Fuks - koń Tomka_J



To jest Fuks, w 2001 roku półroczny źrebak, od którego zaczęła się moja przygoda z końmi. Ta słodka bestyjka miała ponoć iść pod nóż i znaleźć się na włoskim stole w postaci potrawy. Po raz pierwszy zobaczyłem go zaledwie przez zakurzone okienko stajni - przez brudnawą szybkę patrzyły na mnie spod długich, postawionych uszu wieeelkie, brązowe oczy.

Jako źrebak - był śliczny, jeszcze po źrebięcemu nieproporcjonalny, "osiołkowaty", bardzo łagodny i żądny wszelkich pieszczot. Pozwalał na niemal wszystko, co znakomicie ułatwiało czyszczenie, czy opiekę medyczną. Ale... To ogierek, który potrafił się "postawić" i czasem próbuje przeforsować, by sprawy działy się według jego widzimisię: "dziś idziemy na ten padok !", "ja nie chcę do lonżownika !" (dla wyjaśnienia: tylko tam drągi były tak gęsto, że uniemożliwiały mu ucieczkę i wycieczki po okolicy) Na szczęście to wówczas było "tylko" 200 kilogramów konia, więc łatwo było nad nim zapanować. Jako najmłodszy członek stadka robił "pyszczek" do wszystkich "wujków", ale jak go któryś z nich zbyt mocno "obsztorcował", potrafił wystrzelić z obu tylnych kopyt. Z wielką ciekawością obserwowałem go i zastanawiałem się, jaki będzie za kilka lat, gdy już będzie można myśleć o dosiadaniu...




To Fuks w wieku 14 miesięcy. Po licznych "zawirowaniach losu" i zdarzeniach, o których najlepiej byłoby zapomnieć, po długiej i bardzo męczącej podróży trafił do stajni pod Katowicami. Nareszcie odrobaczony, z zaleczonymi kopytami, porządnie dokarmiany i zadbany na co dzień źrebak rósł szybko i powoli stawał się ogierkiem. Stał się żywy, ciekawy świata. W nowym stadzie, do którego łatwo się "wkręcił", zdobył sobie dobre miejsce.



Oto Fuks - trzylatek, dopiero co przyuczany do jeźdźca na grzbiecie. Zdrowy, zadbany, we własnej stajence, zakochany w Deście. Spokojny, pieszczochowaty, posłuszny, choć nieco łobuz - słowem złoto nie koń !



a tu Fuks w wieku lat czterech - teraz to młody-niemłody smyk. Chodzi pod siodłem od listopada 2004 r. Jak to smyki mają w zwyczaju, bardziej Fuks ma w głowie pląsy niż pracę. Przeuroczy i wszędobylski. Ciekawski nie do wytrzymania ! Jazda to dla niego zabawa, a jak zabawa to postępy są zdumiewające i pniemy się po skali ujeżdżenia. To wcielenie spokoju, niewiniątko o maślanych oczach oczywiście potrafi pokazać pazurki... znaczy kopytka i dać się we znaki chęcią do biegania (na co dzień przejawia raczej potrzebę do pchania



Fuks jako 8-latek - charakter(ek) mu się przez ostatnie 4 lata nie zmienił nie zmienił, za to poziom wyszkolenia - zdecydowanie. Przebył długa drogę: od źrebaka od rzeźnika do oficjalnie zarejestrowanego konia ujeżdżeniowego klasy C z szansami na coś więcej. Fuks rulez !




Trochę wspomnień: tak wyglądały pierwsze lata z Fuksem (fragmenty topików z kilku grup dyskusyjnych):

***

Wspominki nt. szkolenia Fuksa od bardzo wczesnej młodości:

PUMCIA, 17.02.2006:
Idac całkiem od poczatku to wygladalo tak (mam nadzieje ze Tomek_J doda okresy czasu pomiedzy fazami bo nie pamietam dokladnie). Zaczelismy bardzo wczesnie bo Fuks mial chyba 1,5 roku - stal w stajni gdzie nie bylo w zwyczaju wypuszczania na padok i w pewnym momencie uznalismy ze to bedzie dla niego lepsze niz ciagly pobyt w boksie (okaze sie za 10 lat). Niemniej bylo to tak:

- bieganie po lonzowniku (okolo 20 m) na kantarze (bez lonży) + praca z ziemi typu prowadzenie, cofanie, zwroty.

- bieganie po lonzowniku na kantarze z przypieta lonza + praca z ziemi

- przyzwyczajanie do wedzidla zaczelo sie jak Fuksiasty stal sie bardziej ogierkiem i hormony zaczely buzowac i o ile dobrze pamietam bylo to tak ze najpierw zalozylismy na chwile oglowie w stajni po skonczonym bieganiu (tak ca na czas rozczyszczania po) metoda standardowa:
Ja: Fuksik zobacz jakie fajne wedzidelko
Fuks: Ale na pewno? Wąchu wąchu...
Ja: No pewnie sprobuj
Fuks: CHAPS
i bylo po sprawie + kawalek chlebka w nagrode. Tylko ze Fuks jest specyficzny - on lapal (i w sumie dalej to robi) w zeby wszystko co jest w zasiegu jakby chcial sprawdzac na smak bardziej niz na wech. Acha wedzidlo gumowe oliwkowe.

- bieganie po lonzowniku w oglowiu bez lonży + czasami praca z ziemi

- bieganie po lonzowniku w ogłowiu z lonża przypieta do mostka (tak bylo bezpieczniej - ja celowo nie nazywam tego co bylo robione lonzowaniem tylko bieganiem po lonzowniku - Fuks potrafil tak nagle zmieniac kierunek ze lepiej bylo z mostkiem) + czasami praca z ziemi

- lonzowanie w lonzowniku w oglowiu z przypieta lonza w potniku przymocowanym gumowym pasem + czasami praca z ziemi

- lonzowanie w lonzowniku lub poza w oglowiu z przypieta lonza w potniku i pasem do lonzowania + czasami praca z ziemi

- lonzowanie w lonzowniku lub poza w oglowiu z przypieta lonza w potniku i pasem do lonzowania + chambon + czasami praca z ziemi

- lonzowanie w lonzowniku lub poza w oglowiu z przypieta lonza w siodle + czasami praca z ziemi

- tu zaczalismy spacery w reku poza obreb stajni - ciezko bylo na poczatku (przerazajacy czarny asfalt zima, samochod stojacy sobie niewinnie na parkingu) ale z kazdym spacerem coraz lepiej + czasami praca z ziemi

- lonzowanie w lonzowniku lub poza w oglowiu z przypieta lonza w siodle + chambon

- próba dosiadania nieudana (Fuksiak sie strasznie przestraszyl, a Sonia przywitala sie z gleba




TOMEK_J, 16.02.2006:

Maleńkie popraweczki:

Najpierw była próba Monty Robertsa. Nieudana, zakończona paniką u konia. Baaardzo to było kształcące dla mnie, zrozumiałem, że MR nie jest cudownym środkiem na wszystko. Wycofałem się z prób od razu. Potem była praca z ziemi na uwiązie (prowadzenie itp.) Potem była praca na mały kole w stępie, na długim uwiązie lub krótkiej lonży. Chodziłem z koniem po kółku, żeby "zakojarzył", co od niego chcę. Potem z czasem zaczynałem zwalniać swoje tempo tak, by koń okrążał mnie, wydłużając jednocześnie stopniowo odległość między nami i zaczynając stosować elementy mowy ciała, poleceń głosowych. Nie sposób tu nie wspomnieć o przeogrrrromnych walorach dydaktycznych Marchewy Edukacyjnej.



Powoli, przez kilka miesięcy zwiększaliśmy program zajęć. W chwili kastracji, czyli nieco ponad 2 lat, Fuks potrafił chodzić na lonży w 3 chodach. I dobrze, bo lonżowanie konia po kastracji jest koniecznym zabiegiem.

Cały czas (pomijając pierwsze próby) dbaliśmy o to, by koń nie był zbyt obciążany, nie robił małych kół, gwałtownych zwrotów itd. Tzn. jeśli je robił on, to z własnej inicjatywy i nic w tym złego - przecież młode konie na pastwisku potrafią bawić się w znacznie bardziej "wyrafinowane" sposoby ze wskakiwaniem na siebie, przepychankami, galopadami itp. !

Mostek - tak, wiem, że to ostra rzecz. Pumcia uświadomiła mi to jeszcze przed pierwszym jego użyciem, więc starałem się nie działać wówczas lonżą, jeśli nie było to konieczne. Co innego, gdy Fuks "świrował" i np. ogierem jeszcze będąc buntował się - wówczas sam się nadziewał mimo tego, że oddawałem lonżę i nie starałem się go zatrzymać, a raczej przeciwnie - szedłem w jego stronę.

Spacery w ręku zaczęliśmy IMHO za późno. Tak naprawdę trzeba je było IMHO zacząć równocześnie z chwilą, gdy koń zaczął "kumać" podstawowe komendy i gdy zaczął być względnie posłuszny przy pracy w ręku. Im wcześniej się pokaże koniowi świat zewnętrzny inny, niż wybieg, tym lepiej i dla zwierzęcia, i dla człowieka. Efekty spacerów były różne, np. Fuks szybciej się przyzwyczaił do samochodu, niż do asfaltu... :o

Na etapie chambonu itp., tj. w wieku niecałych 3 lat, Fuksiak potrafił już przejść w kłusie przez namiastkę niskich (20 cm) kawaletek, co zresztą widzieli Nongie i Alyen, odwiedzając go w Chorzowie.



W międzyczasie: w zimie za uwiązem uformowała się wielka zaspa odgarniętego śniegu. Wykorzystałem ją parę razy, by pokazać koniowi, że wysoka postać ludzka to nie żadne wielkie zagrożenie, a człowiek opierający ramiona i klatkę o bok i grzbiet to coś, co trzeba znieść spokojnie. Pierwsza próba dosiadania miała miejsce na oklep, przy uwiązie, po pracy na lonży. Powolutku, stopniowo, podsadziłem znajomą, b. lekką dziewczynę, która przewiesiła się, a potem "wpełzła" płasko i położyła się wzdłuż końskiego grzbietu. Tak poleżała minutę, czy dwie, po czym zeszła na pierwsze oznaki zniecierpliwienia konia.

Druga próba dosiadania to była ta z Sonią i IMHO była udana połowicznie. Fuksiak względnie zaakceptował dziewczynę na grzbiecie w "stój", ale pierwsze kroki podczas próby oprowadzenia w ręku skończyły się paniką. Sonia przywitała się, owszem, z glebą, ale na własne życzenie - mając już pewne doświadczenie słusznie uznała, że bezpieczniej spaść w miękki piasek, niż uporczywie trzymać się konia, potęgując jego panikę. Gdy spadła - Fuks się szybko uspokoił.

Potem przeprowadzka koni do Tąpkowic, kończenie budowy, wiele zamieszania, kupa obowiązków i przez to rzadsze lonżowania - a potem pierwsze wsiadania.

***


PUMCIA, 04.11.2004: Jeździłam na Fuksie - już trzeci raz !!

Ale po kolei - skrót dla mniej zorientowanych: Fuks to koń Tomka_J (znaczy obecnie raczej konisko.... ;-) 11 listopada skończy 3 lata - obecnie przebywa razem z Destą w stajni ddalonej od stajni docelowej (czyli naszej przydomowej o jakieś niecałe 5 minut jazdy samochodem. W związku z relatywnie niedaleką odległością postanowilismy że przeprawimy nasze zwierzaki wierzchem w większej grupie. Zatem skoro postanowiliśmy to zabraliśmy się do dzieła głównego czyli przygotowania pod względem jeździeckim Fuksa.

Pierwszy dzień: Tomek lonżował jakieś dwadzieścia minut po czym spróbowaliśmy - uuuuch, sińca miałam (jeszcze trochę mam...) na całe udo koloru fioletowego - akurat na jakś kępę trawy upadłam. Przyczyna - obawa konia przed górującą mu nad grzbietem istotą. Poza tym jednym zgrzytem to mogę powiedzieć, że wsiadanie odbyło się z ławeczki bez większych problemów, przewieszenie się ok, siądniecie w siodle ok, ruszenie do przodu i... no i usiedziałam jakies 7 sekund. Po czym powtórzyliśmy przewieszanie się i spacerowanie z przewieszoną mną i trochę był zestresowany ale dało się przejść parę kroków i na tym poprzestaliśmy.

Drugi dzień (po tygodniu - sobota): Tomek lonżował jakieś 10 minut potem ja drugie 10 minut (i tu dało się zauważyć znakomitą pamięć konia) mianowicie zdążyłam tylko wziąć lonże do ręki jak Fuks postanowił, że najlepiej będzie jednak uciekać i tak czekałam na jakieś oznaki współpracy stosując się do rad Monty'ego w grze ciałem. Z siodłem na grzbiecie udało się osiągnąć żucie ale nie opuszczenie głowy. Po tym spróbowaliśmy. Wsiadanie z ławeczki do przewieszenia, kilka kółek w tej pozycji, zatrzymanie, zeskok. Wszystko SUPER. Pomyślałam wsiąde sobie z ziemi. Noga w strzemię, odbijam się, stoję na tym jednym strzemieniu, a Fuks nic stoi sobie - no to co powiedziało się A no to trzeba i B - przekładam nogę i siedzę w siodle - głaskamy, przemawiamy, marchewkujemy. Fuks wszystkie mięśnie napięte - szyja jak skała; no to czekamy, obracamy mu głowe w prawo, w lewo, żeby mnie dobrze zobaczył. W końcu robimy kilka kółek w tej pozycji (tzn. Tomek mnie prowadzi trzymając Fuksa za wodze z dodatkowo przypiętą lonżą), po czym niezbyt delikatnie zeskakuję i kończymy.

Trzeci dzień (niedziela następnego dnia): Początek ten sam - Tomek 10 minut ja 10 minut lonżowania - Fuks już tym razem bardzo ładnie, bez paniki na mój widok. Wsiadanie ze strzemienia - bez problemu, potem oprowadzanie, powoli sie rozluźnia. No to mówię: biorę wodze w ręce, pierwsza łydka - żadnego zaniepokojenia. Tomek trzyma lonżę i zaczyna się powolutku od Fuksa oddalać. Oczywiście zaczęły się schody bo co innego iść za Tomkiem, a co innego wokół Tomka z jakims dziwolągiem na plecach. Ale bat do lonżowania bardzo pomógł i Fuks zrozumiał, że teraz po kole chodzimy, a nie za Tomkiem. W jedną stronę w drugą stronę z przerwami na zatrzymania. Przy którymś zatrzymaniu Fuks BARDZO dokładnie obwąchał moje buty co też go tam łaskocze w te boki Mówię: spróbujemy zakłusować - kilka kroczków w prawo kilka w lewo - żadnej ucieczki, bardzo spokojny, miękki kłus. Po tym postanowiliśmy pójść na padok gdzie było kilka drągów porozrzucanych, kilka beczek stojących i takie tam różne "straszne" rzeczy i Tomek mnie oprowadza - Fuks bardzo spokojnie, w ogóle: jakby to od lat robił. W końcu Tomek spuszcza mnie z lonży i zaczynam spacerować sama, choć jeszcze z Tomkiem przy Fuksie. Po jakiejś chwili próbujemy się z Fuksem oddalić - napotykamy opór, więc czekam, aż podejmie decyzję, przy czym jasno mu daję do zrozumienia, że albo stoimy, albo idziemy w żądanym przeze mnie kierunku. Po jakiejś chwili Fuks jednak decyduje się, że co tak będzie sterczał jak głupi - i poszliśmy na luźnych wodzach sobie tak spacerujemy - czuję, jak sie smyk rozluźnia i w pewnym momencie.... zatrzymuje się i .... sobie zaczyna skubać trawke.... no muszę powiedzieć, że mnie zaskoczył Po czym zrobiliśmy dwa kłusy po prostej z Tomkiem biegnącym obok i na tym skończyliśmy - to było wczoraj.

Uwagi końcowe: mogę powiedzieć, że niewiątpliwie dzięki czambonowi nie miałam wiekszego problemu z głową Fuksa - gdzie bałam się, że na próbę zadziałania wędzidłem będzie zadzierał głowę, a było właśnie wręcz przeciwnie. Dzięki Tomkowej pracy z ziemi nie było kłopotów z zatrzymaniami i ogólnie z prowadzeniem Fuksa. Trzymajcie kciuki w sobote zabieramy konie już na swoje!



***


I pierwsze 10 jazd opisane przez Pumcię trochę "po," ale w miarę wiernie:

Pierwszy dzień (niedziela 25 IX 04) - oprowadzanie
Czynności:
- 20 min. lonża - Tomek
- wsiadanie z ławeczki
- przewieszenie się z ławeczki
- kilka kroków stępa
- zsunięcie się na ziemię
Wady: zła kolejność, strach Fuksa przed górującym jeźdźcem, obawa przed przewieszonym jeźdźcem do opanowania
Zalety: bezproblemowe dosiadanie
Uwagi: spłoszenie i upadek z siodła

Dzień drugi (sobota 2 X 04) - oprowadzanie
Czynności:
- lonża 10 min. Tomek 10 min. ja
- przewieszenie się z ławeczki
- stęp w ręku
- zsunięcie się na ziemię
- wsiadanie ze strzemienia
- stęp w ręku
Wady: silny strach przede mną w czasie lonżowania, wyraźna obawa przed jeźdźcem na siodle
Zalety: przewieszenie zaakceptowane, stopniowe odczulanie na jeźdźca postępujące: głaskanie, obracanie głowy na boki.

Dzień trzeci (niedziela 3 X 04) - oprowadzanie, lonża, maneż
Czynności:
- lonża 10 min. Tomek 10 min. ja
- wsiadanie ze strzemienia
- stęp w ręku
- nabranie wodzy
- pierwsza łydka
- stęp na lonży, zatrzymania
- kilka kroków kłusa na lonży
- step na maneżu z Tomkiem
- stęp na maneżu samodzielnie
- kilka kroków kłusa za Tomkiem
- drobne utrudnienia w stepie (leżący drąg) za Tomkiem
Wady: zmiana z oprowadzania na chodzenie na lonży problematyczna ale z pomocą bata do lonżowania zaakceptowana. Przy próbie oddalenia się od Tomka na maneżu napotykamy opór więc czekam aż podejmie decyzje przy czym jasno mu daję do zrozumienia, że albo stoimy albo idziemy w zadanym przeze mnie kierunku. Po jakiejś chwili Fuks jednak decyduje się że co tak będzie sterczał jak głupi - i poszliśmy
Zalety: brak paniki na lonży, silne żucie wędzidła, pełna swoboda przy utrudnieniach terenowych, akceptacja jeźdźca na siodle, wsiadanie ze strzemienia bez problemu, potem oprowadzanie, powoli się rozluźnia. Kilka kroków kłusa na lonży w prawo kilka w lewo - żadnej ucieczki bardzo spokojny miękki kłus. Dwa kłusy po prostej z Tomkiem biegnącym obok bardzo dobre.
Uwagi: Fuks BARDZO dokładnie obwąchał moje buty, co też go tam łaskocze w te boki. Na luźnych wodzach spacer po maneżu - Fuks się rozluźnia i w pewnym momencie zatrzymuje się i sobie zaczyna skubać trawkę.

Dzień czwarty (środa 6 X 04) - maneż
Czynności:
- wsiadanie ze strzemienia
- stęp: koła, zmiana kierunku przez ujeżdżalnię
- zatrzymania ze stępa
- kłus na prostych
- przejścia kłus-stęp
Wady: brak pełnej akceptacji wędzidła, chwila obawy przed jeźdźcem tuz po wejściu na siodło. Zalety: bardzo ładna reakcja na łydki i dosiad
Uwagi: łydka raz bardzo delikatnie wsparta batem.

Dzień piąty (niedziela 10 X 04) - teren
Czynności:
- wsiadanie ze strzemienia
- podróż w cztery konie, Fuks przedostatni
- przejście przez szosę, samochody, psy
- prosty odcinek kłusa
- moment galopu
Wady: ugryzł w zad kobyłkę przed nim, jedno spłoszenie za Destą
Zalety: nieprawdopodobnie spokojny, niczego się nie bał

Dzień szósty (środa 13 X 04) - maneż w domu
Czynności:
- wsiadanie ze strzemienia
- stęp: koła, zmiana kierunku przez ujeżdżalnię na kontakcie i bez
- zatrzymania ze stępa
- kłus na wszystkich ścianach
- przejścia kłus-stęp
Wady: trudne przejścia do stój i utrzymanie nieruchomości.
Zalety: bardzo dobra reakcja na łydki i dosiad. Dobre przejścia do góry.
Uwagi: z wodzą jeszcze dużo pracy - rozumie skręcanie i w miarę stęp-stój. Kłus i przejścia kłus-stęp - wyraźnie się buntuje.

Dzień siódmy (sobota 16 X 04) - teren z Destą
Czynności:
- przejście po asfalcie,
- w lesie drobne nierówności,
- zmiany prowadzącego
- step, kłus, moment galopu
Wady: nie nadążał w kłusie za Desta, stad galop, raz nafukał na kłodę drewna
Zalety: bardzo dobre przejścia i miękkie chody
Uwagi: Jako prowadzący płynnie rozpędził się z kłusa do galopu, ale dal się łatwo powstrzymać.

Dzień ósmy (niedziela 17 X 04) - lonża
Czynności:
- wypinacze
- ćwiczenia szyi
Zalety: bardzo szybka akceptacja nowych pomocy do lonżowania.

Dzień dziewiąty (środa 20 X 04) - maneż
Czynności:
- stęp na kontakcie i bez koła, zmiany kierunku przez ujeżdżalnię, wężyk
- kłus na kontakcie: koła, zmiany kierunku przez ujeżdżalnię, wężyk
- przejścia kłus-stęp
- zatrzymania ze stępa
- zagalopowanie
Wady: łatwe do opanowania ciągniecie do stajni.

Zalety: bardzo dobre zagalopowanie.

Dzień dziesiąty (sobota 23 X 04) - teren z Destą (Nongie - jeździec)
Czynności:
- stęp na maneżu
- stęp i kłus
- moment galopu
Wady: Spłoszenie na początku jazdy w terenie.
Zalety: Szybko się rozluźnił i do końca terenu szedł bardzo zrównoważony.