Koka - drugi pies Juli
Tak o swoim drugim psie pisze Julka:
|
Zimą 2008 roku pożegnaliśmy Ponga - wiekowego bernardyna z zaawansowaną dysplazją stawu biodrowego.
Wysiadły mu łapy, decyzja mogła być tylko jedna... Całą zimę, aż do marca, kojec stał pusty. A później
nastapiła decyzja o kupnie nowego psa. Oczywiście bernardyna w roli stróża posesji. Wypatrzyłam w necie
hodolwę z za Krakowa i pojechaliśmy po psa. Ja z tej okazji nawet nie poszłam do szkoły, ale wtedy
akurat były rekolekcje. Zajechaliśmy na miejsce i okazało sie, że 2 suki wyszczeniły się w mniej
więcej tym samym czasie, ale wśród szczeniąt była tylko jedna mała suczka. Wzieliśmy ją i zakochaliśmy
się w słodkich oczkach i puchatych łapkach.
|
|
Pierwsze spotkanie z labradorką było niespodzinką, bo psinki się od razu polubiły. A mała otrzymała
wdzięczne imie Koka (oczywiście czyj był pomysł ?) Kilka dni później okazało sie, że coś jest jednak
nie tak... Koka nie jadła, nie miała na nic siły, traciła na wadze. Szybka wizyta u weta i diagnoza -
albo parwowiroza, albo robaczyca. Ja płakałam całą noc w poduszkę. Akurat na biologi uczyliśmy się
o pasożytach, więc pierwszy raz w życiu słuchałam lekcji uważnie. Na temat parwowirozy i robaczycy
przeczytałam chyba pół Internetu... Przypuszczenia nt parwo rozwiały się, kiedy pies zwymiotował robakami.
Okazało sie, że właściciel hodowli (którego ze względów grzecznościowych pozwolę sobie nie opisywać)
albo jej podał za słabe środki odrobaczające, albo oszczędzał i nie odrobaczył suki-matki. Tata
przeklinał jak szewc i mówił, że "odda tego psa", ale oczywiście tego nie zrobił. Koka była 2 tygodnie
wożona 2 razy dziennie na kroplówki, dostawała środki wzmacniające i odrobaczniki. Codziennie rano
znajdowałam na jej posłaniu nową "dostawę" w postaci dziesiatek glist. Szkoda mi jej było - nie dość,
że tak cierpiała, to jeszcze z powodu choroby musiała siedzieć w "izolatce" w piwnicy... Podczas
jazdy do weterynarza siedziała mi na kolanach, patrzyła w oczy, jakby chciała powiedzieć: "ratujcie
mnie".
|
|
Decyzja o uśpieniu była blisko. Psu dano czas do soboty. Płakałyśmy z mamą obie, tata chodził
wściekły. Szkoda nam jej było, ale ciężko też było patrzeć na męczącego się szczeniaka. W piątek
wróciłam ze szkoły i poszłam posprzątać w piwnicy. Jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam, że
robali nie było, jedzonko zniknęło, a pies wyglądał dwa razy lepiej !
|
|
Tak więc Koka cudem przeżyła,
choć w wieku niecałych 3 miesięcy ważyła tylko 3 kg (a powinna conajmniej 6-7). Szybko przybrała na
wadze, odzyskała siły. Kiedy przekonaliśmy się, że już nic jej nie jest, mogła bawić sie z Orą.
Wynalazły bardzo ciekawą zabawę: goniły się wokół domu, a kiedy miały dość, Koka skakała Orze do
gardła. Wszędzie, gdzie chodziła Orinoko, tam od razu człapała mała, puchata kulka. Spały razem na
dywanie albo na legowisku. Często chodziłyśmy na spacery - a miny ludzi mijanych na ulicy były bezcenne,
kiedy wołałam: "Chodź do mnie, Kokainko", albo: "Chodź, Koka"
A wspomnę jeszcze, że nasi sąsiedzi mają rottweilerkę Herę. :D
|
|
Koka rosnie jak na drożdżach. Z 3 kg zrobiło sie 70 kg, a Orinoko jest przy niej śmiesznie mała. Tak oto
mała kulka zmieniła się w moją przytulankę XXL. Mogę z nią zrobić wszystko: nawet mieszać jej w misce,
czy wyciągnąć jej kość z pyska zachowując rękę w całości. Po prostu jest moim milutkim misiem do
przytulania. Takiej taryfy ulgowej nie mają wobec niej obcy. Warczy, kiedy ktoś idzie choćby "jej"
stroną drogi. A gdy jakiś obcy pies biegnie ulicą, mam "mały" problem z odciągnięciem jej od bramy.
Strasznie nie lubi zapachu alkoholu, dostaje drgawek ze złości, kiedy na spacerze mijamy jakiegoś pijaczka.
Co mi sie w niej najbardziej podoba ? Chyba jej charakter i oczy. Wygląda, jakby cały czas miała je
podbite Łazi za mną krok w krok, sprawdza kieszenie w poszukiwaniu
czegoś słodkiego, a kiedy nic nie znajdzie - obraża sie i odchodzi. Cały czas sie kręci koło mnie, ociera
sie o nogi, a kiedy siedzę na ławce, słucham muzyki i sie nią nie interesuję (jak ja tak mogę ?), wyrywa
mi słuchawki z uszu i ładuje mi się na kolana, zapominając o swojej wadze. Obecnie spędza całe dnie na
spaniu w kojcu, a wieczorami goni sie po placu z Orą i Vivą. Myślę, że ona miała szczęście, że wyzdrowiała,
a my mamy szczęście, że ją mamy.
|