Był ostatni dzień lutego, tradycyjnie "godzine piąta, minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała".
Wyszedłem z domu, powłócząc sennie nogami. Ledwie uchylając zaspane powieki szedłem na wpół ślepo
w kierunku stajni, by nakarmić całe nasze czworonożne towarzystwo. Rozdziawiając paszczę w rozpaczliwym
ziewaniu po dłuższej chwili dotarłem do połowy jakże wyczerpujšcej, 40-metrowej trasy mego codziennego,
porannego maratonu. I w tym momencie znienacka zdałem sobie sprawę z dwóch niesamowitych, z dawna nie
obserwowanych zjawisk przyrodniczych. Po pierwsze - nie było ciemno, było zaledwie szaro ! Po drugie -
jakiś niezrównoważony psychicznie ptak zamiast grzecznie spać, siedzi na gałęzi i drze się na całe
gardło ! Znaki to niechybne, widne i słyszalne, że coś się w przyrodzie zmieniło. W mej nie do końca
rozbudzonej głowie nagle zalęgło się dziwne podejrzenie: czyżby Sączów ogarnęło pierwsze tchnienie
wiosny ?...
Tak niesamowita i śmiała teza wymagała jak najstaranniejszej weryfikacji. Dwa dni później silną grupą
udaliśmy się więc na zwiady, szukacjąc pierwszych oznak zmian w naturze:...
Ruszamy w bojowych nastrojach
Szef grupy i jego asysta (szefa poznać po fioletowej czapce)
Zagłębiamy sie w leśne ostępy
Forpoczta rusza na zwiady
Tutaj ! Tutaj !
Wega, szukaj wiosny, szukaj !
Stopniał śnieg, ale jeszcze nic nie rośnie...
Powietrze chłodne, za to słońce już miło czuć !
Może tu znajdziemy wiosnę ?...
Wiosnę ? Nie, za to jesień - owszem.
To najwyraźniej jeszcze nie ten czas...
A na chłodek najlepsza zabawa w berka !
Słowem: pełny odlot !