzierżył i schował się za chmury, a nasze
śpiewanie spowodowało parę pęknięć w tynku oraz nerwowe drganie wskazówek lokalnych sejsmografów. Pracowita nocka
zakończyła się okrutnie krótką drzemką, po której w ramach powrotu do dobrej formy Wielce Szanowne Towarzystwo
postanowiło zdobyć się na heroiczny wyczyn i zaliczyć poranną gimnastykę na koniu...
Najodważniejsza była Ewa - Leszek i Tomek kibicowali.