O agresji u koni




czyli: skąd się bierze i co z tym robić

20.10.2015


Co robić, gdy koń atakuje człowieka lub inne konie w stadzie ? Dobre pytanie... Niestety zęby i kopyta bywają między końmi po prostu środkiem komunikacji, a czasem, zupełnie przypadkowo, wymiana poglądów między nimi może skończyć się poważnymi urazami. Pozostawmy jednakże kwestie ustalania sobie relacji wzajemnych w stadzie, walki o przywództwo, opartą na hormonach nadpobudliwość ogierów, czy przypadki, w których jakiś koń ze skrzywioną psychiką z uporem maniaka i bez żadnych ważnych z końskiego punktu widzenia powodów atakuje współtowarzyszy. Zastanówmy się nad zachowaniami agresywnymi, z jakimi często mają do czynienia zwyczajni właściciele zwyczajnych koni. Takie zachowania to rzecz niestety często lekceważona przez niejednego właściciela konia. W tego typu sytuacjach człowiek w taki, czy inny sposób próbuje sobie z lepszym lub gorszym skutkiem dać radę ze swoim rumakiem; o wiele gorzej, gdy powody do narzekań mają także inni pensjonariusze stajenni - szczególnie, gdy np. rany zadane ich koniom przez agresora na długie tygodnie wyłączają je z jazd. Jeszcze gorzej, gdy taki agresor rzuca się na ludzi...



Pozwolę sobie zacytować znamienny fragment pewnej dyskusji forumowej:

A: "Zajmuję się 7 letnim wałachem, który nie jest mój. W przeszłości był bity, nie lubi ludzi. Gdy chcę go zabrać z padoku, ucieka i kładzie uszy. Gdy widzi smakołyki, próbuje też atakować inne konie. Z powodu nieprzyjemnego charakteru koń nie chodzi pod siodłem. Puszczony na round pen jest agresywny i nie mogę przeprowadzić join-up. Na lonży również zachowuje się agresywnie. Jest jednocześnie bardzo płochliwy i nieufny. Pewnego dnia, gdy chciałam go pogonić, klepnęłam go w łopatkę, a koń mi oddał – i teraz mam wielkiego sińca. Co robić, gdy wałach atakuje? Dodam, że jeżdżę w innej, dobrej stajni, do tej przychodzę tylko ze względu na tego konia.

B: "Podsumujmy twoją wypowiedź. Jeździsz w drugiej, dobrej stajni, a do tej przychodzisz, by opiekować się super agresywnym i niebezpiecznym wałachem, który atakuje ludzi, gryzie ich i stwarza szereg innych problemów. Nie chodzi pod siodłem, nie pracuje w bryczce, nie jest lonżowany – po prostu sobie żyje. Zadajmy więc pytanie: czemu chcesz się tym koniem zajmować ? Za każdym razem narażasz się na ogromne niebezpieczeństwo, a nieprzyjemna opuchlizna na ramieniu to nic w porównaniu z tym, co agresywny koń może zrobić człowiekowi. Jednocześnie nie musisz z nim pracować, bo masz dostęp do spokojnych koni, które lubią ludzi. Co więcej, ten koń ciebie nie znosi i nie chce spędzać czasu ani z tobą, ani z innym człowiekiem. Zmuszasz więc konia do nieudanej pracy, narażając przy tym siebie na niebezpieczeństwo. (...) Pozwól temu koniowi żyć tak, jak żył dotąd. Ma przecież jedzenie, schronienie, przyjaciół na padoku. To dobre życie. Może kiedyś zostanie sprzedany i jeśli będzie miał szczęście, trafi do takiej samej pasjonatki jak Ty, tylko z większym doświadczeniem. Ty w tej chwili nie możesz jednak nic zrobić, nie ryzykując swoim zdrowiem."


Gdy przeczytałem ten tekst, przypomniała mi się taka oto anegdotka: "Wiesz, co to są "uczucia ambiwalentne" ? To jest to, co czujesz, gdy Twoja teściowa spada w przepaść Twoim nowym samochodem". To samo czułem czytając powyższy dialog. Podsumowanie wypowiedzi osoby A przez osobę B jest trafne, pytanie "po co Ci to" celne, ale konkluzja - prosze o wybaczenie: po prostu nonsensowna. "Nicnierobienie" sprawi, że z czasem będzie tylko gorzej.

Koń bywa agresywny najczęściej z dwóch powodów: jest albo wyjątkowo pewny siebie i próbuje zdominować wszystko, co się wokół rusza i przed nim na drzewo nie ucieka, albo wręcz przeciwnie: jest niepewny siebie i próbuje się bronić, strasząc lub atakując na zasadzie "atak najlepszą obroną". Koń agresywny kładzie uszy pładko po sobie, ale powody tej agresji mogą byc różne. To trochę jak z psem: pies macha ogonem, gdy cię lubi, ale macha też, gdy jest niepewny tego, co będzie dalej. Pies machający może albo Cię w końcu polizać po ręce, albo w tą rękę ugryźć, a koń - albo ugryzie, albo odbiegnie. Porównanie z psami jest tu wbrew pozorom na miejscu także dlatego, że tak, jak są psy, które potrafią zdominować wszystkich domowników, tak też są konie, które potrafią ostrymi metodami podporządkować sobie swoje stado i bywających w stajni ludzi. Różnica polega na tym, że pies raz a dobrze "ustawiony" przez właściciela zapamięta swoje miejsce w ministadzie" na całe życie, koń natomiast - tylko na trochę. Koń to z natury ciekawski kombinator. Każdy normalny koń podchodzi chętnie do człowieka z ciekawości. Wchodząc narusza "strefę intymną" człowieka - taką samą, jaką konie w stadzie starają się sobie zawsze zapewnić (to ok. 3 metry - dystans, na który dopuszczane są tylko konie zaprzyjażnione). To samo w sobie już jest wstępm do dominacji. Koń podchodząc "za blisko" do człowieka już narusza "koński kodeks postępowania", więc czuje się panem sytuacji. Obwąchuje, po chwili zaczyna podskubywać, łapać za włosy, odzież, staje się coraz bardziej natarczywy. Jeśli się tego nie ukróci, może (choć nie musi) skończyć się to "łobuzerką" w jego wykonaniu, to jest: coraz dobitniejszym okazywaniem swej wyższości i w ten sposób umacnianiem jej. To zaś niekiedy może zakończyć się agresją.

Problem polega na tym, że takie bliskie spotkania konikowo-ludzkie sa na porządku dziennym, obcowanie więc z końmi to coś w rodzaju codziennej przepychanki, pokazywania sobie nawzajem, kto tu rządzi. I wystarczy dosłownie chwila nieuwagi, byśmy stracili swoją wyższą pozycję przewodnika względem naszego rumaka. Oczywiście na ogół niczym poważnym w naszych relacjach wzajemnych to nie grozi - ale: do czasu... Dlatego trzeba zwracac uwagę na co dzień, w jaki sposób nasz koń odnosi się do nas i odpowiednio interpretować różne drobne sygnały. Trzeba od razu i zdecydowanie reagowac nie tylko na oczywiste próby dominacji, takie jak np. podszczypywanie, ale tez na to, jak zachowuje się koń przez nas prowadzony. Na poniższym rysunku na schemacie pierwszym z lewej widać prowadzenie konia z pozycji "konia alfa", zwierzchnika. Człowiek staje się "szefem stada", wyznacza kierunek, w którym idzie całe "stado" (czyli on i jego koń). Drugi schemat przedstawia też nie najgorszy układ: człowiek pogania, a więc zmusza do ruchu w okresloną (choć gorzej, niż na schemacie 1) stronę. To są odzwierciedlenia relacji stadnych między silniejszym i słabszym koniem. Silniejszy nadaje kierunek grupie lub pogania/przepędza słabszego. Ostatni schemat pokazuje najczęstszy błąd: człowiek idzie na wysokości łopatki konia. A raczej: koń wyprzedza człowieka, stając się przewodnikiem i szefem grupy. Gdy więc prowadzimy koń próbuje nas wyprzedzać, nie powinniśmy do tego dopuścić. Jak ? A choćby powstrzymując go szybkim, lekkim szarpnięciem za uwiąz, albo używając łokcia do dania mu "sójki" w klatkę piersiową - tu pamiętać trzeba, żeby reakcje były natychmiastowe, spóźnienie się o tylko kilka sekund spowoduje, że zwierzę nie skojarzy skarcenia ze swoim zachowaniem.



Tak samo jest wążną pozycja cżłowieka podczas lonżowania: ponieważ zajęcie pozycji lekko wyprzedzającej to jakby zastawianie koniowi drogi, a więc zatrzymywanie go (co w oczywisty sposób jest zaprzeczeniem lonżowania), więc możemy tylko starać się zachować "tylną" pozycję dominującą. Starajmy się zawsze być jakby z tyłu konia, nie stojąc w miejscu, lecz chodząc po małym kole za zwierzęciem.



Stosunki wzajemne w ogóle najlepiej ustanawiać sobie z ziemi. Tu doskonale sprawdzają się wszelkie metody naturalne w rodzaju np. szkoły Parellego. W tym systemie podstawy (poziomy 1 i 2) wymagają opanowania takich zachowań, które związane są z odsyłaniem konia. Rozwój "umiejętności przywódczych" człowieka jest tu zgodny z w pełni przez konia rozumianymi zachowaniami stadnymi i dominacją. Najpierw ustalamy sobie relacje wzajemne, potem idziemy dalej. W miarę ustawiania sobie właściwych relacji możemy oprócz słynnych 7 Gier kombinować własne "zabawy" z koniem. Poćwiczmy na przykład nieoczekiwane zatrzymywanie się w miejscu podczas prowadzenia konia za sobą. Niech zwierzak wie, że zawsze musi zachować uwagę. Każde dotknięcie łopatką lub klatką piersiową naszych pleców powinno kończyć się lekkim skarceniem konia łokniem i zmuszeniem go w ten sposób do choćby niewielkiego odsunięcia się. Możemy także robić w ramach ćwiczeń szybkie zwroty o 90 lub 180 stopni. Pamiętajmy, że po kilku prawidłowych wykonaniach takich ćwiczeń koniowi należy się nagroda, a najlepszą jest zatrzymanie się i kilkanaście sekund świętego spokoju. Dobrze ktoś to określił: "Nauczenie się stanowczości, prawidłowego używania faz a następnie zrównoważenie ich zabawą Friendly Game jest kluczem do sukcesu. Musisz te składniki zrównoważyć ponieważ jeśli popadniesz w agresję koń przestanie cię lubić i jego zachowanie jeszcze bardziej się pogorszy. "

"Naturalsi" często stosują pracę na round penie, która to technika jest podporządkowana sposobowi komunikacji zrozumiałemu dla kon. Doskonale wstęp do takiej pracy opisuje to Monty Roberts w zakończeniu swojej pierwszej książki pt. "Człowiek, który słucha koni" i lekturę tą polecam, nie zamierzając przy tym przepisywać jej tutaj ;). Jest to metoda skuteczna i na ogół (choć nie zawsze !) bezpieczna dla człowieka. Zgrabnie to opisał jeden z naszych dawniejszych znajomych: "Rozmawianie z koniem w jego języku łatwo powoduje, że koń nam w takim samym języku odpowie - czasami gryząc, włażąc na nas lub kopiąc, co w 'końskim języku' oznacza mniej więcej wykrzykniki. Zwłaszcza wszelkie ćwiczenia polegające na ustępowaniu od nacisku (fizycznego lub psychicznego) mogą na początku skończyć się poważną awanturą. Z nieznanym koniem, nawet uważnie go obserwując bardzo łatwo przycisnąć troszkę za mocno, i wtedy koń z np. cofania potrafi zrobić "dęba" albo zamiast ustąpić od nacisku palca w bok wręcz przeciwnie - zacznie się na nas pchać, może przewrócić i przy okazji podeptać. Dzieje się tak najczęściej na samym początku ćwiczenia, albo gdy konisko za bardzo się nim znuży: np. cofa ładnie kilka kroków i nagle się zatrzymuje. Wtedy jeśli zdecydujemy, ze musi pójść jeszcze krok dalej nasz zwierzaczek może nam wykrzyczeć "nie mam ochoty !" oczywiście za pomocą gryzienia etc. Trzeba pamiętać, że praca z ziemi może powodować inne reakcje na to samo ćwiczenie, niż praca z siodła. Cofanie w siodle nic szczególnego dla konia nie oznacza - ot, takie ćwiczenie. Natomiast jeśli zażądamy cofania z ziemi, językiem gestów, to dla konia ma to jednoznaczne znaczenie 'kulturowe' - oto inny koń usiłuje wymóc na nim gest podporządkowania. Zwłaszcza ogiery są na to wrażliwe - dla dorosłego ogiera naturalne miejsce w stadzie jest tylko na szczycie, albo w ogóle poza stadem, więc stawka jest wysoka. Po niedługim czasie, jak poznamy reakcje naszego konia, zabawa staje się dużo bezpieczniejsza, no a jak uda się ustalić hierarchię, to już sama przyjemność !"



Atak, jak wiadomo, jest najlepszą obroną. Dlatego zachowania agresywne obsewuje sie także u zwierząt słabszych. Nie wynika to z chęci dominowania, ale wręcz przeciwnie, ze swego rodzaju "profilaktyki". Koń niepewny siebie, płochliwy, nadwrażliwy w towarzystwie innych koni będzie bardzo bronić swej osobistej strefy po to, żeby nie narażać się na próby dominacji innych zwierząt. Widuje się to u większości koni, z natury rzeczy płochliwych. Wiele książek o koniach wspomina o tym, że każde zwierzę ma wokół siebie wspomnianą trzymetrową "przestrzeń zastrzeżoną", do któej dopuszcza tylko najbardziej zaprzyjaźnionych współtowarzyszy. Odganianie niepożądanych koni to obrona, która może brać się z obaw. To przenosi się także na naruszających tą strefę ludzi (zwykle obcych), co interpretowane jest przez nich jako złośliwość, czy agresja. Ludzie reagują na to zwykle równie ostro, co z kolei prowadzi do eskalacji napięć. Mało kto wśród ludzi dostrzega i bierze pod uwagę prawdziwą przyczynę napastliwości, czyli zwierzęcą obawę o siebie. Mało kto też jest w stanie bezproblemowo przyjąć informację, że takie objawy agresji (np. zbliżanie się konia z uszami "po sobie", czy odwracanie tyłem do człowieka z zadnią nogą gotową do "strzału" to na ogół tylko i wyłącznie ostrzeżenie - choć oczywiście w każdej chwili może przerodzić się w akcję bojową.

W takich przypadkach podstawą zdaje się być wagon spokoju i cierpliwości. Absolutnie nie jest właściwym ostre karanie konia. Oczywiście niestosowne zachowania karcić trzeba, ale "po końskiemu", a nie po ludzku (Już kiedyś pisałem, jak nasz znajomy kowal, odganiany przez uwiązanego konia "straszącym" machaniem tylnej nogi, ze stoickim spokojem, bez agresji i lekko, choć dla zwierzęcia odczuwalnie, kopnął go także, flegmatycznie oświadczając: "Ja też potrafię kopać !" Zwierzaczek w efekcie do końca całej procedury rozczyszczania stał cichutko i grzecznie jak baranek. Sam kopiąc, zrozumiał kopnięcie.) Uregulować sobie stosunki wzajemne warto - i robi się to dokładnie tak samo, choć z bardziej "przyjaznym" nastawieniem i większą dozą cierpliwości. Z nauk Parellego zasadne wydaje się stosowanie "Friendly Game". Poprzez stopniowe "odczulanie" konia nauczymy go, że nie ma się czego bać i że nasza bliskość to rzecz zwyczajna, dająca się zaakceptrować. Natomiast absolutnie nie ma co takiemo koniowi schodzić z drogi, bo wówczas umacnia się w nim przekonanie, że stosowane przez niego techniki dają doskonały efekt i warto jest stosować je dalej, w dodatku w bardziej - nomen omen - DOBITNY sposób. No i nie ma jednak co liczyć na to, że u konia pełnego obaw zmienimy całkiem charakter. "Pierwotne instynkty" zawsze mogą dojść do głosu, zwłaszcza w okolicznościach, które koniowi się kojarzą z koniecznością reakcji "postraszeniowo-obronnej". Za to na pewno pełen obaw koń, u którego "spacyfikujemy" te reakcje obronne, stanie się bardziej pewnym siebie i... zacznie się z nami bawić w ustalanie dominacji. Błędne koło ? Nie, po prostu typowe końskie zachowania :)

Wertując internet w poszukiwaniu ciekawych wypowiedzi w temacie, znalazłem tekst, z którego pochodzi wprost kilka poniższych, wartych przemyslenia zdań, mówiących o rzeczach ważnych podczas ustalania sobie relacji wzajemnych z koniem:

* "Naucz się jak konie czują, myślą, działają i jak się bawią. Musisz się dowiedzieć, co jest dla nich ważne, co motywuje ich działania, jakie są ich potrzeby. Potrzeby koni, będących zwierzętami uciekającymi są krańcowo różne od potrzeb innych zwierząt."
* "Bądź prowokacyjny. To znaczy, że zamiast podczas swoich spotkań z koniem wciąż robić to samo, zacznij rozwijać wyobraźnię i stawiaj przed sobą i przed swoim koniem wyzwania, które nadają cel zadaniom a także pomogą rozwinąć umiejętności porozumienia, czucie, wyczucie czasu i równowagę."
* "Bądź postępowy. Nie daj się złapać rutynie. Jeśli chcesz stać się człowiekiem, z którym twój koń pragnie przebywać, będziesz musiał się trochę pouczyć."
* "Zdobądź wiedzę na temat zdrowia końskiego, pielęgnacji zębów, żywienia, pielęgnacji kopyt, dopasowywania siodeł, itp. W dzisiejszym świecie jest wiele cennych wiadomości na wyciągnięcie ręki. Sztuka w tym, by wiedzieć, co wybrać."

Czysta prawda...

Dominacja i agresja to jednak coś, co występuje nie tylko u koni-bossów i koni-wypłoszów (przesadzam, wiem :) ) Trzeba wspomnieć i o tym że zachowania dominacyjno-agresywne mogą też brać się stąd, że człowiek nieraz zaburza hierarchię stada, np. jadąc w zastępie jako prowadzący na koniu o słabszej pozycji w grupie. Wreszcie: agresja nierzadko może miec podłoże czysto fizyczne, związane z jakąś dolegliwością, bólem, dyskomfotrem. Problemy z kręgosłupem, nogami, niedopasowanym i ugniatającym boleśnie grzbiet siodłem - to wszystko może sprawić, że koń zacznie być coraz bardziej wrogo nastawiony do człowieka, który kojarzy mu się z jazdą, a więc większym bólem, wzmożonym przez nacisk jeźdźca na grzbiet, czy nogi. W tym momencie przypomina mi się sytuacja sprzed kilkunastu lat, gdy jeden z tułowickich koni, Grzech, tygodniami stawał się coraz bardziej wredny wobec małego wówczas Fuksa, potem wobec innych koni, a w końcu i względem ludzi aż do czasu, gdy okazało się, że po prostu ma ropę w kopycie... Takim samym powodem moga być złe warunki bytowe - np. głód, brak ściółki w boksie, notoryczne nie wypuszczanie na wybieg, narażenie na obecność innych, jeszcze bardziej agresywnych koni itp. To wszystko powoduje u konia i poważny dyskomfort psychiczny, i nierzadko ukryte choroby (np. bóle reumatyczne, problemy pokarmowe, mikrourazy), z których na ogół nie zdajemy sobie sprawy. Jeśli ktoś bierze na jazdy konia ewidentnie chorego (a są "takie syny", kóre robią to mimo świadomości choroby), niech liczy się z możliwością narastającego buntu. Jeśli w stadzie jest koń-świr, tłukący non-stop inne konie, to generalnie wszystkie one mogą zacząć zdradzać objawy quasi-agresji wynikającej z chęci obrony i zapewnienia sobie maksymalnego spokoju. Itd., itp., przykłady można by mnożyć.



Jak widać powody agresji mogą by różne... A morał z tego tekstu ? Problemy z agresją u koni bardzo często wynikają bezpośrednio lub pośrednio albo z nieodpowiedniego ich traktowania przez człowieka, albo z ludzkiej niewiedzy, skutkującej nieumiejętnością poradzenia sobie z problemem. Warto być tego świadomym.



Zródła:

http://konnacafe.pl/index.php?id=wpno3
http://www.parelli-info.waw.pl/articles.php?article_id=53
http://www.stajenka.fora.pl/boks-1-biegalnia,3/agresywny-kon,3435.html
http://www.naszaszkapa.pl/vademecum/instrukcja/kon_atakuje.html