Tara - kary tuptuś Juli



Tara to 8 letnia klacz rasy śląskiej. Matką Tary jest klacz śląska Bawaria, a ojcem wielki, potężny i piękny Tramer. Uratowana przed śmiercią głodową przez Dominikę i jej siostrę Olę z upadłej stajni, a następnie odkupiona prze Julę jako towarzyszka dla Amberki. Od dłuższego czasu Jula myślała o jakimś towarzystwie dla rudej, a jeśli dodać do tego, że jej siostra Paula zaczęła przejawiać zainteresowanie końmi, to zakup kozy raczej nie wchodził w grę ;)



Jula pisała: "Tarę znalazłam na ogłoszeniach Re-Volty. Kara,niezbyt wysoka... idealna dla młodej. Po pierwszym spotkaniu odniosłam wrażenie, że to po prostu 700 kg spokoju, przytulasa i tuptusia. Do przyczepy weszła bez problemu, nic sobie nie robiła z ciężkiej podróży górskimi uliczkami. Na miejscu wyszła na wybieg, powąchała się z resztą stada i właściwie to jedyny przejaw jej zainteresowania nowymi koleżankami. W obejściu okazała się spokojnym przytulaskiem, ale z własnym zdaniem i własną wizją świata. Popisuje się inteligencją na każdym kroku, a to jak ukraść coś z kolacji innym koniom, a to wie doskonale, kiedy pastuch jest wyłączony i niczym zwinna baletnica śmiga nad sznurkami. Wystarczy, że wejdę do stajni, a jako pierwsza wystawia łeb z boksu, jakby chciała powiedzieć: 'No, wreszcie... Gdzie moje śniadanie ?"



"Na szczęście inteligencja przedkłada się również na treningi. Pierwsze wsiadania odbyły się bezboleśnie, a przekonawszy się, że nikt jej nie zje, po prostu po swojemu zaczyna robić swoje. Już na drugiej samodzielnej jeździe opanowała dodania w kłusie, dzielnie wymachując nóżkami niczym Totillas (nieco gruby Totillas...) Od początku przy tym wiedziała, że najlepiej się chodzi z łbem w dole. Za to drugie jestem jej bardzo wdzięczna, bo nie wyobrażam sobie trzymać takiego wielkiego łba na rękach i prosić się, żeby łaskawie go obniżyła bez wyrywania mi rąk z barków..."



"Pierwsze tereny wspólnie z Amber można uznać za bardzo udane. Trochę sie stresowałam, sadzając Karolę na rudą, a sama jadąc na Tarze. Jedna zrywna i nad wyraz pomysłowa, druga ciężka, tuptająca, ale jeszcze do końca nie poznana. Moje obawy okazały się bezpodstawne. Tara dzielnie maszerowała za dużo szybszą i chudszą koleżanką, weszła bez problemu do wody, by pomoczyć nóżki, a gdy ruda miała fochy co do dalszej jazdy ('Nie wejdę tam i już !'), po prostu ją wyprzedziła, maszerując jako koń czołowy. Wychodzi natomiast (niestety) jej uraz na tle jedzenia. Tara zjadłaby miotłę stajenną i wszystko inne wokół. Nieraz się dziwię, jak można w sekundę pochłonąć swoją marchewkę, a potem jeszcze ukraść pół marchewki Amber prosto z jej pyska... :)"