Biały to kot nasz i jednocześnie nie nasz... Pojawił się znienacka, jesienią 2017 roku, wpadając od czasu do czasu na dojadanie resztek
kociej karmy, wyłożonej w stajni. Gdy zrobiła się zima, kot stał się codziennym gościem - najwyraźniej bardzo mu to było potrzebne, bo
sadełkiem raczej nie grzeszył, a i pewne problemy zdrowotne miał. Został więc "na odległość" wzięty na stan Stajni Trot, a od tego momentu
zaczęła mu przysługiwać regulaminowa micha dwa razy dziennie. Nie było szans na zabranie go do weterynarza, ale że kalorie też robią swoje,
więc z czasem stan zdrowia poprawił mu się wyraźnie.
Z czasem Biały zaczął oczekiwać na posiłek na naszym tarasie i nie pierzchał w popłochu na widok człowieka, lecz zrozumiał, że nikt mu
nic złego nie chce zrobić. Doszło do tego, że można mu pełną michę pod nos podstawić, a nawet czasem delikatnie pogłaskać. W ciepłe dni
wyleguje się na trawniku lub na tarasowym stole, samą stajnię zaś traktuje jako swoje terytorium - co raczy wszemi wobec "oznajmiać" po
kocurkowemu.