Trochę wspomnień: tak wyglądały pierwsze dni z Glusiem (topik z pewnej grupy dyskusyjnej):
Idę ci ja sobie przez łączkę, wracam z psem ze spaceru. Piękny dzionek, popołudniowa pora, słoneczko świeci,
dzikie pola, w promieniu 2 kilometrów ani śladu domu (typowy krajobraz przemysłowego śląska)
Mój Urwis jest pies na koty, jak zobaczy - zaraz przerobiłby na mielonego. No i nagle rzuca się w stronę
krzaka, a spod krzaka wyskakuje taki mały, biało-czarny koci glutek, pręży grzbiet i trzyma łapkę gotową do
dania psu po nosie. Szkoda było, żeby pies małemu coś zrobił, więc psa odwołałem. Zareagował prawidłowo,
czym mnie, nie ukrywam, zdziwił. Stał tak 2 kroki od kota i patrzył z zainteresowaniem. Podszedłem, wziąłem
za obrożę i pomaszerowaliśmy w swoją stronę. No i nie uszliśmy 20-30 metrów, jak za nami zaczęło rozlegać
przeraźliwe miauczenie z częstotliwością co pół sekundy. Patrzę, a ten mały idzie na nami i drze rozpaczliwie
pyszczka ! Idę dalej, on też, od miauczenia uszy bolą. Pomyślałem, że wezmę go ze sobą i oddam do schroniska,
bo przecież nie wiadomo, skąd się toto wzięło na takim zadupiu, czemu tylko jedno. A widać, że stworek w nie
najlepszej kondycji, chude toto, brudnawe, oczka zaropiałe...
Podszedłem do niego, a kotek zrobił szybki unik i... pomaszerował w stronę psa, oczywiście cały czas miaucząc.
Pies "Cat Exterminator" Urwis... złgupiał. Stał nieruchomo popatrując to na małego, to na mnie i w ogóle
"nie kumał" o co w tym wszystkim chodzi. No to żeby uniknąć starć ja znowu do kota, on znowu unik i dalej
w stronę psa. I tak parę razy. Chyba uznał psa za zastępczą mamę ?...
W końcu udało mi się go wziąć na ręce i zanieść do domu. Pierwsze co - do weta; na szczęście mały miał tylko
typowy dla osesków jakieś cośtam wirusowego wet rzucał mądrymi nazwami, a ja przytakiwałem, bo cóż innego
mogłem robić ? Najważniejsze, że nic poważnego, 2 zastrzyki, dicortineff do oczu, kontrola za 2 dni.
Będzie okazja zapytać, czy to kot, czy kotka...
Kotu zrobiłem lokum w świeżo nabytej, wielkiej klatce dla królików - do czasu wyzdrowienia i aklimatyzacji
oraz ugruntowania pokojowych stosunków z psem nie chcę go puszczać luzem bez dozoru, puszczam go tylko w mojej
obecności. Niestety młody nie chciał aż do wczorajszego wieczora jeść zaleconej przez weta cielęcinki (drobno
siekanej !) i dopiero po ingerencji siłowej zrozumiał, że obecność tego miękkiego czerwonego w pyszczku może
być całkiem niezłą sprawą. Od strzału zaczął jeść sam, ale widać było, że jeszcze nigdy nie miał do czynienia
z konkretnym jedzeniem.
No i teraz ja mam nowego stworka, a pies ma rozrywkę (siedzi przed klatką jak przed telewizorem)... Oj, co
to będzie, co to będzie...
(...)
Teraz będą impresje poweekendowe...
Koć znajduje szczególną przyjemność w podgryzaniu końca psiego ogona - oczywiście w czasie, gdy pies leży
sobie na dowolnie wytbranym boku i chciałby się zdrzemnąć. Pies reaguje na to wzmożonym machaniem wzmiankowanego
ogona, co z kolei powoduje bardziej intensywne próby jego złapania - to się nazywa reakcja łańcuchowa. Na szczęście
kończy się ona nie wybuchem, tylko powolnym wstaniem, majestatycznym odwróceniem się w stronę Glusia pyskiem i
ponownym zajęciem pozycji leżącej.
Drugim hobby kota jest zaleganie mi na szyi i skubanie mnie ząbkami w koniec ucha - co on w tym widzi ?
Niestety na dłuższą metę jest to nie do wytrzymania, bo raz: jak się mały zapomni, to odczucie nie jest
specjalnie miłe; dwa: łaskocze wibrysami jak cholera !
Dzisiejszej nocy nastąpił przełom: kot całą noc spędził poza klatką, na swobodzie, sam na sam z psem.
Spałem czujnie jak ten zając pod miedzą pełen obaw, że a nuż jednak frytki, ale jak w środku nocy zobaczyłem
kota zwiniętego w precelek na posłaniu między łapami psa, to nieco się uspokoiłem. Niestety, i tak ze spania
były nici, bo potem mały przylazł do mnie i zaczął tradycyjną konsumpcję mojego ucha (pięć razy się oganiałem,
zanim przestał), a potem ułożył się mi pod pachą i zasnął snem strudzonego. I jak tu choćby przewrócić się z
boku na bok ? Przecież zgniótłbym zwierzątko !...
A ! I jeszcze jedno: zmieniłem rodzaj żwirku w kuwecie. Od tego czasu kuweta przestała służyć do s...ania,
a zaczęła - do spania...
(...)
Symbioza pełna. Wczoraj w zabawie Gluś uczepił się wszystkimi czterema łapami pyska Urwisa, a że ten
podniósł łeb, więc kot powisiał sobie chwilkę No i jakaż to wspaniała kocia zabawa: zapolować na psi ogon !
(...)
Kociak jest młody, zdrowy, żywe srebro, a przy tym zgaga i zaczepa niesamowita. Oczywiście największą aktywność
przejawia w godzinach nocnych - to doskonała pora na galopowanie po pokojach (ech, ten straszliwy łomot miękkich
kocich łapej na puszystych dywanach ! ), bawienie się dzwoniącą piłeczką, czy zrzucenie doniczki z kwiatkiem
na podłogę, że o ciągłym zaczepianiu psa nie wspomnę. Przyjmowałem to z uśmiechem, ale wczoraj nastąpiło
przekroczenie "punktu przegięcia". Mały znalazł sobie świetną zabawę: rozpędza się maksymalnie, wyskakuje
w powietrze ile sił w łapach i po pięknym, długim susie ląduje na mojej skromnej, śpiącej osobie, wbijając
pazury; ułamek sekundy potem odskakuje w tył równie pięknym skokiem. Za pierwszym razem machnąłem na to ręką,
ale za chwilę było to samo drugi i trzeci raz. Osobliwa i wyrafinowana to przyjemność, gdy rozpędzone kilogramy
kota walą się człowiekowi na brzuch i do tego wbijają pazury ostre jak igiełki... Nie będąc masochistą nie
miałem wyboru: kot powędrował do łazienki na resztę nocy. Niestety nie mam serca go tam zamykać co noc,
to bez sensu. Czy jest jakiś sposób wykorzenienia ze zwierzaka takiego nawyku ?
No i jeszcze jeden problemik: mam kota - złodzieja Podbiera drobne przedmioty i wynosi w niewiadomym kierunku.
Nie obstaną się leżące na wierzchu długopisy, zapałki, kartki, inne drobne przedmioty. Ostatnio zginęła
ściereczka do naczyń. I ten nawyk Glusia potrafi być upierdliwy - przykład: chcę się wykąpać, sięgam po
korek do wanny i... zaczynam poszukowania korka po całym domu
(...)
MAM ! MAM ! MAM SPOSÓB NA POSKROMIENIE KOTA !
Przecież to takie banalne: trzeba włączyć TV na kanał, na którym jest dużo reklam ! Wczoraj kot biegał po
mieszkaniu jak dziki, a gdy włączyłem telewizor, siadł jak przymurowany tuż przed ekranem i obserwował
zmieniające się co sekundę obrazki ! I trwało to dobry kwadrans. Słuchajcie: miałem CAŁE PIĘTNAśCIE MINUT SPOKOJU !
[komentarz forumowicza: "Daj mu jeszcze kanapę, piwo i puść mecz, a będziesz miał wiernego kompana do oglądania
meczów w telewizji !"]
Dla mojego Glusia przewrócenie na grzbiet i próba delikatnego podrapamia po brzuszku jest zaproszeniem do
zabawy. Koć jest w siódmym niebie, może podgryzać mi delikatnie palce i "walczyć" z moją dłonią odpychając
ją energicznie wszystkimi 4 łapkami. Tyle, że przy tym wystawia pazurki...
Jak wiecie Gluś miał we zwyczaju podkradanie różnych drobiazgów, w tym: korków od wanny. Poszedłszy po
rozum do głowy kupiłem korek z łańcuszkiem i tenże korek sobie zwisa uwiązany. I teraz wanna stała się
ulubionym miejscem zabaw kota...
Gluś śpi spokojnie obok Urwisa. Tak właśnie byc powinno.