Gluś - kot, który jest psem



Czarnobiały kociak- marzyciel. Chciałby zostać psem! Oczywiście sypia na psim posłaniu a najchętniej jadałby z psiej miski, woli przebywać w towarzystwie Urwisa i Wegi niż z jego kocimi kompanami- Kamykiem i Kredką. Jego przygoda zaczęła się od zamachu na jego życie przez Urwisa, nie przeszkadzało to małemu kociakowi przyczepić się do Urwisiego ogona i powędrować za nim i jego panem do domu. Do dziś Urwis i Gluś to wielcy przyjaciele. Poza marzeniami dotyczącymi jego gatunku, Gluś ewidentnie wykazuje zdolności włamywacza i złodzieja. Już bardzo dawno rozpracował chlebak i zajmował się wynoszeniem chleba z jego wnętrza, nie mówiąc już o kradnięciu zegarków, kolczyków czy innych świecidełek... ale i magnesów z lodówki, które kociak namiętnie zrzuca na ziemie spychając je łapką.



Ludziom raczej nie ufa i nie lubi być dopieszczany, chociaż ostatnio przeżywa jakieś ciężkie dni, gdyż przychodzi wieczorami i przeraźliwie miałczy prosząc o głaskanie. Jako że Gluś chciałby zostać psem, więc zajmuje się gonieniem innych kotów. Z kamykiem stacza dzikie walki na domowych panelach, gdzie pokazują sobie najnowsze chwyty kociego boksu, natomiast Krecia prześladowana nieraz schowa się w jakieś półce przy której Gluś czatuje i nieraz znęca się nad nią trącając łapą. Jednym słowem Gluś trzyma resztę kociaków krótko i nie daje sobie dmuchać w kasze. Dawniej uciekał przed gośćmi na ostatni schodek prowadzący do strychu, dzisiaj zaś reprezentacyjnie pokazuje się wszystkim dzięki swoim śmiesznym minom, groteskowym polowaniom na muchy czy innym sztuczkom, jakich się dopuszcza. Jest prześmiesznym i chytrym kociakiem i za to właśnie go kochamy!

Trochę wspomnień: tak wyglądały pierwsze dni z Glusiem (topik z pewnej grupy dyskusyjnej):

Nie miała baba kłopotu, sprawiła se kota. A było to tak:

Idę ci ja sobie przez łączkę, wracam z psem ze spaceru. Piękny dzionek, popołudniowa pora, słoneczko świeci, dzikie pola, w promieniu 2 kilometrów ani śladu domu (typowy krajobraz przemysłowego śląska)

Mój Urwis jest pies na koty, jak zobaczy - zaraz przerobiłby na mielonego. No i nagle rzuca się w stronę krzaka, a spod krzaka wyskakuje taki mały, biało-czarny koci glutek, pręży grzbiet i trzyma łapkę gotową do dania psu po nosie. Szkoda było, żeby pies małemu coś zrobił, więc psa odwołałem. Zareagował prawidłowo, czym mnie, nie ukrywam, zdziwił. Stał tak 2 kroki od kota i patrzył z zainteresowaniem. Podszedłem, wziąłem za obrożę i pomaszerowaliśmy w swoją stronę. No i nie uszliśmy 20-30 metrów, jak za nami zaczęło rozlegać przeraźliwe miauczenie z częstotliwością co pół sekundy. Patrzę, a ten mały idzie na nami i drze rozpaczliwie pyszczka ! Idę dalej, on też, od miauczenia uszy bolą. Pomyślałem, że wezmę go ze sobą i oddam do schroniska, bo przecież nie wiadomo, skąd się toto wzięło na takim zadupiu, czemu tylko jedno. A widać, że stworek w nie najlepszej kondycji, chude toto, brudnawe, oczka zaropiałe...

Podszedłem do niego, a kotek zrobił szybki unik i... pomaszerował w stronę psa, oczywiście cały czas miaucząc. Pies "Cat Exterminator" Urwis... złgupiał. Stał nieruchomo popatrując to na małego, to na mnie i w ogóle "nie kumał" o co w tym wszystkim chodzi. No to żeby uniknąć starć ja znowu do kota, on znowu unik i dalej w stronę psa. I tak parę razy. Chyba uznał psa za zastępczą mamę ?...

W końcu udało mi się go wziąć na ręce i zanieść do domu. Pierwsze co - do weta; na szczęście mały miał tylko typowy dla osesków jakieś cośtam wirusowego – wet rzucał mądrymi nazwami, a ja przytakiwałem, bo cóż innego mogłem robić ? Najważniejsze, że nic poważnego, 2 zastrzyki, dicortineff do oczu, kontrola za 2 dni. Będzie okazja zapytać, czy to kot, czy kotka...

Kotu zrobiłem lokum w świeżo nabytej, wielkiej klatce dla królików - do czasu wyzdrowienia i aklimatyzacji oraz ugruntowania pokojowych stosunków z psem nie chcę go puszczać luzem bez dozoru, puszczam go tylko w mojej obecności. Niestety młody nie chciał aż do wczorajszego wieczora jeść zaleconej przez weta cielęcinki (drobno siekanej !) i dopiero po ingerencji siłowej zrozumiał, że obecność tego miękkiego czerwonego w pyszczku może być całkiem niezłą sprawą. Od strzału zaczął jeść sam, ale widać było, że jeszcze nigdy nie miał do czynienia z konkretnym jedzeniem.

No i teraz ja mam nowego stworka, a pies ma rozrywkę (siedzi przed klatką jak przed telewizorem)... Oj, co to będzie, co to będzie...

(...)

Teraz będą impresje poweekendowe...

Koć znajduje szczególną przyjemność w podgryzaniu końca psiego ogona - oczywiście w czasie, gdy pies leży sobie na dowolnie wytbranym boku i chciałby się zdrzemnąć. Pies reaguje na to wzmożonym machaniem wzmiankowanego ogona, co z kolei powoduje bardziej intensywne próby jego złapania - to się nazywa reakcja łańcuchowa. Na szczęście kończy się ona nie wybuchem, tylko powolnym wstaniem, majestatycznym odwróceniem się w stronę Glusia pyskiem i ponownym zajęciem pozycji leżącej.

Drugim hobby kota jest zaleganie mi na szyi i skubanie mnie ząbkami w koniec ucha - co on w tym widzi ? Niestety na dłuższą metę jest to nie do wytrzymania, bo raz: jak się mały zapomni, to odczucie nie jest specjalnie miłe; dwa: łaskocze wibrysami jak cholera !

Dzisiejszej nocy nastąpił przełom: kot całą noc spędził poza klatką, na swobodzie, sam na sam z psem. Spałem czujnie jak ten zając pod miedzą pełen obaw, że a nuż jednak frytki, ale jak w środku nocy zobaczyłem kota zwiniętego w precelek na posłaniu między łapami psa, to nieco się uspokoiłem. Niestety, i tak ze spania były nici, bo potem mały przylazł do mnie i zaczął tradycyjną konsumpcję mojego ucha (pięć razy się oganiałem, zanim przestał), a potem ułożył się mi pod pachą i zasnął snem strudzonego. I jak tu choćby przewrócić się z boku na bok ? Przecież zgniótłbym zwierzątko !...

A ! I jeszcze jedno: zmieniłem rodzaj żwirku w kuwecie. Od tego czasu kuweta przestała służyć do s...ania, a zaczęła - do spania...

(...)

Symbioza pełna. Wczoraj w zabawie Gluś uczepił się wszystkimi czterema łapami pyska Urwisa, a że ten podniósł łeb, więc kot powisiał sobie chwilkę No i jakaż to wspaniała kocia zabawa: zapolować na psi ogon !

(...)

Kociak jest młody, zdrowy, żywe srebro, a przy tym zgaga i zaczepa niesamowita. Oczywiście największą aktywność przejawia w godzinach nocnych - to doskonała pora na galopowanie po pokojach (ech, ten straszliwy łomot miękkich kocich łapej na puszystych dywanach ! ), bawienie się dzwoniącą piłeczką, czy zrzucenie doniczki z kwiatkiem na podłogę, że o ciągłym zaczepianiu psa nie wspomnę. Przyjmowałem to z uśmiechem, ale wczoraj nastąpiło przekroczenie "punktu przegięcia". Mały znalazł sobie świetną zabawę: rozpędza się maksymalnie, wyskakuje w powietrze ile sił w łapach i po pięknym, długim susie ląduje na mojej skromnej, śpiącej osobie, wbijając pazury; ułamek sekundy potem odskakuje w tył równie pięknym skokiem. Za pierwszym razem machnąłem na to ręką, ale za chwilę było to samo drugi i trzeci raz. Osobliwa i wyrafinowana to przyjemność, gdy rozpędzone kilogramy kota walą się człowiekowi na brzuch i do tego wbijają pazury ostre jak igiełki... Nie będąc masochistą nie miałem wyboru: kot powędrował do łazienki na resztę nocy. Niestety nie mam serca go tam zamykać co noc, to bez sensu. Czy jest jakiś sposób wykorzenienia ze zwierzaka takiego nawyku ?

No i jeszcze jeden problemik: mam kota - złodzieja Podbiera drobne przedmioty i wynosi w niewiadomym kierunku. Nie obstaną się leżące na wierzchu długopisy, zapałki, kartki, inne drobne przedmioty. Ostatnio zginęła ściereczka do naczyń. I ten nawyk Glusia potrafi być upierdliwy - przykład: chcę się wykąpać, sięgam po korek do wanny i... zaczynam poszukowania korka po całym domu

(...)

MAM ! MAM ! MAM SPOSÓB NA POSKROMIENIE KOTA !

Przecież to takie banalne: trzeba włączyć TV na kanał, na którym jest dużo reklam ! Wczoraj kot biegał po mieszkaniu jak dziki, a gdy włączyłem telewizor, siadł jak przymurowany tuż przed ekranem i obserwował zmieniające się co sekundę obrazki ! I trwało to dobry kwadrans. Słuchajcie: miałem CAŁE PIĘTNAśCIE MINUT SPOKOJU ! [komentarz forumowicza: "Daj mu jeszcze kanapę, piwo i puść mecz, a będziesz miał wiernego kompana do oglądania meczów w telewizji !"]

Dla mojego Glusia przewrócenie na grzbiet i próba delikatnego podrapamia po brzuszku jest zaproszeniem do zabawy. Koć jest w siódmym niebie, może podgryzać mi delikatnie palce i "walczyć" z moją dłonią odpychając ją energicznie wszystkimi 4 łapkami. Tyle, że przy tym wystawia pazurki...

Jak wiecie Gluś miał we zwyczaju podkradanie różnych drobiazgów, w tym: korków od wanny. Poszedłszy po rozum do głowy kupiłem korek z łańcuszkiem i tenże korek sobie zwisa uwiązany. I teraz wanna stała się ulubionym miejscem zabaw kota...

***




Gluś odszedł 15 maja 2015 roku po długiej chorobie. Mam żal do wetów za nie zdiagnozowanie przyczyny, wynikające tylko i wyłącznie z przedmiotowego podejścia do zwierzęcia i zlekceważenia naszych sugestii. Gdy wreszcie trafiliśmy na dobrego lekarza, było już za późno - ale bądźmy szczerzy: gdyby nawet od początku było wiadomo co i jak, to i tak raczej nie było szans na wyleczenie. Mimo to żal pozostał.

Gluś śpi spokojnie obok Urwisa. Tak właśnie byc powinno.