Znieczulica



czyli: o sprawie pewnej klaczy i nie tylko



Niedawno (14.12.2008) otrzymaliśmy od jednej z zaprzyjaźnionych osób informację, że do stajni, z którą osoba ta jest na co dzień związana, wprowadziła się nowa pensjonariuszka. Była to 24-letnia klacz, pochodząca z pewnego śląskiego ośrodka jeździeckiego. Klacz została oddana przez właściciela Komitetowi Pomocy dla Zwierząt. Imię konia, dane poprzedniego właściciela i jego ośrodka oraz nazwę miejsca, gdzie zwierzę przebywa obecnie, z pewnych względów pominę.

Oto zdjęcia klaczy:







I kilka zdań z otrzymanego maila: Wyłysiałe miejsca (wygryzione) odsłaniają skórę tak słabą, suchą i cienką, że po przypadkowym JEDNYM przejechaniu po tym miękką szczotką skóra przetarła się do krwi. (...) Dzisiaj wyszła w derce na dwie godzinki na osobny wybieg. Bałam się, że wiatr ją przewróci. Włóczyła opojowate nogi za sobą, stękając przejmująco. (...) Jest spokojna i smutna, co właściwie, znając jej historię, można określić: jest zrezygnowana."

Po 24-letnim koniu nikt nie spodziewa się wigoru, umięśnienia, doskonałej sylwetki (choć znamy wspaniałe wyjątki). W większości stajni lub ośrodków jeździeckich konia w tym wieku zazwyczaj także nie inwestuje się, nie podaje mu wymyślnych dodatków paszowych, czy nawet samej paszy w nadmiarze, nie kuje, oszczędza się też na zabiegach weterynaryjnych. Lecz w tym przypadku sprawa jest jasna: zwierzę jest silnie wychudzone, ma trudności z poruszaniem się, cierpi na schorzenia stawów. Prawdopodobnie też w poprzednim miejscu nie było należycie pojone. A przy tym niemal do samego końca pracowało pod siodłem w rekreacji. Za wieloletnią pracę zapłacono klaczy głodówką, a poprzedniemu właścicielowi nie chciało się nawet konia przed oddaniem wyczyścić, ot, choćby dla zachowania pozorów...

Klacz jest teraz w dobrych rękach, dostaje otręby, musli i marchew oraz dużo siana. Jej skóra i sierść powoli są czyszczone i leczone, słowem: przywracane do normalnego stanu. W chwili pisania tych słów prawdopodobnie jest już po oględzinach weterynaryjnych. Po pewnym czasie zapewne zwierzak nabierze ciała i wigoru, choć starego konia będzie jednak niełatwo porządnie "odbudować". Cała sprawa jednak prowokuje do niełatwych przemyśleń i zadania sobie kilku pytań:

1. Jak można zwierzę doprowadzić do takiego stanu ? Rozumiem oszczędności, rozumiem nie inwestowanie w konia, który dożywa swoich dni, ale przecież temu zwierzęciu nie zapewniono tego, co powinno być absolutnym minimum warunków bytowych "na trójkę z minusem" ! Czy to głupota, znieczulica, czy jedno i drugie ?...

2. Dlaczego nikt, kto widział tą klacz, nie zareagował ? Przecież koń nie stał się taki w jednej chwili, taka sytuacja zapewne trwała od dawna... I nie mówię tu o służbach w rodzaju Straży Dla Zwierząt, czy TOZ, ale o osobach związanych z tamtą stajnią, ludziach tam jeżdżących, czy po prostu odwiedzających to miejsce ! Nikt nie zauważył, jak ta klacz wygląda ? Nie wierzę ! Znieczulica innych ludzi była równie ogromna, jak właściciela ! Ta historia powinna być przestrogą i prośbą zarazem, skierowaną do osób korzystających z możliwości jazdy konnej. Każdy z nich powinien zawsze zwracać uwagę na to, jakiego konia dosiada. Jeśli cokolwiek budzi podejrzenia, jeżeli zwierzę kuleje, jest zaniedbane, chude, a skóra obfituje w rany, czy ubytki sierści - niech pytają właściciela, dlaczego zwierzę tak wygląda, a jeśli uzyskają wymijającą odpowiedź, niech zrezygnują z jazdy. Zaspokajanie własnych przyjemności nie powinno odbywać się kosztem dobra zwierzęcia. Nie wolno popierać takich niehumanitarnych praktyk, jak eksploatowanie konia do granic możliwości.

3. Dlaczego zdarzają się przypadki takie, jak ten, skoro istnieje w Polsce Ustawa o Ochronie Praw Zwierząt oraz rozporządzenia regulujące pewne aspekty dobrostanu koni ? Ustawa jest całkiem niezła, więc czego brakuje ? Policji, pracowników TOZ i innych tego typu organizacji ? Nie sądzę. Sprawniej i szybciej działających sądów i sędziów nie bojących się krytyki za potraktowanie zwierzęcia podmiotowo, a nie przedmiotowo ? Zapewne. Ale moim zdaniem jednej rzeczy brakuje ewidentnie: jasnego, szczegółowego określenia kryteriów oceny dobrostanu. Uważam, że przepisy powinny zdecydowanie bardziej precyzyjnie określać minimum, jakie powinno być zachowane w przypadku dobrostanu poszczególnych gatunków zwierząt. I powinny to być zdroworozsądkowe kryteria, a nie jakieś kretyństwa urzędasa, który w życiu konia na żywo nie widział (oczywiście "piję" tu do osławionego wiatru w stajni poniżej 0,3 m/s). Te jasne kryteria w powiązaniu z zaostrzeniem poszczególnych, również dokładnie określonych i szybko orzekanych kar za złamanie tychże kryteriów, byłyby doskonałą podstawą formalną do wszelkich konkretnych i skutecznych interwencji. I skończyłyby się zarówno sprawy niewłaściwego traktowania koni, jak też te wszystkie histerie, branie ludzi na litość, naciągactwo, Fasolcie, GoChy i inne Salamisy. Układ byłby prosty jak budowa cepa: jest wątpliwość ? SdZ lub TOZ sprawdzają konkrety punkt po punkcie i ogłaszają "werdykt". Jest potrzeba, to interweniują, bo jest podstawa do interwencji. Nie ma ? To kończą sprawę.

4. Nie chciałbym, żeby przez to, co teraz napiszę, został określony mianem "adwokata diabła". Ale jeśli w opisanym na początku przypadku mamy do czynienia z zaniedbanym koniem, to jak nazwać to, co widać na zdjęciu poniżej ?...





Albo: jak to się ma do sprawy zwierząt, które padły zagłodzone przez Stephena Drew ?



Jak w świetle o wiele bardziej drastycznych spraw ocenić postępowanie poprzedniego właściciela klaczy ? Piszę o tym celowo, bo choć jego wina jest dla mnie oczywista, a o nim samym nie mogę mieć w żaden sposób dobrego zdania, to jednak wiadomo, że są od niego ludzie zdecydowanie gorsi...

5. No i wreszcie (abstrahując od opisanego tu przypadku) najważniejsze pytanie: jak zapewnić zwierzęciu godziwe życie na starość ? Oczywiście najlepiej jest, jeśli swojemu koniowi zapewnimy dobre życie aż do końca. Ale jednocześnie uczciwie trzeba powiedzieć, że różnie w życiu bywa, że nie zawsze i nie każdego stać na zapewnienie koniowi godnej emerytury, że finanse mogą nie pozwalać na utrzymanie starego, z punktu widzenia ośrodka bezproduktywnego zwierzęcia, które w dodatku u kresu życia może wymagać kosztownych leków i zabiegów. Co wtedy ? Humanitarny ubój konia ? Jest to jakieś rozwiązanie, choć jak dla mnie zdecydowanie niesprawiedliwe, a wręcz nieetyczne. Oddanie do jakiejś fundacji, czy schroniska ? Ależ w ten sposób błyskawicznie zapchamy te instytucje zwierzęcymi emerytami, tak, jak to ma ma miejsce w przypadku schronisk dla psów ! To jest "spychologia", pozbywanie się kłopotu lekką ręką ! Oddanie komuś jako zwierzęcia dla towarzystwa lub do reprodukcji ? No owszem, ale jak często trafi się nam taki dobrodziej ? I co będzie, jeśli ów dobrodziej okaże się człowiekiem niewłaściwym, nieodpowiedzialnym, lub jeszcze gorzej ? No więc co ? Nie wiem... Pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że zawsze będzie mnie stać na zapewnienie naszym zwierzętom przyzwoitych warunków bytowych i że inni również będą mieli i środki, i wolę, by je swoim zapewnić.