Cały ubiegły tydzień Gosia spędziła w Jeleśni, w stajni Sandro-Hero. Oczywiście nie sama, tylko z Rico i Ganimedesem, którym
zafundowała ferie zimowe w górach. Urlop w połączeniu z praktycznie nieograniczonym dostępem do krytej ujeżdżalni miał być
z jednej strony miłym relaksem dla amazonki, z drugiej - rozpoczęciem nieco intensywniejszych treningów dla naszych koni.
Wyjazd był pewnym wyzwaniem logistycznym - dojazd z bukmanką do ośrodka w Jeleśni po wąskich, pagórowatych i zaśnieżonych
mocno dróżkach za pomocą vana z napędem na tylko tylną oś groził utknięciem na ostatnich kilometrach. Skorzystaliśmy więc
z już raz sprawdzonej oferty komercyjnej, gdzie "holownikiem" była mocna terenówka. Samo ładowanie nie lubiącego bukmanek
Rico oraz skonfliktowanego z nim Ganiego niestety trwał na tyle długo, że w pewnym momencie stanął mi przed oczami pewien
obrazek, dawno temu znaleziony w Internecie:...
Za to wyładowanie odbyło się wręcz błyskawicznie - Rico schodząc po trapie skręcił w bok i "spotkał się" z pastuchem elektrycznym.
A że w Sandro-Hero elektryzator mają taki typu "ja ci tu dam !", naprawdę rzetelny, to i "strzała" rumak dostał tęgiego. Dzikie
miotania, o mało co nie powiązane ze stratowaniem Gosi plus niejako przy okazji spłoszenie się Ganimedesa - oj, działo się ! Na
szczęście "pandemonium wyładowcze" trwało króciutko, a zaprowadzone na wybiegi konie od razu się uspokoiły. Tu trzeba dodać, że
wybiegi miały spore, podobnie zresztą, jak boksy - większe, niż u siebie, więc warunki mieszkaniowe były super. No i do tego
zapewniony fryzjer, manicure i pedicure !...
Jako się rzekło, ferie (wbrew nazwie) nie były czasem wolnym od pracy i nauki. Wręcz przeciwnie, oba konie miały dostawać w...
zadek na codziennych treningach. Gosia dodatkowo w sobotę przeprowadziła dla chętnych konsultacje ujeżdżeniowe, patrząc okiem
sędziego PZJ na jazdę kilkunastu chętnych par, chcących się poddać ocenie w programach od klas najniższych aż do do CC4. Nie
samą pracą jednak i człowiek, i koń żyją, był też więc czas na luzackie tereny po Beskidzie Żywieckim w miłej, zimowej, a pod
koniec pobytu już przedwiośnianej atmosferze. Słowem: trochę pracy i trochę rozrywki.
Jeszcze w dniu przyjazdu rozpoczął się cykl jazd. Gosia praktycznie każdego dnia odbywała po 3 jazdy: na Rico, na Ganim oraz
dodatkowo na "tamtejszym" Fero pod okiem Doroty Opyd. Gosia na Fero pracowała głównie nad stabilnością swego dosiadu i ręki.
Celem jazd z Ganimedesem była praca nad zebraniem i elastycznością. Dużo było pracy w łopatkach - co polegało przede wszystkim
na przejściach łopatka - wydłużenie po prostej - skrócenie w łopatce najpierw na ścianie, a potem na przekątnej, tak w kłusie,
jak i w galopie. Kolejnym etapem było wykonywanie podobnych przejść w całości w łopatce (czyli wydłużenie również w łopatce).
Prócz tego były łopatki na kole, ćwiczenia ze zwykłą zmianą nogi oraz zagalopowania ze stępa. Z kolei praca z Rico miała na celu
jazdę cały czas pod kontrolą z zachowaniem stałego, elastycznego kontaktu i z dobrym kontrolowaniem tempa.
Miłą niespodzianką było zaproponowanie Gosi jazdy na "okręcie flagowym" ośrodka, czyli na Sandro-Hero, koniu klasy CC. Koń okazał
się być wierzchowcem doskonale reagującym na pomoce, jak to określiła Gosia: chodzącym "na przyciski", czyli dobrze rozumiejącym
także te nie zawsze idealnie dane pomoce. Był perfekcyjnie posłuszny, a jego wyszkolenie pozwoliło poćwiczyć między innymi lotne
zmiany nogi co 4 i co 3 tempa.
Koń oczywiście był w stanie te zmiany robić jeszcze szybciej -
tu okazało się, że wymaga to już nieco innych (szybszych i jeszcze bardziej zsynchronizowanych) reakcji; było to nowym, dającym do
myślenia doświadczeniem. Ćwiczone też były łopatki z naciskiem na zachowanie odpowiedniego impulsu, ciągi i trawersy.
Podczas wspomnianych sobotnich konsultacji kilkunastu uczestników przejeżdżało te same programy, które mieli wykonać nazajutrz na
zawodach. Pozwoliło to zawodnikom na dokonanie ostatnich korekt niektórych elementów i chyba też na mniejszy stres już podczas
samych startów.
Punktem kulminacyjnym tego tygodnia jednak była niedziela, kiedy to w stajni rozgrywane były zawody ujeżdżeniowe w formule
brytyjskich konkursów ujeżdżeniowych online (patrz:
Dressage Anywhere).
Od "normalnych" różnią się całkowicie, formuła zawodów jest bowiem następująca: każdy zawodnik ma prawo przejazdu danego konkursu
2 razy. Każdy przejazd jest nagrywany. Zawodnik wybiera osobiście jedno z tych dwóch nagrań (tzn. lepsze). Film następnie jest
wysłany do oceny przez sędziów Brytyjskich. Przejazdy są oceniane przez sędziów ujeżdżeniowych klasy 1 i 2. Mają oni możliwość
obejrzenia przejazdów wielokrotnie, więc są w stanie zauważyć każdą pomyłkę, czy niedokładność. Nie ma też dzięki temu częstego
(niestety) zjawiska "podciągania" ocen niektórych zawodników przez zaprzyjaźnionych sędziów - tu o "chodach" i "układach" mowy
po prostu być nie może, no bo niby jak ?... Uczestnik na podstawie ocen jest klasyfikowany względem innych zawodników z danego
konkursu, otrzymuje także zwrotnie wydruk arkusza ocen z komentarzami od sędziego. Zwycięzcy otrzymują pamiątkowe flotki, które
są przesyłane do Polski. Jeżeli przyjrzycie się ocenom, zobaczycie, że bardzo wiele przejazdów ocenianych jest wysoko, a noty
powyżej 70% nie są rzadkością; jeżeli jednak ktoś myśli, że w zawodach online króluje sędziowanie "na wyrost", proponuję przejrzeć
filmy z udziałem różnych zawodników, by przekonać się, że poziom ujeżdżenia jeźdźców z UK, czy Niemiec jest naprawdę solidny,
a wielokrotnie bywa, że jest bardzo wysoki.
Konkursy są rozgrywane od poziomu obejmującego tylko stęp i kłus (dla osób początkujących lub młodych koni), poprzez konkursy
z całej gamy klas - od L po CC. Osobno rozgrywane są też konkursy koni starszych (powyżej 15 lat). Niektóre konkursy są to testy
nieco inne od znanych w Polsce programów ujeżdżeniowych, jednakże również są podzielone pod względem stopnia trudności i zawierają
te same elementy. Wszystkie programy, także te treningowe, są oficjalnymi programami federacji brytyjskiej. Trzeba jeszcze dodać,
że podczas zawodów online obowiązują takie same zasady, jak w zawodach klasycznych: odpowiedni strój, zachowanie, forma przejazdu
konkursowego. Jedyną różnicą jest to, że koń musi tu mieć na nogach białe owijki, co nie jest dozwolone "normalnie" - a to po to,
by oba rodzaje zawodów jednoznacznie odróżniać.
Generalnie takie zawody są przeznaczone dla każdego: i dla amatorów, i dla profesjonalistów. Nie ma też znaczenia, czy zawodnik
posiada licencję i klasę sportową PZJ. Można się przy tym zmierzyć z zawodnikami z różnych krajów - Wielkiej Brytanii, Australii,
USA, pozostałych krajów Europy i Azji. "Wpisowe" kosztuje 20 funtów. Raz w miesiącu dla każdego konkursu zbierane są wyniki ze
wszystkich zgłoszonych przejazdów i ogłaszany jest ranking końcowy. Zwycięzca może - prócz chwały - liczyć też na miły prezent
w postaci zwrotu "wpisowego", a jeździec, który zajął miejsce drugie - na zwrot w wysokości 90%.
Zawody online są w innych krajach całkiem popularną formą rywalizacji, jest to pożyteczna zabawa dla tych, którzy nie mają czasu
lub możliwości "pętać się" po kraju i po "zwykłych" zawodach, a któym zależy na niezależnej ocenie umiejętności swoich i swojego
wierzchowca. Trzeba też podkreślić, że w warunkach polskich są to zawody całkowicie niezależne od czegokolwiek i kogokolwiek.
Boli to chyba nieco Polski Związek Jeździecki - ale cóż, w Internecie "patronat" Związku nad zawodamu ani jego zgoda na ich
zorganizowanie nie są brytyjczykom i innym nacjom do niczego potrzebne. Z drugiej strony zapewne boli też to, że każdy start w
"obcych" zawodach to nieraz także "odpuszczanie sobie" zawodów PZJ-owych. No, ale tak to już bywa, gdy się na siłę narzuca swoją
"przewodnią rolę"...
Podczas zawodów Rico przejechał konkurs Preliminary 13, a Ganimedes - Elementary 50. Gosia była z koni bardzo zadowolona. "Rico
zrobił swoje. Nie bał się i był pod kontrolą. Jeden blad w zagalopowniu, ale za to głowa ! Cudny ! I drugi zbój na medal -
słuchał się, reagował na pomoce !" - skomentowała krótko na Fejsie.
Podczas przejazdów Rico był posłuszny i ładnie dawał się prowadzić. Wcześniejszy cykl codziennych treningów sprawił też, że był on
zdecydowanie mniej "wyrywny", niż zwykle. W pierwszym przejeździe popełnił w sumie tylko jeden błąd, wykonując zmianę nogi w galopie.
W drugim przejeździe koń zrobił się trochę już rozkojarzony, zatem Gosia do oceny zgłosiła pierwszy przejazd, oceniony finalnie na
całkiem niezłe (zwłaszcza jak na pierwsze zawody) 63,46%.
Przejazd Ganimedesa rozpoczynał się za to w nieco nerwowej atmosferze. Koń na rozgrzewce był mocno zdekoncentrowany, niespokojny,
rżący, zdecydowanie bardziej zainteresowany innymi końmi, niż pracą. To skłoniło Gosię do wykonania po raz pierwszy przejazdu
profilaktycznie z batem w ręku. Na szczęście Gani chyba instynktownie wyczuł, że nie czas na wygłupy i wjeżdzając w konkursowe szranki
błyskawicznie zmienił swoje nastawienie: stał się skupiony, jechał na kontakcie. Ładnie zrobił m.in. skrócenie galopu i zwykłe zmiany.
Jego wynik to 61,74%.
Na oficjalne wyniki przyjdzie nam niestety poczekać - jako się rzekło - aż do końca miesiąca. Niemniej jednak można być zadowolonym,
gdyż tak naprawdę prócz treningów celem kluczowym było rozpoczęcie oswajania Rico z przejazdami bukmanką, obcymi stajniami, krytymi
ujeżdżalniami, obcymi końmi, zgiełkiem, zamieszaniem i całą specyficzną atmosferą zawodów. I to się udało - jeszcze do niedawna mocno
nadpobudliwy i płochliwy koń ładnie ogarniał wszystkie nowości. Ganimedes z kolei potwierdził po raz kolejny swoją solidność - i to
także cieszy. No i - last, but not least - był jeszcze jeden ważny sukces: ładowanie koni do przyczepy przed drogą powrotną trwało
zaledwie 10 minut !
Na koniec relacji chcemy przekazać gorące podziękowania dla Doroty i Michała za udzielona Gosi gościnę, możliwość spędzenia ferii
i potrenowania w ośrodku oraz za przygotowanie do zawodów. Przede wszystkim zaś dziękujemy za panującą tam non-stop bardzo miłą
atmosferę !
mała galeria z przejazdu Rico - niestety przejazdu Ganiego z uwagi na późną porę nie dane mi było obejrzeć...