Była to kolejna przygoda Gosi z Damskim Siodłem - tym razem nie od strony sędziowskiej, a od strony jeźdźca. Kinia zaś w tym
czasie zaliczyła udział w koloniach jeździeckich znanych jako "Homo Hibernatus".
Gosia spędziła tydzień zbierając pierwsze prawdziwe doświadczenia w jeździe w damskim siodle. Po naukę udała się do
Folwarku Toporzysko na lekcje z Mistrzynią Polski w Damskim
Siodle, Aleksandrą Adamczyk. Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że w tym samym czasie Kinia miała ferie i moje panie połączyły
przyjemne z pożytecznym: Gosia jeżdżąc w damskim, a Kinia na Hibernatusie czyli zimowym obozie jeździeckim. Już pierwszego dnia
zaczęło się od wielkiego "bum" - ale po kolei:...
***
Zeznaje Gosia: "Jechałyśmy w koszmarnej śnieżycy. Niekiedy nie było widać nic na 3 metry w przód, a drogi po bokach zupełnie.
Nie byłam pewna, czy za chwilę nie wyląduję w rowie. Tak gdzieś w połowie drogi zadzwoniły przemiłe Panie z Toporzyska z pytaniem
czy jedziemy a jeśli tak, to gdybyśmy miały jakiś kłopot z dojazdem na finalnym odcinku, to ktoś po nas wyjedzie. Miały to być
prorocze słowa. Przy wjeździe do ośrodka są dwie ostre górki. Jedną pokonałam, a na drugiej poczciwa Panda stwierdziła, że dalej
to już tylko w dół... Na nasze szczęście pan Marek przyjechał po nas, a po południu wjechał Pandą na górę. Bardzo jestem wdzięczna
za pomoc i dostarczenie auta ! Na miejscu te same przemiłe Panie z biura zakwaterowały nas z Kinią w przyjemnym, 3-osobowym pokoju.
Rozpakowałyśmy się i ruszyłyśmy na obchód ośrodka. Zwiedziłyśmy stajnię, halę, jadalnię itp. itd. Kinia zapoznawała się powoli
z otoczeniem, wychowawczynią Rozalią i innymi uczestnikami obozu. A zwłaszcza z pewnym młodym przystojniakiem...
Jeszcze w niedzielę, po obiedzie, odbyły się pierwsze jazdy. Kinia jeździła na lonży na Gustawie i została pochwalona za świetne
obchodzenie się z koniem z ziemi. Samodzielnie też prowadziła swojego konia. Stwierdziła też, że wszystko co tłumaczył jej Pan
instruktor Marcin jest jej doskonale znane z domu
Ja natomiast przygotowałam sobie do jazdy Karencję i wysłuchałam wykładu na temat siodłania. Siodło damskie zakłada się nieco
bardziej z przodu, niż zwykłe. Prawidłowym popręgiem jest potrójnie złożony popręg skórzany z wkładką filcową. Strzemię przypina
się dopiero przed wsiadaniem. Przeciwwaga powinna być dopięta tak, żeby dało się pod nią wsunąć i przesunąć z góry na dół dwa
palce. Ostatnim paskiem jest pasek stabilizujący tybinki. Dopina się go nieco lżej, niż popręg.
Wsiadanie na damskie siodło to oddzielna historia, która wymaga obecności gentlemana.
Z braku takowego wykorzystałyśmy klasyczną drabinkę plastikową... Strzemię do jazdy po damsku powinno być dopasowane tak, aby
lewa noga dobrze mieściła się pod lewą kulą, a przy tym żeby nie była zakleszczona. Lewa łydka znajduje się zdecydowanie bardziej
z przodu niż to ma miejsce w klasyce. Palce prawej stopy powinny być skierowane w dół a pięta powinna dotykać lewej nogi nieco
poniżej kolana. Należy siedzieć jak najbliżej obu kul, podobnie, jak siedzi się blisko przedniego łęku w klasycznym siodle.
Biodra maja być skierowane w przód. Należy kontrolować ułożenie ramion aby nie doprowadzić do rotacji ciała wówczas utrata
równowagi gwarantowana !
Działanie dosiadem też się różni w stosunku do klasycznego. Dochodzi nacisk prawej nogi na kulę, który uzupełnia półparadę. Stęp
i kłus był całkiem w porządku więc... Ola mówi: no to teraz zagalopuj ! Uch, to było trudne, zwłaszcza w lewo ! Okazało się, że
w prawo moje biodra jak najbardziej dają radę nadążać za ruchem, ale w lewo ??? Są obecnie kompletnie zablokowane ! Zupełnie się
nie ruszają ! Będziemy to ćwiczyć w następnych dniach. Było super cała jazda na lonży ! Dawno takiej nie miałam !
***
Drugiego dnia, w poniedziałek, Kinia zaliczyła dwie jazdy na lonży. Stęp, kłus oraz ćwiczenia.
Ja tym razem już bez lonży, za to znów na Karencji. Ćwiczyłyśmy niuanse dosiadu, zwłaszcza ułożenie lewej łydki, która jest bardzo
ważna. Przy odstawieniu palców na zewnątrz kolano również odchodzi od kuli i w rezultacie biodra zamiast być ustawione do przodu
rotują się w lewo i zamiast w przód, zaczyna się siedzieć bokiem. Galop w prawo był miękki i pod kontrolą. W lewo... Uch... Lepiej,
niż poprzedniego dnia, ale miotało mną bardzo. Biodra będąc w lepszym położeniu nadążały jako tako za ruchem, ale dalekie to było
ideału.
Tym razem moim największym problem okazało się ułożenie prawej łydki. Cały czas łydka wysuwała mi się do przodu, tracąc kontakt
z lewym kolanem. Jest nad czym pracować ! A Karencja bardzo dobrze odpowiada na pomoce co stanowi dla mnie duże ułatwienie !
***
Trzeci dzień, wtorek. Jeden dzień przerwy na teren był świetnym pomysłem
Do obolałych
pleców doszły obolałe przywodziciele
Godzina terenu w głębokim śniegu z górki i pod górkę, cały czas w półsiadzie. Tereny są tutaj naprawdę świetne ! Pagórkowato
po horyzont plus długie odcinki prostych
Konie są dobrze wytrenowane i dawały radę pomimo
śniegu.
Tego dnia dostałam też klaczkę do wylonżowania, która od niedawna mieszka w Toporzysku. Bardzo przyjemna, nieco płochliwa. Na
lonży chodziła bardzo grzecznie we wszystkich trzech chodach. Tak więc miałam dodatkowe zajęcie. Kinia praktykowała dalej jazdę
na lonży.
***
W środę Kinia jeździła na Thorze. Tym razem mieli całkiem niezłe tempo w kłusie. Rozstępowywała już samodzielnie bez
lonży - jakiś postęp jest ! Thora nieco ściągała w kierunku drągów, ale Kinia dała radę ją wymanewrować ! Wieczorem była zabawa
w stajni. Były pytania, na które odpowiedzi trzeba było "wybiegać" np.: w którym pokoju śpi jeden z opiekunów, ile jest pokoi
w pensjonacie, ile jest drzwi na terenie ośrodka.
A ja miałam ciąg dalszy jazdy na Karencji. Tym razem zmieniłyśmy nieco ustawienie kul i wyjęłyśmy queen pada spod prawej kuli.
Dzięki temu ustabilizowała mi się prawa łydka i nie leciała mi tak bardzo w przód. Niestety lewa noga wciąż mi się rotuje i jadę
nieco skręcona do lewo. To zajmie trochę czasu...
Dziś robiłyśmy dodania w kłusie i galopie.
Dziś też wylonżowałam i trochę pojeździłam moją podopieczną. Pod siodłem jest równie przyjemna jak na lonży.
***
Ostatni dzień obfitował w same atrakcje. Ola stwierdziła, że dosyć tego ujeżdżenia i ćwiczyłyśmy półsiad oraz jazdę po drążkach
w kłusie i galopie :O Myślałam, że plecy mi pękną ! Kinia natomiast miała w pełni samodzielną jazdę, przejeżdżała nawet drążki
w kłusie !
Pobyt był bardzo udany. Doskonała kadra instruktorska, indywidualne podejście do każdego jeźdźca, bardzo miła atmosfera i świetna
organizacja zajęć dla dzieciaków to jedne z bardzo wielu zalet Folwarku. Polecam serdecznie i tym którzy chcieliby po prostu się
zrelaksować, i tym, którzy chcieliby się poprawnie nauczyć jeździć - klasycznie i po damsku.