Wprawdzie to Polacy lubią łączyć swoje historyczne dzieje z końmi, ale bądźmy szczerzy: dziś Brytyjczycy, Niemcy, czy Francuzi są
o wiele lepiej zorganizowanymi konikowo nacjami jeśli chodzi o sporty jeździeckie. Na przykład w Anglii istnieje organizacja, czy
też raczej system, zwany BYRDS - British Young Riders Dressage Scheme. Jest to pewien odgórnie zarządzany i dostępny w całym UK
system szkoleń i "ścieżek kariery", przeznaczony dla jeźdźców w wieku od lat 6 do 25, pozwalający dzieciom, młodzieży i młodym
seniorom sposób rozwijać się jeździecko w usystematyzowany poprzez udział w coraz to bardziej zaawansowanych co do poziomu
zgrupowaniach, zawodach i treningach z najlepszymi. System jest dostępny dla wszystkich, ale pełna oferta kierowana jest dla
członków British Dressage (koni i jeźdźców). Innymi słowy: wyobraźcie sobie, że taki PZJ działa nie metodą nakazowo-rozdzielczą,
ale poprzez zachęcanie młodych do aktywnego udziału w różnych wydarzeniach i rozwijania swoich umiejętności oraz poprzez stwarzanie
warunków do takiego rozwoju...
Szefową BYRDS w latach 2010-2016 była Janet Horswill. W czasach, gdy objęła to stanowisko, treningi profesjonalne były dostępne tylko dla
jeźdźców na poziomie FEI. Dzięki działalności BYRDS obecnie opracowane są całoroczne programy szkoleniowe, na które składają się
dostępne w całym kraju comiesięczne kliniki treningowe, obozy i arsztaty, będące dużą okazją dla młodych jeźdźców na poprawienie
swoich umiejętności. Janet także pracowała jednocześnie z wieloma brytyjskimi "topowymi" dresażystami, m.in. z Carlem Hesterem,
drużynowym złotym medalistą na ujeżdżeniowych mistrzostwach Europy w Rotterdamie w roku 2011 i na olimpiadzie w Londynie. Janet
jest jednym z trzech brytyjskich trenerów dresażowych, którzy posiadają zdobya tzw. Level 4 UKCC - Certyfikatu Coachingu Brytyjskiego,
uznanego brytyjskiego systemu zatwierdzania kwalifikacji. I właśnie ona pojawiła się w Jeleśni w ośrodku Sandro Hero na konsultacjach
ujeżdżeniowych - z czego Gosia z Kinią nie omieszkały skorzystać.
Po przyjeździe na miejsce (ze złamaniem przepisu o zakazie przejazdu pojazdów ciężarowych przez centrum Bielska - ale o tym sza !)
Gosia zabrała się za wylonżowanie Ganiego, który z powodu ulew był nieco wystany i mógł na jeździe wykazywać się nadpobudliwością.
Jak się okazało, miała rację: Gani lonżowany w nowym miejscu, w dodatku w otoczeniu obcych koni, pokazał się z jak najlepszej strony:
sam z siebie przez dobry kwadrans latał w kółko cały czas robiąc pasaże. Potem jednak uspokoił się, a panie udały się na halę.
Trening pierwszego dnia zaczął się od rozgrzewki, której przyglądała się Janet. Pani Trener pochwaliła dosiad Kini i ruch do przodu
konia, a potem omówiła krótko plan zajęć. Sam właściwy trening zaczął się od zajęć na dużym kole - małą chwilę w stępie, a potem już
przez większość czasu w kłusie. Przede wszystkim celem było osiągnięcie rozluźnienia konia. Odbywało się to w ten sposób, że Kinia
mając napiętą zewnętrzną wodzę oddawała wewntrzną , jednocześnie wewnętrzna łydką kontrolując zad Ganiego.
Janet omówiła też z Kinią krótko piramidę ujeżdżeniową, czyli kolejność celów, do których należy po kolei dążyć i które trzeba kolejno
osiągać, zanim się przejdzie do kolejnego etapu jazdy: rytm, rozluźnienie, kontakt, impuls, wyprostowanie i zebranie.
Ganimedesa udało się rozluźnić w stępie i kłusie opisaną wyżej techniką; jeśli koń się usztywniał w kłusie, następowało od razu
przejście do stępa i rozluźnianie w niższym chodzie. Zadaniem Kini było też samodzielne obserwowanie objawów rozluźnienia. Drugim
celem był właściwy kontakt i tu szczególnie kontrolowanie głowy konia, któą zazwyczaj trzyma lekko przekrzywioną.
Drugi trening był bardziej urozmaicony, ale też "naumiana" dnia poprzedniego amazonka wyraźnie lepiej "ogarniała" swego rumaka.
Więcej było też różnych ćwiczeń. Jazda oczywiście zaczęła sie od rozluźniania w kłusie, a zaraz potem Janet zaordynowała jazdę bez
strzemion - chciała zobaczyć, czy rozlużnienie w kłusie ćwiczebnym jest u Ganiego takie samo, jak w anglezowanym. Takiej jazdy
było duuużo, ale Kinia dzielnie i z zacięciem ćwiczyła, choć był to dla niej spory wysiłek. Zebrała zresztą za to pochwały, zwłaszcza,
że szło jej świetnie, bardzo sprawnie wykonywała zadania, w efekcie czego koń rozluźnił się idealnie, pozostając przy tym na
prawidłowym kontakcie.
Jednym z ćwiczeń było "wypychanie" zadu na zewnątrz - koń na kole trzymany na zewnętrznej wodzy wpadał zadem do wewnątrz, więc zadaniem
Kini było kontrowanie tego. Innym ćwiczeniem było przechodzenie naprzemiennie z kłusa do stępa i znów do kłusa, przy czym w stępie
koń pozostawał dosłownie sekundę. Mialo to na celu zwiększenie aktywności zadu. Zadaniem Kini było też pilnowanie, żeby przejścia
do stępa były płynne, bez chrakterystycznego dla Ganimedesa "stój" na ułamek sekundy.
Summa summarum: Kinia nauczyła się i w teorii, i w praktyce na czym polega piramida ujeżdżeniowa, jak prawidłowo i skutecznie
rozluźniać konia oraz jak dostrzegać objawy tego rozluźnienia lub jego braku. A wrażenia ogólne ? "Pani jest fajna, polecam !"