Wielkie Opady zaczęły się, jeśli dobrze pamiętam, na przełomie października i listopada. I jak się zaczęły, tak z bardzo niewielkimi
przerwami trwają do dziś, czyli jakieś cztery i pół miesiąca. Tak jesiennej zimy nie pamiętają chyba nawet najstarsi "sączowscy górale",
a z całą pewnością nie przypominam sobie ja. Taki widoczek zdarzył się nam tylko raz:...
Codzienne hektolitry wody z nieba sprawiły, że plac do jazdy stał się gąbką, wybieg - bagienkiem. Ba, nawet trawnik przed stajnią wygląda
jak krajobraz księżycowy, "poryty" kołami, butami i kopytami. I rady żadnej na to nie ma... Jazda konna jest wyzwaniem, czyszczenie
"wypanierkowanych" koni - jeszcze większym. A że do tego jeszcze ten długi czas Gosia spędziła na wielotygodniowych, intensywnych i bardzo
męczących zajęciach służbowych, więc w pewnym momencie stwierdziła: "Basta !". I w ten oto sposób wraz z Rikiem i Santim wylądowała w
Jastrzębiu w stajni Andżeliki. Nie uwolniło jej to wprawdzie od obowiązków służbowych, ale przynajmniej dało okazję do codziennego pojeżdżenia
w bardziej przyjaznych warunkach.