"Po pierwsze: w sprawie, co zimą piszczy w trawie"




czyli: krótko o łąkach i pastwiskach zimą

20.01.2021



Zapyta ktoś: "Łąki i pastwiska zimą ? A co tu niby z nimi robić w takim czasie ?" Ano właśnie o to chodzi, żeby nic nie robić. Łąki oraz pastwiska zimą powinny odpoczywać. I to całkowicie. Koniec sezonu pastwiskowego i ostatnie zabiegi rolnicze na łąkach powinny przypadać nie później niż przełom października i listopada - a to po to, by rośliny zdołały zregenerować się po jesiennym przygryzaniu, przycinaniu i przydeptywaniu. Zwłaszcza to ostatnie jest czynnikiem bardzo szkodliwym, gdyż skutuje nie tylko uszkodzeniem liści, ale też zagęszczaniem i zbytnim utwardzaniem gleby. Struktura gleby zostanie przez to uszkodzona w takim stopniu, że w warstwie wierzchniej dość szybko utworzy się nieprzepuszczalna powłoka uniemożliwiająca potem wnikanie w głąb wody i powietrza (a woda i powietrze powinny w przybliżeniu stanowić połowę objętości gleby, w równych częściach). W efekcie na utrawdzonym miejscu więcej składników odżywczych będzie spływać z deszczem, poza tym w porze ciepłej mikroorganizmy nie będą w stanie rozwijać się i przerabiać materii organicznej na próchnicę. Trawa porastająca takie miejsca nie będzie się też tam odpowiednio dobrze ukorzeniać. W dodatku trawa rosnąc często w stojących tam w porze opadów kałużach będzie gniła, za to w czasie wysokich letnich temperatur będzie wysychała (bo ubita wcześniej na kamień ziemia nie będzie w stanie wchłonąć i zmagazynować wilgoci). A kiedy te miejsca wysychające zostaną pozbawione trawy, wówczas odsłonięte obszary staną się siedliskiem chwastów i ich "przepustką" na dalsze częśći terenów zielonych. A jak jeszcze przydarzy sie przy tym wszystkim susza, to...



Takie miejsca tworzą się głównie w tych miejscach, gdzie zwierzęta przez dłuższy czas nadmiernie depczą trawę, szczególnie w warunkach, gdy ziemia jest wilgotna i przez to daje się łatwo "zagęścić" kopytami lub racicami. Latem powstają zwykle przy bramkach na pastwiska, przy poidłach, a także w miejscach, gdzie wypas trwa zbyt długo lub gdzie liczba zwierząt jest zbyt duża w stosunku do powierzchni. Powstają również w przypadku nagannej praktyki uprawiania jazdy konnej na użytkach zielonych. Ale co ważne (a z czego często nie zdjalemy sobie sprawy), dzieje się tak samo zimą, zwłąszcza, gdy pokrywa śnieżna jest płytka lub nie ma jej wcale. Czynnikiem niszczącym ruń łąkową jest praktyka wykorzystywania łąk do jazdy konnej "bo przecież zimą trawa i tak nie rośnie, więc nic złego się nie stanie". A tymczasem lonżowanie, czy ujeżdżeniowa jazda "po ścianach" sprawiają, że właśnie takie lokalne miejsca tracą swoją wartość łąkarską. W wolniejszych chodach trawa jest niepotrzebnie udeptywana, w szybszych - wyrywana z korzeniami. I nie ma tu znaczenia, że w skali kilku użytkowanych hektarów zniszczeniu ulegnie relatywnie mała powierzchnia. Szkoda to szkoda, jej naprawienie kosztuje czas i pieniądze, a i wspomniane ryzyko zwiększenia zachwaszczenia też ma swoje znaczenie. Takie jazdy to trochę tak, jak przejście się w zabłoconych gumiakach po świeżo posprzątanym mieszkaniu - cóż z tego, że łączna powierzchnia śladów to drobny procent powierzchni wszystkich podłóg, skoro i tak brudu wszędzie co niemiara i trzeba sprzątac od nowa ?... Pół biedy jeszcze, jeśli jeździ się na grubej warstwie śniegu, która częściowo zabezpiecza ruń łąkową. Gorzej, jeśli śniegu nie ma - a tak jest na ogół w obecnych czasach. Jeśli temperatury zimą oscylują w okolicach zera, to ziemia jest wilgodna, rozmiękła, łatwo daje się ubijać, a trawa - wyrywac z korzeniami. Jeśli jest mróz, a nie ma śniegu, wówczas rośliny cierpią na niedobór wody - i wcale nie dlatego, że jej w glebie nie ma, tylko dlatego, że stała się lodem, więc nie może być pobierana przez korzenie. Jeszcze godzej jest, gdy w czasie mrozu przy braku śniegu zacznie wiać wiatr - wówczas rośliny poprzez parowanie tracą zawartą w nich wodę, nie mając jednak szans na uzupełnienie braków. No i na to wszystko włazi sobie z kopytami amazonka lub "amazonek"...

Z tych samych względów równie złą praktyką jest wypuszczanie stada na łąki zimą. Uzasadniane często jest to chęcią dania koniom swobody, rozrywki, możliwości kontaktu z innymi zwierzętami, czy rozprostowania kości po wystawaniu w boksie. Przy tym wystawia się im na to zimowe pastwisko bele siana, żeby im zapewnić pożywienie. W efekcie mamy łażące godzinami "w te i nazod" konie, które z trawy nie skorzystają, bo jej nie ma, za to zdeptają grunt na potęgę, szczególnie w okolicach miejsca wyłożenia siana, które to miejsce dodatkowo zostanie zasłanie resztkami tegoż siana. Te resztki szybko stworzą mokry, zbity i trudny do usunięcia "kożuch" uniemożliwiający w przyszłości rozwój roślin. Co ciekawe, ci orędownicy puszczania koni zimą na łąkę bywają niekonsekwentni: na jednym z blogów posiadacze około 20 koni piszą: "Wiosenny kobierzec trawy zmienił się teraz w grudy, zmarzliny, lodowe tafle kałuż i twarde bryły zmrożonej ziemi. Na takim podłożu brykający wesołek łatwo może się poślizgnąć czy uszkodzić kopyto o ostry lód." - a mimo to puszczają konie na (jak rozumiem) duże, zachęcające do takiego biegania obszary ? Nie rozumiem tego podejścia...



Czy to oznacza, że łąka, czy pastwisko (i własne, i cudze) powinny być zimą omijane szerokim łukiem ? Moim zdaniem - zdecydowanie tak. Nie dziwi mnie jednak np. widok ciągnika z kosiarką w środku zimy. Jeżeli jesienią było dużo opadów, mogło nie być możliwym wjechanie na łąkę w celu jej przygotowania do zimowania. Może zdarzyc się tak, że dopiero fala mrozów sprawi, iż stwardniała ziemia pozwoli na wjazd na pola i łąki. Jednakże (jak widac na przykładowym zdjęciu) celem nie jest pozyskanie trawy, lecz po prostu zniszczenie posezonowych resztek. Z pewnością nie jest to najlepszy moment na takie zabiegi, jednak rolnicy biorący dopłaty do łąk często po prostu są zobowiązani do nich i muszą je wykonać, żeby tych dopłat nie stracić. To wszakże należy zaliczyć do stanów wyższej konieczności, jazda konna zaś takim stanem konieczności nie jest.



Tak, czy siak: każdy niepotrzebny wjazd na łąkę - obojętne, koniem, czy ciągnikiem, zawsze ruń łąkową wyraźnie osłabia. W jednym z przeczytanych opracowań (Wojciech Szewczyk, Uniwersytet Rolniczy im. Hugona Kołłątaja w Krakowie) znalazłem zdanie które będzie dobrą konkluzją dla tego tekstu: "Uszkodzenie darni może mieć rozmaite przyczyny, od kretowin nieusuwanych na wiosnę i wydeptanych przez pasące się zwierzęta ścieżek, po miejsca wypalone przez odchody zwierząt lub pozostawioną i gnijącą zielonkę. Do uszkodzenia i osłabienia darni przyczynić się może niestaranne lub zbyt niskie koszenie oraz tzw. "skalpowanie" darni, do którego dochodzi najczęściej przy braku wyrównania nawierzchni. W pierwszej kolejności ustępują z takich miejsc wartościowe gatunki (kostrzewa łąkowa, życica trwała, tymotka łąkowa) a puste miejsca są zasiedlane przez chwasty, których liczne nasiona znajdują się w glebie. Obok mniszka i babki, które nie stanowią większego zagrożenia, pojawiają się niestety ogniska chwastów groźnych." Szanujmy więc swoje tereny zielone zimą, jeśli chcemy, by od wiosny do jesieni podczas wypasania zapewniały naszym koniom atrakcje: smaczne pożywienie, rozrywkę i możliwość kontaktu z innymi zwierzętami. Oby nasze pastwiska nigdy nie przypominały czegoś, co widać na zdjęciu poniżej...



P.S. Na koniec mała dygresja: przeglądając materiały, jakie znalazłem na potrzeby tego tekstu znalazłem rzecz jasna także rozmaite "mądrości inaczej". W jednym z materiałów, traktującym o użytkowaniu terenów podmokłych, mówi się: "Dla zachowania wilgotnych łąk wraz z ich bogactwem flory i fauny konieczne jest ich rolnicze użytkowanie, które powstrzymuje naturalną sukcesję krzewów i drzew." No niby słusznie. Ale dalej stoi napisane m.in.: "Koszenie jest efektywnym sposobem utrzymania wilgotnych łąk dla celów ochrony przyrody. Jest ono łatwiejsze niż wypas. (...) Koszenie nie wymaga też tyle pracy - trwa ono zwykle tylko kilka dni w roku, podczas gdy wypas wymaga codziennych nakładów pracy." - to jednoznacznie pokazuje, że autorzy w życiu nie mieli ani kosy, ani zwierząt gospodarskich. "Koszenie, po którym następuje wypas na pozostałej roślinności (...)" - a jaka to niby roślinność pozostaje na łące po jej wykoszeniu ?... "Łąki zwykle produkują siano od kwietnia do czerwca lub początku lipca" - a przecież łąki nie produkują siana, lecz trawę. To rolnik produkuje z niej siano. Ale żaden trzeźwy na umyśle rolnik nie skosi łąki w kwietniu ! "Po sianokosach lub zbiorze zielonki na łąki wprowadzane jest młode bydło (50-80 krów/ha/rok)" - no to niech mi ktoś pokaże w moim województwie gospodarza mającego tyle młodych zwierząt, który w dodatku wyprowadzi je na świeżo skoszoną łąkę... "Dzięki zryciu racicami gleby przez inwentarz, mogą rozwijać się zbiorowiska bogate w gatunki oraz tworzyć się nisze regeneracji dla roślinności łąkowej." - tymczasem dzięki ryciu i dzięki wypasaniu takiej liczby zwierząt na tak małym obszarze to z łąki błyskawicznie zrobi się klepisko; szczególnie na terenach nadmiernie wilgotnych ważne jest, aby ograniczać wypas i wszelkie inne zabiegi sprzyjające nadmiernemu ubiciu gleb. Takich cudności w tym opracowaniu jest więcej - no ale czego spodziewać się po bliżej nieznanym "Towarzystwie Przyjaciół Przyrody", którego przedstawiciele popełnili artykuł w oparciu wyłącznie o jedną książkę: podręcznika "Ochrona przyrody w praktyce", w dodatku własnego autorstwa ? Nie wspominając, że przecenionej przez nich samych na "aż" 5 złotych ? Tak to bezkrytycznie wyznawane ideologie potrafią zdominować zdrowy rozsądek, nierzadko przy okazji wypaczając samą, skądinąd bardzo przecież słuszną potrzebę dbania o środowisko. Szkoda tylko, że z pewnością znajdzie się niejedna osoba podatna na takie dziwne "ekomądrości"...



Zródła:

https://www.lakikwietne.pl/laka-zima
https://www.farmer.pl/produkcja-zwierzeca/bydlo-i-mleko/przygotuj-pastwisko-do-wypasu,70652.html
http://trotter.pl/zimowe-pastwiska-dla-koni-czy-kon-sie-na-nim-nie-nudzi/