Mira - pierwszy koń Soni



Mirkę zabieram okresowo do stajni Trot w okresie jakichkolwiek dłużych wakacji od szkoły, żeby mieć ją pod ręką, kiedy sobie spokojnie wakacjuje u Gośki i Tomka. I choć ze złośliwego wobec ludzi konia zmieniła się w potulnego baranka... to koniom ze stajni jej zachowanie wcale nie służy. Jeśli wobec ludzi jest miła, to z kolei wobec innych koni - zupełnie złośliwa. Złośliwa do tego stopnia, że nawet jak jej nie chcę się pić, to pilnuje wody - od tak, żeby inny się nie mógł napić. A jeśli pada srogi deszcz, to nie obchodzi ją nic, że Fuks moknie - ona po prostu nie lubi jego towarzystwa i pod wiatę go nie wpuści, mimo, że jest tam jeszcze miejsca na conajmniej 2 takie konie jak Fuks ! Często goni inne konie (choć swojego synusia - Meteora - nigdy) co kończy się jakimiś kopaninami. Jedyną radą na te jej złośliwe zagrywki jest zasada "oko za oko, ząb za ząb"- czyli jak goni Destę z zębami to potem ja gonię Mirę, tyle tylko, że machając przy tym rękami- muszę się zamieniać w konia stadnego, żeby w tym jej łbie przyswoiło się, żeby wiedziała, iż nie jest pępkiem świata, dla którego wszyscy robią wszystko... Przydałby się tutaj taki koń, który sprowadziłby ją na ziemię. Narazie mieszka na noc w odosobnieniu od Desty.

Poza tym Mira to 11 letnia klacz, którą mam już 6 lat. Jest gniadej maści i bardzo często jabłkowita (Gosia twierdzi, że to zależy od siana... No ale w każdym razie mój koń z reguły ma na sobie mnóstwo ciemnych plamek). Mój ojciec wypatrzył ją kiedyś na targowisku. To miał być mój pierwszy koń, wyproszony u rodziców przez conajmniej 2 lata i dla którego poświęciłam swoją dotychczasową szkołę, zgadzając się na przeprowadzkę, której wczęsniej nijak rodzice nie umieli we mnie wmusić. No ale... dla konia ? Jak ją zobaczyłam to się w niej zakochałam od razu. Miała takie oczy... Takie bardzo mądre oczy... Jak to mówią - serce nie sługa.




W domu okazało się, że to nie koń, tylko potwór, że gryzie, kopie i przyciska całym swoim cielskiem ludzi do ściany. Nie daje nóg do czyszczenia, nie bierze wędzidła, nie reaguje na łydkę, a zatrzymuje sie od słowa "prrt" niezależnie czy jest to stęp, czy galop. Poza tym pierwsze wsiadanie uskutecznione przez mojego ówczesnego trenera zakończyło się jakimś pokaźnym dębem ze strony Miry i dosyć efektownym upadkiem jeźdzca. Ależ koń ! W sam raz dla 11-letniej dziewczynki... No po prostu marzenie!

O Jezu, jak ja płakałam nocami rodzicom, żeby tego potwora sprzedali. Że ja nie chcę takiego konia, że mam go serdecznie dosyć, że ten koń mnie nie lubi i jest wręcz dla mnie złośliwy. Rodzice uparli się jak nic, że koń zostaje. Chciałam konia ? No to mam konia! I powinnam się z nim zaprzyjaźnić... Zaprzyjaźnianie się z Mira polegało na długotrwałym przesiadywaniu w jej boksie i wpatrywaniu się w te jej mądre oczy. Już mi było strasznie zimno od kamiennego murku, a do tego wszystkiego wcale niełatwo było opuścić jej boks, kiedy już się tam było. Bo ten koń zwyczajnie w świecie człowieka wypuścić stamtąd nie chciał. Siedziałam więc w tym boksie i siedziałam, i siedziałam... I chlipałam temu koniowi tam, łzy takie mi leciały z oczu. No... podobno płacz nie pomaga ?? W jej przypadku bardzo zmiękczył serce złośliwego zwierzaka. Była zlośliwa, bo już od dawna wyznawała zasadę - albo oni mi coś zrobią, albo ja im. Koń za 3000zł z targowiska w wieku 5 lat już ze stażem 5 włascicieli... No bajeczka... Od chlipania w boksie konia i litości Miry, która przyszła się do mnie przytulić, zaczęła się nasza przyjaźń, która trwa do dziś. Zawsze wydawało mi się, że traktuje mnie jak swojego źrebaka. Czasem godzinami wylizywała mi sweter, albo popychała mnie nosem. No po prostu trafiłam pod jej opiekę. Wszyscy inni mieli do niej zakaz wstępu, bo gryzła i rzucała się z zębami, ale ja byłam święta. Do tego stopnia, że nawet kiedy chciała się na mnie rzucić z zębami, to i tak atak zawsze kończył się jakimś potulnym wylizaniem mi ręki. Zawsze potrafiła się przy mnie opanować...




... No i zwiedziłyśmy kawałek świata. Jeździłyśmy sobie zawody w skokach, zebrałyśmy kilka pucharów w amatorskich różnego rodzaju mistrzostwach. Wygrałyśmy nawet jednego hubertusa, mimo, że szybkością Mira nigdy nie grzeszyła - to taki leń raczej jest. Potem przyszła pierwsza choroba - COPD. Rok rehabilitacji konia. I tym razem płakałam mamie w rękaw, że za nic świecie nie chcę, żeby tego konia sprzedawali ! Wybudowaliśmy jej specjalny boks... a później wszystko powoli wracało do normy. 2 lata spokoju i problemy z nogami - jakie mam do dziś. Szpat, zapalenie stawu pęcinowego... No i wychodzi z niej ochwat, przebyty dawno, zanim ją jeszcze kupiłam. Właśnie złe skątowanie nogi plus słabe ścięgna - wszystko prowadzi do tego, że Mira teraz człapie sobie po padoku stępem. Czasem zaklusuje i wtedy widać jak ciężko jest jej zginać tylną nogę, w której ma już dosyć zaawansowanego szpata.

Ale nie sprzedam jej. I nigdy nie zamierzam tego robić. To jest koń, przy którym się wychowałam, koń który zrobił dla mnie tak wiele, jak żaden inny człowiek na świecie. Prawdziwy koń - przyjaciel. Nigdy bym się po niej tego nie spodziewała, zwłaszcza, kiedy zaczynałyśmy swoją znajomość... Ale teraz jest to naprawdę przyjaźn ogromna. Przyjaźń przezwyciężająca tak wiele, wiele trudności w życiu. Takiej przyjaźni nie znajdę u żadnego innego konia, zdrowego, pięknego, rasowego... Tylko w moim niziutkim, złośliwym gryzoniu ze swoimi wiecznymi humorkami !





***

Dodane 19.10.2011:

Ostatnio wraz z Sonią odkryliśmy, że mimo, iż kilka jej dawnych blogów wydawało się na zawsze "odejść do Krainy Wiecznych Łowów" wiele lat temu, to jednak ślady po nich istnieją w archiwach Internetu do dziś. Oto mała pamiątka z baaardzo młodzieńczych czasów Soni:

Dla Miry...
Twoje imię znaczy dziwna
Zupełnie inna
Czasem myśle że ty właśnie taka jesteś
Nie nawidzisz ludzi choć nie wszystkich

Mogłabym tak siedzieć u ciebie dniami
Wtulać się w twe futerko nocami
Głaskać miękkie aksamitne chrapy
Patrzeć jak myślisz o świecie zza krat

A jednak nie zawsze to tolerujesz
Często mnie po prostu nie przytulasz
Nie dbasz o to czy ktoś cie lubi
Bo przecież tak nie nawidzisz ludzi

A gdy patrzę w te smutne twe oczęta
Zadziwia mnie to że jesteś taka dzieciąca
Kiedy jesteśmy same wolałabym aby to trwało wiecznie
A przecież to nie tak jak we śnie

Wszytko dalej toczyć musi się
Czy z ludźmi czy bez ja kocham cię
I ty o tym wiesz
I wiem ze ty nie zawiedziesz mnie

Czasem jesteś jak matka
Przezorna, jakbym miała tylko dwa latka
Bronisz mnie jak swoje dziecko
Ale to nie jest wszystko

Ty przecież uwielbiasz szczęście mi sprawiać
Potrafisz się bardzo starać
Aby dogonić lisią kitę w pełnym cwale
Aby w skokach nie być ostatnią wcale

Uwielbiasz spokój i ptaków śpiew
Słuchać melodi muzyki wnet
Masz wtedy dusze jak Anioł
Kiedy ludzie zostawiają cie ze mną samą

Dominacja to twój żywioł bez wątpienia
I nie potrzebujesz do tego szkolenia
W stajni każdy twe imie zna
I mówią uważaj Ta gryzie własnie Ta

Ale czy to nie ze strachu czasem
Czy nie potraktował cię ktoś mocno batem
Czy to nie wiąże się z obawą bólu
Że ktoś kiedyś poniósł rękę wobec mojego cudu...

***

Jak wieczorna gwiazda-Moja Mirka

Kiedy patrzę w gwiazdy odbicie twe widzę...
Wzrok gdzieś daleko utkwiony...
Szuka, tęskni do jakieś osoby...
Wyobrażam sobie, iż ja tą osobą,
Osobą za którą tęsknisz...

Ja ? Ja tęsknię, tęsknię do ciebie...
Kiedy Cię nie ma, smutek ogarnia...
Kiedy zaś jesteś, radość otacza...
Lubię kiedy na mnie patrzysz...
Kiedy rżysz na powitanie...
Oczkami świecisz, czasami się złościsz...
Lubię patrzeć na ciebie...
Oprzeć się o drzwi boksu i czuć jak delikatnie...
Delikatnie chrapami obwąchujesz moje włosy i patrzysz w tę...
Tę samą stronę...

Jesteś ukojeniem, sprawiasz iż radość mnie wita...
Jesteś przyjacielem, problemów mych słuchasz...
Jesteś szczęściem, gdyż mnie uszczęśliwiasz...
Partnerem życia, gdyż ze mną przez nie idziesz...
Jesteś towarzyszem, gdyż zawsze ze mną jesteś...
Jesteś miłością, gdyż w tobie moja nadzieja...
Jesteś przyjaźnią, gdyż przyjaciół potężniejszych od Ciebie nie ma...
Jesteś i byłaś i zawsze będziesz mieszkańcem serca....

Jakiego pytasz ? Mojego...

Gdy patrzę na gwiazdy, widzę nas razem...
Razem w galopie przez step i łąki...
W cwale, w złocistym zborzu...
W skoku w terenie i na parkurze...
Na czworoboku w rytmie muzyki...
I przy wietrze, razem na wzgórzu...
Przy zachodzie słońca nad plażą i morzem...

W boksie twoim przy gwiazdach i księżycu...
Gdy opieram się o drzwi a ty patrzysz tam gdzie ja i jesteś...
Jesteś przy mnie...

Gdy patrzę w księżyc zaś...
Widzę twe oczy, za kimś tęsknią...
Za mną tęsknisz ? Czy to złudzenie tylko moje...
Myślę że za mną, bo ja, za tobą !
Bo kocham cię mocno i kochałam...

Po przez przeznaczenie cię spotkałam...
Byłaś zawsze panią moją, a może ja twoją ?
Wiem jednak że gdy cię ujżałam...
"Tego konia chcę !" W sercu i duszy...
Pomyślałam...

Jesteś moim marzeniem, a może jego spełnieniem ?
Jesteś koniem moim, lub ja jeźdzcem twoim ?

Jedno wiem i wiedzieć będę...
Kocham cię...
A gdy patrzę, w gwiazdy, księżyc, zachód słońca... wschód...

We wszytsko co warte, złote czy się mieni, co mogłoby mieć wartość równą tobie...

Przypominasz mi się ty !

Tą gwiazdką z nieba, księżycem, słońcem w czerwieni skąpanym i w porannej mgle kąpieli....

Jesteś tak piękna i cudowna, tak delikatna i radosna... tak prawdziwa i realna że az wierzyć się nie chce...

Że przyjacielem mym jesteś....

Sama nie wiem czy wartość twoja może się równać mojej...

Kocham cię ! Kochanie moje....