Covid namieszał sporo w planach zawodniczych. Kilka miesięcy bez jakichkolwiek imprez sportowych sprawiło, że mało było okazji
do sprawdzenia się w konkursowych szrankach. W dodatku nie rozpieszczała aura - deszczowy lipiec i początek sierpnia sprawił, że
kilka imprez jeździeckich w czasie, gdy już można je było rozgrywać, zostało odwołanych. Tym chętniej pojechaliśmy (tak trochę
przez zaskoczenie) do Radzionkowa na Zawody Towarzyskie i Regionalne w ujeżdżeniu Cichoń Dressage Cup 2020. Coż, nie były to
zawody dla nas udane. Marysia na Ganimedesie w programie P-2 zajęła 10 miejsce z wynikiem 59.773 %. Z możliwości wyjazdu "po
znajomości" skorzystała też Wiktoria, która w konkursie L-2 na Oliwii zajęła miejsce 6 z wynikiem 49.772 %. Niestety w obu
przypadkach były to ostatnie miejsca w stawce. Ale też trzeba powiedzieć kilka słów więcej dla jasności, bo wyniki nie oddają
rzetelnie tego, co działo się na czworoboku. Trzeba bowiem gwoli sprawiedliwości powiedzieć, że konkursy były tak naprawdę niezłą
loterią. Dzień wcześniej nad naszymi okolicami przeszły bowiem liczne burze połączone z intensywnymi opadami, których ostatnie
"podrygi" dawały się odczuć jeszcze dzisiejszego ranka. Wszystkie trzy place do jazdy w Radzionkowie były bardzo grząskie, ponadto
na głównym czworoboku stało kilka kałuż, które sprawiły, że niejednemu zawodnikowi konie robiły szybkie uniki, zwroty, odskoki,
a raz nawet stawanie dęba. Konie w stawce dzieliły się na kilka tych, które całą tę wodę miały "w zadku" (i te prezentowały się
poprawnie) oraz większość tych, które mimo niewątpliwych walorów ruchowych nie potrafiły znieść obecności "grrrroźnych" kałuż,
w kórych - co każdy mądry koń wie - mieszkają krokodyle całymi stadami...
W przypadku Wiktorii i Oliwki trzeba powiedzieć, że był to konkursowy debiut pary i za ten debiut obie trzeba pochwalić. Mimo
dużego zdenerwowania i klaczy, i amazonki obie dały radę zaprezentować się poprawnie na czworoboku, wykonując program bez pomyłki.
Trzeba podkreślić, że Wiktoria bardzo sprawnie zapanowała nad roztrzęsionym koniem, a że poszczególne elementy w tych warunkach
wyszły "tak sobie" - cóż, "pierwsze koty za płoty", kolejny wyjazd i kolejne zawody nie bęą już takim stresem, zatem w przyszłości
może być tylko lepiej. Przed laty Fuks i Meteor też ledwo-ledwo dobijały 50-procentowego progu, a my cieszyliśmy się, że dzięki
temu były zdobywane pierwsze punkty do klasy sportowej...
W przypadku Marysi sytuacja była nieco inna. Start był "z doskoku", jeszcze kilka dni wcześniej Gani chodził tylko stępem i kłusem
w rakach rehabilitacji. Przed zawodami odbyły się tylko 3 treningi ukierunkowane na przejazd programu. Wprawdzie patrząc na parę
podczas tych prób Gosia po cichu liczyła na wynik powyżej 65 %, ale cóż, nie udało się tym razem. Trzy grubsze błędy (spłoszenia
i nieoczekiwane zagalopowania spowodowane wodą) ujęły ładnych parę punktów. Natomiast pod względem współpracy konia i amazonki
był to jeden z najlepszych przejazdów pary. Niektóre elementy (np. chody boczne) był wykonane po prostu doskonale. Koń prowadzony
pewnie przez Marysię szedł cały czas pozbierany, "od zadu", a dosiad i pomoce jeździeckie były po prostu bez zarzutu.
Co było pozytywne w całych zawodach (tzn. w części, którą obserwowałem), to generalnie spore umiejętności większości jeźdźców,
co było widać "jak na dłoni", a co także znalazło odzwierciedlenie w końcowych wynikach, gdzie noty powyżej 65% nie są wcale niczym
wyjątkowym. Trzeba też odnotować obecnośc naprawdę sporej liczby koni "z ruchem" - widać wyraźnie, że zawodnicy coraz częściej
wchodzą w posiadanie wierzchowców wyższej klasy, a to cieszy, bo w dalszej perspektywie oznacza to generalnie podniesienie poziomu
jeździectwa. To zresztą trend widoczny juz od kilku lat. Natomiast skutkiem ubocznym powolnego rozwoju dyscyplin jeździeckich jest
niestety to, że zaczyna być widoczny podział wynikający ze stanu posiadania. A "niedzielny kierowca" w porshe tak, czy siak zawsze
będzie szybszy od Roberta Kubicy we fiacie seicento.
Tyle w temacie - ciąg dalszy przygód z zawodami zapewne nastąpi.