11 września odwiedziliśmy w trójkę Wrocławski Tor Wyściów Konnych Partynice, gdzie od 3 dni odbywały się Eliminacje Pucharu świata
w Ujeżdżeniu. Do tegorocznej, czwartej już edycji Partynice Dressage Competition zgłosiło się aż 120 par, w tym 55 spoza Polski - nie
tylko z Europy, ale z tak egzotycznych krajów jak Bermudy, Australia, czy Antyle Holenderskie (ciekawiostka: od października ubiegłego
roku formalnie nie istniejące !). Na poziomie Grand Prix można było oglądać przejazdy m.in. aktualnego II wicemistrza Europy - Patrika
Kittela ze Szwecji, 4-go zawodnika w światowym Indywidualnym Rankingu Ujeżdżeniowym. Zawody był połączone także z Mistrzostwami Polski.
Niedziela zapowiadała się najciekawiej, gdyż finalne rozstrzygnięcia rund oraz Mistrzostw Polski miały odbyć się poprzez rozegranie
konkursów Grand Prix Free Style oraz Grand Prix Special - rywalizacji o najwyższym możliwym w ujeżdżeniu stopniu trudności. Były to
w dodatku konkursy dowolne pod muzykę, nic więc dziwnego, że właśnie w tym dniu zawitaliśmy do Wrocławia.
Same Partynice to bardzo duży i ciekawy obiekt. Kilka sporych, choć starych stajni (oznaczonych literami od A do F), kilka karuzeli,
trawiasty tor wyścigowy, ciekawie zbudowane trybuny - słowem: w tym miejscu jest pewien klimat. Prócz rozmaitych imprez i pokazów
towarzyszących (pokaz tresury psów, stoiska ze sprzętem jeździeckim itd.) równolegle do konkursów odbywało się szkolenie dla Delegatów
Technicznych oraz Sędziów, zorganizowane wspólnie z FEI. W przerwach między startami widzów zabawiała orkiestra stylizowana na lata
20-te (grali super, podobali się wszystkim, do pełni szczęścia brakowało mi tylko melodii Kwinty z "Vabanku" !)
Pogoda dopisała aż za dobrze (było nieco upalnie), jeszcze lepiej dopisała publiczność, która z czasem robiła się coraz liczniejsza.
W przewijającym się wokół czworoboków tłumku było mnóstwo rowerzystów, dzieciaków w wózkach, ludzi z psami - wszystko w luźnej i bardzo
sympatycznej atmosferze, bez biletów wstępu i bez zbędnych ograniczeń co do tego co na terenie Partynic wolno, a czego nie. Szalenie mi
się to podbało ! Widzowie po każdym przejeździe gorąco nagradzali schodzącą parę brawami, co - jak było widać - robiło na zawodnikach
bardzo miłe wrażenie.
Spore emocje zapowiadały się w walce o tytuł Mistrza Polski. Do klasyfikacji Mistrzostw zaliczały się wyniki konkursów CS1, CS2 i CS5.
Wśród seniorów pełno było znanych nazwisk: Katarzyna Milczarek, Michał Rapcewicz, Żaneta Skowrońska, Beata Stremler. Mistrzynią zostałą
Beata stremler (211.952%) przed Michałem Rapcewiczem (209,472%) i Katarzyną Milczarek (208,809%). To w tej chwili polska czołówka, która
o 20 i więcej procent wyprzedziła rodzimych konkurentów. Walkę próbowała nawiązać Żaneta Skowrońska (miejsce 4-te, 189,427%), pozostali
zawodnicy byli tylko tłem dla najlepszych. Nieco zawiódł Łukasz Wituchowski, bezskutecznie próbowała dobrze pokazać się Dominika Kraśko.
O słabości polskiego ujeżdżenia niech świadczy fakt, że z 9-ciu początkowo startujących par najlepsi osiągali w poszczególnych konkursach
niemal 73,5%, najgorsi - zalegwie 53%. Pełne wyniki znajdują się tu: http://www.cdiwroclaw.pl/wyniki.html
Konkursy niestety pokazały, że między polskimi i zagranicznymi zawodnikami jest spora przepaść. Po pierwsze: zawodnicy polscy jeżdżą
"siłowo", prowadząc konie w ręku, zaś zawodnicy z Holandii, czy z Niemiec - wręcz przeciwnie, jeżdżą w zdecydowanie lepszej harmonii.
Po drugie: jak zauważyła Gosia, nasze konie np. nie piaffują, tylne nogi zostawiając wlokące się gdzieś z tyłu, a czasem wręcz nie
przestawiane w rytmie zgodnym z rytmem nóg przednich. Po trzecie: nasze pary w większości jechały ze słabym podstawieniem, bez
odpowiednio obniżonego zadu konia. W kłusach niektóre rodzime konie epatowały publikę wysoko unoszonymi przednimi nogami przy całkowitym
braku odpowiednio energicznego unoszenia nóg tylnych - i to jest kwestia przede wszystkim złego ich szkolenia. Tylko bardzo nieliczni
jeźdźcy z polskiej czołóki byli wstanie nawiązać walkę z zawodnikami z Europy Zachodniej - tu brawa należą się pani Katarzynie Milczarek,
jej występ mnie osobiście zachwycił. Ogólnie jednak różnica klas była widoczna nawet dla niewprawnego obserwatora. A kontynuując ten
temat: dość... hmm... osobliwe było, że na zakończenie imprezy prezez PZJ, pan Marcin Szczypiorski przypominał i gratulował kilku
zawodnikom udanego startu na arenie międzynarodowej, gdzie Polaka drużynowo zajęła miejsce 9-te, a zawodnicy plasowali się w 3 i 4
dziesiątce... Niewątpliwie jest to sukces, nigdy wcześniej równie wysokich miejsc polscy dresażyści nie zajęli, jednak czy tak odległe
pozycje powinny być powodem do dumy i to tak dużej, by rozgłaszać to wszem i wobec w obecności tysiąca ludzi ?...
Jednakże to, o czym piszę wyżej, jest wiadome od lat i nic nowego się tu nie odkryje. Zmieniły się metody szkoleniowe, a także same konie.
Na wielki sport potrzeba nie tylko zaangażowania, ale i środków tak na konie i zawodników, jak i na całe zaplecze szkoleniowe, trenerów,
konsultacje z najlepszymi itd. itp. Póki co pozostaje się tylko cieszyć, że i w Polsce organizowane są zawody światowej klasy, będące
okazją do zobaczenia najlepszych. A oto mała galeria z zawodów:
Końcówka konkursu CC-8
Fenix i Julia Naumowitsch
Emol i Natalia Kozłowska
Zimba i Gabriela JAworska-Mazur
Leroy 160 i Paweł Dąbrowski
Feuerstrum 6 i Sara Untenzu
Die Callas i Nars Gottmer
Konkurs CS-5
Domonika Kraśko - Białek i Otello
Silcia Rizzo i Donnerbube2
Łukasz Wituchowski i Finest 0003
Żaneta Skowrońska i With You
Nars Gottmer i U-Caro
Aat van Essen i Premier
Peter Gmoser i Cointreau 10
Katarzyna Milczarek i Ekwador
Susan de Kleini Prins 32
Tinne Wilhelmsson Silfven i Don Aurelio
Patrik Kittel i Silvano 1057
Michał Rapcewicz i Randon
Beata Stremler i Martini
Rose Mathisen i Bocelli 1044
Dekoracja i runda honorowa
Na koniec jeszcze szczypta mojego malkontenctwa - tym razem w odniesieniu do organizatorów. Otóż rozumiem, że mało jest w Polsce miejsc
nowoczesnych, mogących wyglądem konkurować z zachodnimi. Akceptuję więc fakt odbywania się zawodów CDI w miejscu (stajniach, budynkach,
otoczeniu) tchnących minioną i nie najładniejszą epoką. Potrafię nawet usprawiedliwić udostępnianie polskim i zagranicznym zawodnikom tak
"po polsku" wyglądających stajni:
Niech mi jednak ktoś wytłumaczy, co robi ta kupa gnoju za plecami sędziego C ?...
I druga rzecz: robiąc zdjęcia przysunąłem się nieco z boku (na odległość jakichś 5-6 metrów) do siedzących na małej trybunie uczestników
warsztatów FEI. Po około 15 minutach naskoczył na mnie w bardzo nieuprzejmy i wzgardliwy sposób jakiś człowiek, od którego dostałem opierdziel
za to, że ponoć przechodzę za płot odgradzający Warsztaty FEI od publiki. Ów pan wzorem przysłowiowego ciecia na budowie zdawał się mieć tylko
jeden cel: pokazanie mi, że on tu ma władzę. Rzecz bowiem w tym, że żadnego rzekomo przekroczonego przeze mnie płotu NIE BYŁO ! Mała trybuna
dla uczestników warsztatów nie była odgrodzona ani z boku, ani z przodu, a biegnącą obok drogą, łączącą trybuny z rozprężalnią, przechodziły
dziesiątki widzów. Żadnego wyraźnego zakazu podchodzenia nie było, nikomu nie przeszkadzałem, widoku nie zasłaniałem, arcymądrości warsztatowych
nie miałem zamiaru podsłuchać - o co więc tak naprawdę chodziło ? Nie wiem, ale w rewanżu publikuję poniżej sylwetkę tego miłego pana, którego
rzecz jasna z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. Na zdjęciu pan montuje napis zabraniający podejścia - już PO "starciu" ze mną...