Od czasu Darwina, Mendla i de Vriesa powszechnie wiadomym jest, że każde stworzenie zmienia się i ewoluuje. Pojawiają się nowe rasy i gatunki -
nie tylko w świecie bliskich nam roślin i zwierząt, ale też w mrocznym świecie bestyj i monstrów wszelakich. Tak też i u nas się stało, gdy
obok sączowskich krokodyli wykwitła jakaś meduza ogromna, a przy tym ogromnie kolorowa, co - to również powszechnie wiadomo - w przyrodzie
zawsze jest oznaką wielkiej jadowitości. Nie była ona wszakże efektem doboru naturalnego ani mutacji, lecz elementem eksperymentu, sprowadzonym
właśnie po to, by groźnym dla koni być i straszność swą barwami manifestować. Wściekle kolorowa parasolka została bowiem zakupiona przez
Gosię jako kolejne narzędzie do odnieczulania Rica i Ganiego na rozmaite dziwne rzeczy, jakie mogą im w terenie stanąć na drodze. Gani w takich
przypadkach miewa nieładny nawyk jednorazowego odskakiwania (jednorazowego, bo zobaczywszy, że "potwór" nie rzuca się na niego, uznaje go na
resztę życia za obiekt niegodny uwagi i od tego momentu przestaje go zauważać). Rico natomiast jako "męski histeryk" podchodzi do kwestii "wroga"
bardziej dramatycznie, zaś jego najczęstszą reakcją jest omijanie go łukiem - nie tylko jak najszerszym, ale też jak najszybszym, bez oglądania
się na zdanie jeźdźca. To ostatnie jest o tyle istotne, że warunki do naprawdę szybkiego biegania to koń ma, oj, ma ! Odbyły się więc zajęcia z
odczulania:...
"Popatrz, Gani, to jest medu... Eeee... Ten, no... Parasol !"
"Marysia, ale po co on jest, ten potw... Eeee... Parasol ?"
"Oj, no, do strasze... Eeee... Znaczy się: do ochrony przed deszczem !"
"Ludzie, gdzie ona ten deszcz widzi ?!?..."
"No to może też zapewnić odrobinę dyskrecji podczas... Eeeee... Nawożenia !"
Rico do parasola podszedł zaś "z pewną taką nieśmiałością"
Gdy emocje zaczęły opadać, to zrobiło się ciut spokojniej
Metoda małych kroczków zdawała się coraz lepiej zdawać egzamin
No i sukces: bliskie spotkanie trzeciego stopnia zaliczone !