Okres wytężonej pracy przy wigilijnych przygotowaniach został nagrodzony dwoma dniami błogiego świątecznego leniuchowania. Jednak tuż po Bożym
Narodzeniu Kasia i Sonia zdecydowanie stwierdziły, że dwa dni bez konikowania to dla nich stanowczo za dużo. Głód jazdy był tak silny, że mimo
wcale nie zimowej, a raczej późnojesiennej, pochmurnej i dżdżystej pogody, postanowiły potrenować skoki. Wyznaczyły mi przy tym zaszczytną rolę
"fotografa treningowego". Gwoli wyjaśnienia: fotograf treningowy różni się od zwykłego tym, że ma nie zwracać uwagi na to, aby zdjęcia były ładne,
lecz by jak najlepiej dokumentowały techniczną stronę skoku. Chyba mi się to udało, skoro Sonia już po jeździe i obejrzeniu zdjęć na swoim fotoblogu
napisała:
"Dobrze, że T. nam zrobił zdjęcia, bo (...) na fotach widać - styl rozpaczliwy, któryż to będziem teraz trenować jakoś chyba xD"