Dawno, dawno temu - a konkretnie: w roku 2003, Desta powiła źrebaka. Był słodki i składał się głównie z nóg. Ochrzczony został
imieniem Granat, a imię wymyślił mu piszący te słowa.
Był lekkim rozrabiają, był też odważny. Nie bał się opuścić mamy i pobiec za innymi końmi, co powodowało często konsternację
innych jeźdźców. No, ale cóż, z różnych względów młodziak musiał po kilku miesiącach zostać przekazany w dobre ręce.
Odwiedziliśmy go z Gosią kiedyś, gdy miał jakieś 2,5 roku. Wyglądał bardzo dobrze, a warunki bytowe, choć niewyszukane, miał
niezłe. Z długaśnych nóg nie pozostało ani śladu - upodobnił się do mamy. Na tym jednak się nasze "stosunki wzajemne" skończyły,
a drogi - rozeszły.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy po jakichś 8 latach skontaktowała się z nami dotąd nam nieznana pani Marta i spytała, czy
jej wierzachowiec to aby nie nasz niegdysiejszy koń ?... Niespodzianka była spora, a radość wielka, gdy zobaczyliśmy, że
Granacik wygląda jak pączek w maśle, w dodatku z lukrem ! Popatrzcie:...
Cieszymy się bardzo, że konisko ma się świetnie, a jego właścicielce życzymy jak najwięcej pociechy z Granata !