Ano nie za wiele, po prostu życie toczy się stałym trybem. Gosia trenuje Rico, a postęp jest doprawdy znaczny. Marysia zaś trenuje Ganiego,
który stał się koniem prawdziwie ujeżdżeniowym i nawet lotne zmiany nogi mu nie straszne. Niestety koronawirus sprawił, że poodwoływane
zostały wszelkie zawody, a gdy już można je było na powrót organizować, ulewa pokrzyżowała plany startowe. Dlatego też obie panie udały się
z końmi na aż 2 tygodnie treningów do Jeleśni, gdzie na dzień dobry były świadkami czegoś pięknego:
Jak wynika z relacji telefonicznych Gosi treningi (na Riku i na koniach Sandro Hero) są bardzo owocne, co bardzo cieszy.
Na straży stajni został Fuks, mając za towarzysza "przez płot" Dewila, z którym codziennie robią sobie koleżeński wypad na piw...eee... na
zieloną trawkę.
Zresztą nie tylko konie korzystają z uroków owej trawki:
Kinia natomiast relaksuje się nad morzem - aczkolwiek scenki z tego błogiego relaksu jakoś dziwnie przypominają mi "Ptaki" Alfreda Hitchcocka...
Sianokosy niestety nam się w tym roku nie za bardzo udały. Początej zapowiadał się świetnie - po pierwszych deszczach trawa śmignęła aż po
pachy, więc przystąpiliśmy do koszenia. Niestety niezwykłe w tym roku kaprysy aury sprawiły, że całe "nasze" siano, prawie już gotowe do
zebrania, poszło na przemiał... Próby ratowania sytuacji okazały się daremnym wysiłkiem.
Na szczęście łąk jest dużo i summa summarum udało się go zebrać odpowiednią ilość. Część po raz pierwszy w wielkich balotach - co zgodnie
z moimi pesymistycznymi wizjami okazało się, co tu kryć, porażką. Baloty to nie rozwiązanie dla przydomowych stajni - ale o tym kiedy
indziej. O tegorocznych sianokosowych trudnościach niech świadczy to, że rok temu sianokosy skończyliśmy już 27 maja (!), za to w tym roku
(8 lipca) jeszcze nam troszeczkę brakuje, by spać spokojnie w poczuciu posiadania odpowiedniego zapasu na kolejny rok...
Ze spraw niekonikowych - epidemia i praca z domu sprawiły, że zrobiło się jakoś troszkę więcej czasu do wykorzystania, więc w ramach jego
zagospodarowania skończyłem rozbudowę wiaty i udziergałem sobie takie coś (a co tam, pochwalę się !):...
Kinia, jeszcze wczoraj 6-latka, dziś jest już panną oczekującą na przjęcie do liceum. Czas leci, nie da się ukryć, zatem trzeba z życia
korzystać, póki się da. I dlatego też użyłem sobie żywota w sposób widoczny na poniższym zdjęciu - ale to już zupełnie, ale to zupełnie
inna historia...