Figiel - psia niespodzianka

Początek roku 2018 był dla nas czasem kilku przykrych strat. W ciągu mniej więcej miesiąca odeszły od nas nasi czworonożni seniorzy: Wega, Kredka i Kamyk - a dom nagle zrobił się pusty... Sytuacja była to niezwykła: przez tak wiele lat po domu kręciły się zawsze jakieś futerka, a tu nagle nic - tylko w stajni były nasze 2 konie i pół-stajenna, pół-domowa Sciemka. Natura jednak, jak wiadomo, bardzo nie znosi próżni Pewnego majowego dnia puszczając zauważyłem kręcącego się po naszej łące jakiegoś białego, niezbyt dużego psa z charakterystyczną plamą "tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę". Z przypadkowej rozmowy z naszymi sąsiadami dowiedziałem się, że "Znajdek" (bo tak go wówczas tytułowali) pojawił się w okolicy niedawno. Choć nieufny, to nawet raz i drugi dał się dość blisko podejśc i podkarmić. Zastanawialiśmy się wtedy, skąd się wziął, czyj jest i jak by go przywabić. Wszystko to jednak były takie "dywagacje na odległość".

Dwa dni później dostałem MMS-a od Gosi. Na zdjęciu była Kinia z owym psiakiem u weterynarza. "To jest ten pies z pastwiska. Kleszcz na kleszczu." - pisała. "Tak, wiem, wczoraj rozmawialiśmy o tym, skąd mógł się wziąć" - odpisałem. "Dostał leki i teraz siedzi sobie w stajni" - powiedziała Gosia. "W jakiej stajni ?" - zapytałem z ciekawością zastanawiając się, do kogo z okolicznych koniarzy mógł trafić. " W naszej !" No i tak się to stało...



"Znajdek" stał się z marszu "oczkiem w głowie" Kini, która oczywiście zaczęła "nawijkę" typu: "Weźmy go, proszę, proooszę !..." Ech, jak te dzieci potrafią być miłe, jak czegoś naprawdę mocno chcą ! Dla porządku daliśmy na Fejsie powiadomienie, ale że właściciel się nie zgłosił - więc psiak został u nas. Ze Znajdka stał się Figlem i powoli (bardzo powoli) zaczął się adaptować do nowego życia. Było z nim początkowo "siedem światów". Zestresowany nie jadł, potem raczył łaskawie jeść tylko jeden rodzaj karmy. Unikał kontaktów z ludźmi, tolerując tylko Kinię (co baaardzo jej się spodobało). Trudno było nawiązać z nim więzi, ale wiadomo było, że ma za sobą jakieś przejścia i że trzeba trochę czasu, żeby przywyknął do nas i naszego miejsca.



Figiel mimo ostrożnego podejścia do ludzi ma w sobie wiele uroku. Przede wszystkim jest ładny. Jest też przy tym grzeczny i bezproblemowy na co dzień. Był nauczony czystości, zachowywał ją nawet nocując przed 2 pierwsze noce w stajni (co miało miejsce z uwagi na działanie leku przeciwkleszczowego). Toleruje kota (z wzajemnością) i nie wykazuje żadnych skłonności do "nadpobudliwych" zachowań w stosunku do kogokolwiek i czegokolwiek (choć zaniepokojony potrafi dać głos). Generalnie jest po prostu wzorcem psa "domowego". Ujął nas bardzo swoim miłym usposobieniem i spokojnym charakterem, więc zajął miejsce w "Panteonie" Stajni Trot.



Figiel z czasem powoli (bardzo) wychodzi ze swoich traum. Kinię uwielbia, Gosię aprobuje, mnie jednak mocno się boi i to mimo tego, że w naszej stajni to ja jestem pierwszym "psiarzem". Widać, że miał jakieś przejścia w swoim pieskim życiu i że boi się mężczyzn. Nie daje się przy tym łatwo przekupić przysmakami, jest nadzwyczaj ostrożny i przez cały pierwszy miesiąc z nami zmieniło się tylko to, że już nie ucieka panicznie na każdy ruch w jego stronę. Jak sądzę za pół roku będzie już inaczej... A przynajmniej taką mam nadzieję !



Figla pożegnaliśmy 15 marca 2022 roku. Od kilku miesięcy nasz pies zmagał się z chorobą, której tak naprawdę do końca nie udało się zdiagnozować mimo konsultacji z kilkoma weterynarzami. Najbardziej prawdopodobne było to, że cierpiał z powodu powikłań po ugryzieniu kleszcza, które powodowały zaburzenia układu nerwowego. Na co dzień objawiało się to nawracającą silną bolesnością różnych części ciała, brakiem apetytu, ograniczeniami ruchowymi, problemami z wypróżnianiem się i oddawaniem moczu oraz ogólnie złym samopoczuciem i kiepskim stanem zdrowia, który wahał się od prawie że przyzwoitego do fatalnego, w zależności od tego, jakie w danym momencie leki przeciwbólowe i przeciwzapalne Figiel miał podawane. Stan psa pogarszał się powoli, ale nieodwołalnie, a tych leków, które miały skuteczne działanie i pozwalały na kilkudniową poprawę, nie można było stosować w sposób ciągły. Szans na wyleczenie nie było. Z wielkim żalem trzeba było podjąc trudną decyzję.