Trochę pracy, trochę zabawy

09.08.2011



Ostatnie dni upłynęły nam na wyjazdach - w tym także konikowych. Ostatnie dwa dni spędziliśmy bowiem po części w Truskolasach, a po części na Jurze. W Truskolasach Gosia dwykrotnie poddała się surowemu treningowi pod okiem pani Ani Piaseckiej. Tematem było dalsze szlifowanie lotnych zmian nogi w galopie tak, by były one robione poprawnie, od zadu. Wymagało to sporych wysiłków ze strony Gosi, by Fuksa z jednej strony podstawić maksymalnie w galopie, z drugiej - zmienić nieco nastawienie konia, który każdy ruch łydek na przekątnej zaczął rozumieć jako prośbę o wykonanie zmiany. Działo się dużo i ostro, bowiem nieco zdezorientowany zwierzak próbował różnych rzeczy, łącznie z gwałtownym przyspieszaniem i podbrykiwaniem.





Praca nad podstawieniem konia i dosiadem odbywała się na przemian w kłusie i galopie, a o tym, jak wiele własnego wysiłku musiała Gosia włożyć w te treningi niech świadczy to, że musiała w pewnym momencie poprosić o przerwę, na co usłyszała w odpowiedzi: "Ty nie mdlej, ty anglezuj !" Na szczęście liczne fachowe uwagi pani Ani pozwoliły na ostateczne dogadanie się amazonki i wierzchowca, dzięki czemu pod koniec treningu Fuks wykonał kilka prawidłowych zmian. To jednak dopiero początek roboty - teraz trzeba będzie podjąć dalsze wysiłki, by tą umiejętność w koniu utrwalić...





Ponieważ drugi trening miał miejsce w poniedziałek rano, Gosia skorzystała z wolnego dnia i postanowiła udać się w teren po Jurze wraz z ekipą ze stajni w Parkoszowicach. Pojechaliśmy tam zatem prosto z Truskolasów. Po szybkim wyprowadzeniu i osiodłaniu konia około 10 par ruszyło na jurajski szlak, ja zaś z samochodem i bukmanką udałem się na miejsce docelowe: do Kostkowic. Tak się bowiem złożyło, że niestety z braku czasu musieliśmy szybko wracać do domu, przez co nie mogliśmy po terenie ani wrócić do "Kasztanki", ani skorzystać z zaproszenia na grilla. Jednak zaliczona została najważniejsza atrakcja terenu: pławienie koni w jednym z kostkowickich jeziorek !





Po przybyciu na miejsce mimo gromadzących się na niebie chmur co odważniejsi zamienili bryczesy na kąpielówki i kostiumy kąpielowe i wraz z końmi weszli do wody, kóa wbresw obawom okazała się nadspodziewanie ciepła. Pierwsza w życiu lekcja pływania dla Fuksa nie była większym stresem, jednak pływać konisko się dopiero uczy - jego "pływanie" polegało głównie na "wodnych skokach", czyli odbijaniu się od dna i wyskakiwaniu nad powierzchnię. jednak zdarzyło się i parę metrów "pieskiem" (czy raczej: "konikiem" )





Po kąpieli odbyło się oczywiście obowiązkowe otrzepywanie i tarzanie w kopnym piasku, po czym mógł nastąpić powrót do domu. Nie obyło się bez niemiłej niespodzianki - porośnięty trawką przydrożny grunt okazał się podszyty bardzo grząskim piaseczniem, w którym podczas nawracania nasza frontera mimo napędu na 4 koła zakopała się radośnie aż po same osie ! Na szczęście od razu pojawiła się pomoc - chciałbym tu bardzo gorąco podziękować pewnemu życzliwemu panu, który przejeżdżając obok swoją terenówką sam, nie proszony, zatrzymał się i zaoferował wsparcie. Dzięki niemu nasze autko w dosłownie kilka sekund z powrotem znalazło się na asfalcie. Pana (niestety anonimowego) i jego cierpliwie czekającą rodzinę pozdrawiamy bardzo serdecznie !





Skomentuj w Księdze Gości Stajni TROT !
(C) Tomek_J