Jak zostać frajerem




czyli: o równaniu bruzd... na mózgu nabywcy

09.08.2021



"Piosenka nie zna granic" - po raz kolejny przypomnę, że tak brzmiał tytuł pyty działającej pół wieku temu grupy wokalnej "Filipinki" oraz że ja zawsze powtarzam, iż taka samo jest z głupotą ludzką. Też nie zna granic. Najgorsze jednak jest to, że mnóstwo ludzi potrafi bezczelnie tę głupotę (czy może naiwność) wykorzystywać dla własnych interesów. I zaprawdę również po raz kolejny powiadam wam, świętą rację ma Krzysztof "Grabaż" Grabowski śpiewając wraz ze Strachami Na Lachy: "żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w [ocenzurowano] za moja kasę".

Cały czas myślę o usprawnieniu procesu równania naszego placu do jazdy. Niedościgłym (póki co) ideałem jest dla mie jakaś technologia, która pozwoli na zasypanie dołków, wyrównanie całej powierzchni i ubicie jej wałem w ramach jednego tylko przejazdu ciągnika. Niestety póki co to abstrakcja, więc myśląc, co by tu po domowemu zrobić, żeby było skuteczniej, sprawniej, lepiej, często oglądam w Internecie rozmaite rozwiązania i zastanawiam się, co z nich można by zastosować i u nas. Tak też było kilka dni temu, zaś podczas poszukiwań inspiracji moją uwagę zwróciła pewna firma północnej Polski, oferująca "równiarkę do maneżu".



A uwagę zwróciła, gdyż pod tą nazwą kryła się ni mniej, ni więcej, jak tylko najzwyklejsza mała brona łąkowa (czyli włóka) o szerokości 2 metrów - dokładnie taka sama, jak nasza, wyprodukowana przed bodajże 10 laty w warunkach "garażowych" - z tą wszakże różnicą, że nasza już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie konstrukcji solidniejszej i lepiej przemyślanej. Cóż, w sumie włókę można nazwać "równiarką", nie ma zakazu. Niemowlęcy śliniaczek zwano kiedyś oficjalnie "podgardlem dziecięcym", a kursorowi w edytorze tekstów 40 lat temu usiłowano nadać miano "wodzika"... Kilkanaście lat temu z kolei betoniarki nazywano "mieszalnikami paszowymi" po to tylko, by sprzedawać je z niższą stawką VAT. Więc czemu nie nazywać włóki "równiarką" ?... Wiadomo, klient łyknie każde g..., byleby odpowiednio opakowane w marketing; nie zmienia to faktu, że włóka nazwana nawet Sokołem Millenium Hana Solo nadal włóką pozostanie i donikąd nie poleci. Ciekawośc mnie jednak wzięła i tąże ciekawością wiedziony postanowiłem firmę sprzedającą zapytać, ileż owo cudo hippicznej kosztuje. Intuicja podpowiadała mi bowiem, że zapewne sporo. Toż każdy jeździec wie, że takie na przykład skarpetki w sklepie jeździeckim kosztują kilkakrotnie więcej, niż w zwykłym sklepie nie dlatego, że zawierają domieszki tytanu, kevlaru, czy innego grafenu, lecz dlatego, że... No własnie: że skarpetki jeździeckie są "jeździeckie" i tylko dlatego kosztują więcej. Co do przypadku tej tzw. "równiarki" - cóż, nie wiem, czy wiecie, ale pewna fabrycznie nowa włóka rolnicza o szerokości 3 metrów (czyli o połowę szersza od owej "równiarki") kosztuje na OLX-ie 1.860 złotych netto. Podstępnie zadałem więc mailem niewinne pytanko o cenę. W odpowiedzi otrzymałem w nadzwyczaj miłym tonie utrzymaną i wielce kurtuazyjną odpowiedź od przedstawicielki firmy, zawierającą podziękowanie za zainteresowanie oraz informację, że...

Siedzicie ?

Trzymacie się mocno ?

Na wszelki wypadek: czy jest na sali lekarz ?...

...że cena tego szczególnego "cudu techniki" to prawie 4.200 zł netto. Do ceny należy doliczyć 23% VAT oraz koszty transportu. Wycena transportu jest możliwa po podaniu adresu dostawy. Aby stać się snobistycznym posiadaczem tego drogiego cudeńka należy najpierw złożyć zamówienie drogą mailową, a po otrzymaniu faktury proforma dokonać "przedpłaty", czyli zapłacić 100% powyższej kwoty. Dopiero wówczas nastąpi rozpoczęcie produkcji zamówienia, a termin realizacji to około 6-7 tygodni. Przekładając "z polskiego na nasze": Najpierw należy zapłacić całą kwotę za coś, co nie istnieje, a potem czekać około półtora miesiąca, by na końcu brać, co dają i nie grymasić. Czyli mniej więcej tak, jak przy przedpłatach na małego fiata za komuny. I to wszystko w sytuacji, gdy na rynku jest mnóstwo lepszych i zdecydowanie bardziej opłacalnych produktów tego samego rodzaju za mniej niż pół powyższej ceny...

"W razie pytań pozostaję do dyspozycji" - zakończyła maila miła Pani Przedstawicielka. Poszedłem więc za ciosem i zadałem jej jeszcze jedno pytanie: "Jakie cechy użytkowe w stosunku do brony łąkowej z OLX-a ma Państwa równiarka, które uzasadniyłyby taką cenę ?" I zostałem pouczony, że "ceny wynikają z wewnętrznej kalkulacji" oraz skarcony: "nie należy ich porównywać do cen produktów rolniczych, nawet jeśli służą podobnym celom i wyglądają podobnie". Pani posłużyła się przy tym analogią legginsów i bryczesów, "które wyglądają praktycznie identyczne a ich cena jest zupełne inna". Analogię trzeba jednak uznać za doskonale nietrafioną. Legginsy i bryczesy to rzeczywiście dwa odmienne produkty służące różnym zastosowaniom, a tym samym zbudowane w różny sposób, szyte w inny sposób, z różnych materiałów, a w przypadku bryczesów także zaopatrzone w dodatkowe elementy (np. pełne leje). Zaś w przypadku obu omawianych tu maszyn nie w tym rzecz, że te dwa rodukty są różne, choć "służą podobnym celom i wyglądają podobnie". One wcale nie są różne. Nazywają się różnie, ale to de facto są dokładnie TE SAME produkty. Ich zasada działania jest dokładnie TAKA SAMA. Składają się z dokładnie TAKICH SAMYCH elementów: łączonych kołami żeliwnych trójramienych odlewów na stalowej ramie. Nie sądzę, by firma te odlewy produkowała osobiście i w jakichś kosmicznych technologiach. Takie odlewy są powszechnie dostępne w sprzedaży w cenie nie wyższej niż 15 złotych za sztukę. A rama nośna ? Nic skomplikowanego. Powiem więcej: solidniejszej ramy spodziewałbym się już raczej po włóce rolniczej, dostosowanej faktycznie do użytkowania na hektarach łąk, nierzadko pełnych kretowisk i wykrotów, niż po czymś mającym z zasady pracować na kawałku względnie równego placu do jazdy. Aż 6 - 7 tygodni oczekiwania na wyprodukowanie ? Wolne żarty. Na zrobienie takiej konstrukcji trzeba 2, góra 3 dni pracy bez pośpiechu jednej osoby w warunkach polowo- domowo-warsztatowych. Więc "what the hell is going on ?!..."



Odpowiedź Pani Przedstawicielki oczywiście nie zawierała absolutnie żadnych konkretnych wskazań na parametry techniczne, szczegóły budowy, czy inne zalety samego produktu. Na na żadne cechy, które czyniłyby "równiarkę" produktem bardziej wartościowym od innych produktów tego typu. Dlaczego ? Bo z punktu widzenia tych cech i parametrów takich przewag nad zwykłą, o wiele tańszą rolniczą broną łąkową nie ma i być nie może. Usłyszałem natomiast: "Nasze produkty są markowane naszym logo i za nie odpowiadamy", oraz "klient otrzymuje porządnie wykonany produkt, z 2-letnią gwarancją i obsługę klienta na najwyższym poziomie". Cóż, w dzisiejszych czasach 2-letnia gwarancja to powszechny standard, a działanie typu "orżnąć naiwnego frajera !" zdecydowanie nie podlega pod moje pojmowanie najwyższego standardu obsługi. Różnica cenowa to około 2.300 złotych netto - za tylko to, że na wyrobie jest jakieś tam logo ? To logo takie cenne jest ? Ono sprawia, że "równiarka" lepiej pracuje ? Najwyraźniej tak, skoro w ostatnim zdaniu z maila Pani Przedstawicielki czytamy: "Uzasadnieniem naszej ceny jest nasza marka, za którą odpowiadamy." Zapewne w jej mniemaniu miał to być argument koronny, który miał mnie na łopatki rozłożyć i raz na zawsze zamknąc mi usta. Tylko że... Jaka znowu marka ? Czy budowaniem marki należy nazwać nieuzasadnione windowanie cen pod niebiosa, do granic absurdu oraz robienie "ściemy" dla ubogich duchem poprzez dziwne i bezzasadne wydłużanie czasu oczekiwania na produkt końcowy - zapewne mające sprawić wrażenie, że istnieje jakaś gigantyczna kolejka wściekle napalonych na tę "równiarkę" ? Od kiedy to wysoka cena jest wprost miarą jakości produktu ? Czy jeśli zażądam dajmy na to za butelkę domowej produkcji wina marki "chateau jabol, rocznik zeszła środa" kwoty 10.000 złotych, to stanie się ono napojem smakowo wybitnym, godnym podniebienia najwytrawniejszych smakoszy, a ja jednocześnie stanę się uznanym, markowym producentem najszlachetniejszych trunków ? No przecież wiadomo, że nie, wyżej własnych czterech liter się nie podskoczy ! Każdy niech więc sam oceni, czy firma, która (mam wrażenie) uważa potencjalnych nabywców za osoby umysłowo nie do końca prawidłowo rozwinięte, rzeczywiście zasługuje na miano "marki" w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ja pozwolę sobie stać na stanowisku, że prawdziwą, rzetelną markę powinno się budować się w całkiem, ale to całkiem inny sposób. I bez obrażania inteligencji ludzi.

Taki dla mnie naganny, choć zgrabnie przykryty marketingową uprzejmością stosunek do przyszłych klientów pokazuje również coś innego: nieumiejętność prowadzenia biznesu. Oferowana "równiarka" ma moim zdaniem niepotrzebnie "przekombinowaną" ramę, rażą też dziwnie wykrzywione płaskowniki pełniące rolę ni to odciągów, ni to zastrzałów. Czy zatem zamiast produkować takie absurdalnie drogie "równiarki" firma nie zrobiłaby znacznie lepszego interesu, odsprzedając z zyskiem istniejące na rynku i działające dokładnie tak samo włóki ? Zysk na sztuce może byłby nieco ciut mniejszy, ale zapewne zostałoby to zrekompensowane wyższym wolumenem sprzedaży do nie przestraszonych ceną nabywców. Roboty z takim pośrednictwem byłoby niewiele, czas realizacji zamówień liczyłby się w dniach, a nie tygodniach, walory użytkowe maszyn też pewnie byłyby lepsze (za 4.300 zł, czyli praktycznie tą samą kwotę daje się kupić składaną włókę JAR-MET o szerokości roboczej aż 5 metrów - taką, jak na zdjęciu poniżej)... Zupełnie nic z tego nie rozumiem !



Nie dajmy się robić w [ocenzurowano], w dodatku za naszą własną kasę. Kupując cokolwiek owszem, płaćmy, jeśli chcemy i możemy, krocie za towar - ale tylko za taki, za który faktycznie zapłacić owe krocie warto. W ten sposób doceniamy bowiem nakład pracy, jakość produktu, wysoki standard wykonania, trwałość, pomysł twórcy, czy walory estetyczne. Natomiast nie płaćmy jedynie za to, że dany towar ma na sobie jakieś logo, czy jakąś bliżej nieznaną "markę", na którą powołuje się producent. Marka znaczyła coś kiedyś - a dziś z niej tak naprawdę nie za wiele wynika i pod najbardziej znanymi znakami towarowymi sprzedaje się często badziewie wprost niesamowite. Nie bądźmy więc frajerami i kupując przedmioty użytkowe zastanówmy się nad stosunkiem ceny do uzyskanych korzyści.