Horse power 2




czyli: o koniach jako silnikach - część 2

01.05.2013


Ten tekst jest kontynuacją dośc już leciwego tekstu z naszej strony pt. "Żywe silniki". Udało mi się bowiem odnaleźć kilka ciekawych informacji i starych fotografii "promów koniem napędzanych", które chciałbym tu przedstawić. Zacznijmy tymi samymi, co przed kilku laty, słowami: "Zanim opracowano technologię pozwalającą na budowę mostów, podstawowym sposobem przekraczania większych rzek były oczywiście łodzie i promy - wiosłowe i żaglowe. (...) Niestety poważną wadą była ich "niewiarygodność": wiatry często wiały ze złego kierunku, z nieodpowiednią siłą lub po prostu nie wiały, gdy było to potrzebne. Z kolei napędzanie w takich niesprzyjających okolicznościach większych łodzi wiosłami było dla ludzi sporym wysiłkiem, a silników w dawnych czasach przeciez znano... " Wynalazkiem, który uniezależniał transport wodny od pogody i siły ludzkich rąk, pozwalał na niezłą wydajność oraz był niedrogi w budowie i eksploatacji była łódź napędzana przez konie.

Pierwsze próby budowy takich łodzi podejmowano już w latach 1600. Prawdopodobnie pierwszą zbudował około roku 1680 w Anglii jeden z kuzynów króla Karola II. Pełniła ona służbę w jednym z portów Royal Navy jako pchacz (to takie przeciwieństwo holownika, mały statek o dużej mocy napędowej, którego zadaniem jest np. dopychanie wielkich statków do nadbrzeża lub pchanie barek). W 1730 roku francuski wynalazca Maurice de Saxe (na dworze Stanisława Augusta Poniatowskiego znany jako Maurycy Saski, a tak naprawdę Moritz Graf von Sachsen, Niemiec w służbie francuskiej, późniejszy marszałek, znany z siły, witalności i rozpusty kawaler polskiego Orderu Orła Białego) też przygotował plany takiej łodzi. Jednak w Europie ten wynalazek się nie przyjął, gdyż większość tutejszych krajów miała już niezły system dróg, mostów i kanałów, po których od wieków kursowały regularnie tradycyjne łodzie żaglowe. Europa miała też sporo ludności, a więc i rąk do pracy na łodziach wiosłowych. Tego jednak wciąż jeszcze nie miała Ameryka - tam więc konikowe promy przyjęły się dość szybko.



W Stanach Zjednoczonych łodzie napędzane końmi i łodzie napędzane parą weszły w użycie praktycznie jednocześnie, a działo się to na przełomie lat 1780/1790s. Na pełen sukces komercyjny trzeba było jeszcze poczekać około 20 lat. Łodzie parowe w owym czasie były mocno udoskonalane, jednak wcale nie wyparły promów "końskich" - wręcz przeciwnie, wytworzyła sie między tymi wynalazkami swoista konkurencja, trend do stałego ulepszania obu form transportu wodnego. Rząd krajowy i lokalne organy władzy starały się stworzyć sprzyjające warunki do szybkiego rozwoju technologii parowej. Udzielały np. długoterminowego monopolu na wykorzystanie szlaków wodnych tym wynalazcom lub biznesmenom, którzy byli w stanie założyć i prowadzić firmy zajmujące się regularnymi usługami przewozowymi z użyciem parowców. Inni chcąc świadczyć podobne usługi nie byli w stanie przełamać takich "leglnych monopoli" parowych, więc po prostu nie mieli innego wyjścia, jak szukać innych źródeł napędu. Alternatywą mogły być tylko konie.



Konie i łodzie ich siłą napędzane miały jedną ogromną zaletę: niskie koszty. W tym czasie budowa średniej wielkości parowca oznaczała wydatek rzędu 30.000 dolarów - była to kwota naówczas astronomiczna ! Budowa promu "końskiego", koni i stajni na nadbrzeżu kosztowała prawie 3 razy mniej - około 12.000 dolarów. To oczywiście przekładało się na późniejsze opłaty za przewóz. Nie dziwota więc, że "końskie" promy były bardziej popularne wśród podróżnych - tym bardziej, że pływały prawie tak samo szybko. W Nowym Jorku całkiem nieźle konkurowały z parowcami, wożąc ludzi z dolnego Manhattanu na Brooklyn i do New Jersey. W latach 1814-19 takie rejsy regularnie odbywało conajmniej 8 promów. Największy był w stanie zabraż aż 200 pasażerów, a napędzało go aż 8 koni. Podróż przez East River w zależności od obciążenia i warunków pogodowych trwała od 8 do 18 minut.



Wiele koni w Stanach było przyuczonych do pracy na kole w kieracie. W ten sposób mieliły zboże, wyciskały oliwę, pompowały wodę. I w taki sam sposób pracowały na promach. Ich ruch przekładał się na ruch elementu napędowego, którym czasem bywały wiosła lub śruby, jednak najczęściej - koła łopatkowe. Pokładowe kieraty zajmowały dużo miejsca, więc konstrukcje zmieniano, stosując różne wynalazki, które opisałem we wcześniejszym tekście. Jednak ciągle konie musiały chodzić po kole o małej średnicy, co nie było dla nich dobre. Praca na promie nie była lekka, zwierzęta musiały byc często zmieniane. To powodowało, że w praktyce dystans, jaki był w stanie przepłynąć prom, wynosił zaledwie kilka mil. Sytuację poprawił nieco wynalazek opisanego wcześniej konnego "napędu bieżniowego".



Od łodzi końmi napędzanych zaczęto powoli odchodzić w latach 1840. Koszty budowy i eksploatacji parowców spadły, jednocześnie wschodnia część USA stała się zresztą w II połowie XIX wieku krajem zindustrializowanym, posiadającym stale powiększającą się sieć dróg i kolei, więc transport wodny stracił więc też nieco na znaczeniu. Druga połowa XIX wieku przyniosła też wynalazek silnika spalinowego. Konie przy tak ciężkiej pracy stały się dość drogie w użyciu i utrzymaniu. Jednak nieliczne jednostki przetrwały do początków XX wieku. Ostatni prom koński kursował na Cumberland River w miejscowości Rome, w stanie Tennessee. Napędzał go aż do końca lat 20-tych XX wieku jeden ślepy koń.

A na zakończenie nieco inny pomysł z dawnych wieków - oto koparka-pogłębiarka z konnym napędem:...







Zródła:

http://www.notechmagazine.com/2009/06/horse-powered-ferry-boat.html
http://sipseystreetirregulars.blogspot.de/2011/04/alternate-energy-horse-powered-ferry.html
http://www.cable-car-guy.com/html/cchorse.html
http://portsmouthhistorynotes.wordpress.com/category/bristol-ferry-area-2/
http://www.equiculture.org/the-learning-curve-130-alan-rochette-when-horses-walked-on-water.aspx