Kilka dni temu Gosia wpadła na pomysł, by zaprosić do nas dzieciaki z grupy Kingi - oczywiście na małą
przejażdżkę na grzbiecie konia. Nie na żadne lekcje, ale ot tak, zapoznawczo, po parę kółek oprowadzania
w ręku na Fuksie. Pomysł był fajny, jednak jak to zwykle u nas, wszystko przebiegło "nieco" inaczej od
pierwowzoru. Okazało się bowiem, że zamiast 20-tu dzieci w wieku lat 5-6 będziemy mieli także stadko
dzieciaków młodszych, razem - bagatela - około 50 młodych adeptów jeździectwa !
Aby podołać takiemu wielkiemu zadaniu poprosiliśmy o pomoc Klaudię, która wraz z Draką wsparła nasze wysiłki
i na równi z Gosią oprowadzała dzieci, robiąc z każdym po 2-3 kółeczka na połówce naszego wybiegu (wielkie
dzięki, Klaudia !
). Za konikowego cicerone, który opowiadał młodym
o koniach i ich zwyczajach robiła ubrana w strój jeździecki Sonia. Od jej występu tak naprawdę wszystko
się zaczęło. Przezabawnie było, gdy Sonia na koniec zrobiła dzieciakom szybki quiz z konikowymi nalepkami
w charakterze nagród:
S: No to pytanie: co koniki...
[las rąk w górze]
S: Ale czekajcie, najpierw zadam całe pytanie: co koniki...
[las rąk w górze]
S: Musicie poczekać, aż powiem całe pytanie, a potem kto wie, ten podnosi rękę do góry...
[las rąk w górze]
Na dzieciaki jak widać nie ma mocnych...
Ponieważ kandydatów do jazdy było - co tu kryć - naprawdę sporo, panie podzieliły naszych małych gości:
jedna grupa bawiła się na trawniku, druga spędzała czas w stajni - każdy czekając na swoją kolej mógł
pooglądać koleżanki i kolegów, już siedzących na końskich grzbietach. Z jednym, czy dwoma wyjątkami nasi
mali "kursanci" byli tak strasznie chętni do tej zabawy, że bez trudu pokonywali swój strach przed
ogromniastymi zwierzakami, a niektórym tak bardzo się to wszystko spodobało, że korzystając z pewnego
zamieszania próbowali (i nawet skutecznie !) "załapać się" na nadprogramowe wsiadanie ! Dziewczyny oprowadzając
dzieci i próbując z nimi porobić jakieś najprostsze ćwiczenia "nabiły" mnóstwo kilometrów, a piszący te słowa
ma dzis zakwasy po tym, jak raz za razem podnosił na siodło i ściągał z niego małe ciężary...
Wszystko udało się znakomicie, uśmiechy na małych buziach były bezcenne, a na pożegnalne: "Podobało się ?"
rozległo się gromkie "TAAAK !" Dostaliśmy od przedszkolaków i zerówkowiczów piękny dyplom, za który bardzo
serdecznie dziękujemy, a który oczywiście już niedługo zawiśnie w naszej stajni na honorowym miejscu !
Nadciągają młode kadry jeździeckie !
"Witamy wszystkich serdecznnie w Stajni Trot !"
Najpierw Kinia pokaże, co będziemy robić...
Teraz Wy !
Klepiemy konia po zadku.
"I jeszcze jeden, i jeszcze raz !"
Niektórzy dzielnie pokonywali niepewność i strach...
...A niektórzy załapali się na dokładkę !
P.S. I jeszcze dwie anegdotki z "Pamiętnika Wsadzającego":
1) Wsadzam kolejnego małego jeźdźca na konia, gdy za plecami słyszę: "Proszę Pana ! Proszę Pana ! A jak
się włącza ten traktor ? Bo chciałbym sobie pojeździć, ale nie mogę ?..."
2) Usadzam n-tego dzieciaka na Fuksie. Gosia rusza z nim na spacer, robi kółko. Ja w tym czasie wsadzam
n+1-szego dzieciaka na na Drakę. Gosia przejeżdża obok mnie, zaczynając drugie kółeczko, ja patrzę na to
i pytam Wychowawczyni: "Pani Basiu, czy ja go wsadzałem na konia ?..."