Pierwszy Zlot Stajenkowy !

19 i 20 sierpnia 2006 - oj, co to się działo !!! Tego dnia zjawili się na pierwszym Zlocie uczestnicy forum dyskusyjnego "Stajenka". Było nas w owym czasie łącznie: 19 ludziaszków, 6 psów, 5 kotów i (z doskoku) 3 strusie ) Ci co nie byli niech zaluja - bylo rewelacyjnie - fantastyczni Stajenkowicze ! Pierwsi przyjechali: HUG0 już w piątek, a w sobotę pojawiali się kolejno: Kawa, Iburg i Janusz + Igor (sweter irlandzki czarny nr 1) - tylko o krótki pysk i grubosc farby na zderzaku wyprzedzajac Omege. Po krótkiej półgodzince przyjechali: Kopytko z Moniką (Sir Rascal) i Zuzią oraz Erykiem (sweter irlandzki czarny nr 2). Po piętach deptali im: Martik + Tomek + Brego (prawie dingo), przywożąc ze sobą Nongie. Potem czekaliśmy jeszcze na Osma z dwoma Tomkami czyli Dakron i Dakronką. Peleton wieczorem zamknęli Anemonn z TŻ i późną nocą Alyen, który jeszcze zdążył poznać odjeżdżającą już Kopytko.


Czego tu nie było - wizyta u strusi sąsiadów, oglądanie jaja, wykład o pulsarach, poszukiwanie Kasjopei i Małego Wozu (którego chyba sie w końcu nie udało znaleźć), a najdłuższa dyskusja dotyczyła sposobu zginania stawów w nogach strusi i kangurów. No i gdzie w końcu ten struś ma piętę ?!? Psy biegały i biegały i biegały ze szczególnym uwzględnieniem Brego i Wegi. ściema i Spokuś zmieniały tylko kolanka do leżenia - a Spokuś bardzo się zaprzyjaźnił z Kawą i ustawicznie odwiedzał jej auto... (to chyba jakiś omen ?) Zuzia, Monika i Ola ujeżdżały Fuksiastego, który przekonał HUG0 i Kawę do wykonania tańca go-go w ekspresowym tempie (na rurze od wiaty). Jak już wszyscy wysiłki fizyczne mieli za sobą, kociołek doszedł do stanu jadalności i wszyscy objedlismy sie po dziurki w uszach. A Martki wygłosiła speach i piliśmy szampana.


A w niedzielę w składzie: Martik, Tomek, OSM, Dakron, Dakronka, Omega, HUG0 zjedlismy sniadanko i ruszylismy na jazde, której ofiarą padla MARTIK (brawa, brawa !). Po jezdzie zajadalismy sie pysznymi ciastami - autorom (-kom) tychże gratulujemy serdecznie !!!

Bardzo Wam dziękujemy że nas nawiedziliście i naprawdę polecamy się na przyszłości!

***


Oczywiście zlot koniarzy nie byłby zlotem, gdyby nie był połączony z treningami. Jeźdźcami byli: Martik, Dakronka, Sir Rascal i Zuzia.





***


A tak wspominali Zlot jego uczestnicy:


Kawa: było super, superancko i bardzo miło . Fajnie było Was wszystkich poznać, z Waszymi połowami, psami, kotami. Strusie też byly super. Miałabym takie zyczenie, jak najpredzej spotkać się znowu z wami, i żeby nasze towarzycho bylo jeszcze szersze.

Iburg: Jednym słowem było wspaniale. Bardzo chciałam Gospodarzom podziekowac za zorganizowanie spotkania, Kawie i jej TŻ-towi za to że mnie zabrali. Reszcie za to że przyjechali i mogłam ich poznać. Bawiłam sie świetnie i dlatego wszystkim bardzo dziekuje. Szkoda że czas tak szybko upływa bu wyjeżdżać sie nie chciało. Fotek jeszcze nawet nie oglądałam ale tez jakieś wrzucę jak sie wyrobie. Jedzenia i picia było niemozliwie dużo. Przepyszne sałatki, oraz pyszna zawartość kociołka. Jako że był to zlot Stajenki to i stajenka śliczna a na padoczku piękne koniki. Młodzież troszke pojeździła na Fuksie, a jazdę prowadzila Martik. Oczywiście było tez stadko cudownych kotów ze ściemka w kaftaniku i Spokiem bez kaftanika na czele. W domu trzy piekne kociaste, a przed domem stado psow. Brego zakochany w Wedze, pilnujący Igora Urwis.


Byly 2 małe awantury (psie). W każdym razie Igor przyjechał padnięty nie wiem czy Eryk tez. W takim stadzie psów ( 6 sztuk) to psy sprawowały się znakomicie. Bylismy tez u sąsiada za płotem, oglądac strusie z Ptysiem władca 2 strusiowego haremu na czele. Sądze że fotek będzie sporo bo nie tylko ja latałam z aparatem. Od aparatów to Ci sie tam roiło. Jednym słowem Ci co nie przyjechali niech żałuja.

Anemonn: Właśnie wstałam i nie wiem co napisać, bo opis nigdy nie odda atmosfery jaka panowała w Sączowie wczoraj.


Nongie: Ja rownież serdecznie dziekuję gospodarzom za goscinę (przerwali dla nas sianokosy!) a uczestnikom, za to że znaleźli czas zeby się spotkać. Piesom ze tak pięknie szalały, kotom ze takie cudowne z nich przytulanki (Sciemka ajlowju!), koniom za pozowanie do fotek i za ciepłe dmuchy w ucho. Martikowi i Tomkowi za to, ze nadłożyli kawał drogi zeby mnie zabrać, Hugo ze zrobił niespodziankę i jednak byl, Omedze za teorię kopania u strusi i koni, Kawie i Iburg za pomoc przy ciachaniu jadła do kociołka, Januszowi - za wspaniale poczucie humoru i fachowe rozpalanie ogniska, Kopytkom - ze podjeły jedynie słuszną decyzję i dojechały do nas, OSMowi za opowieści o gwiazdach i chaosie, a Dakron i Oli - za to że były z nami. Anemonowi za pożyczenie rury i pyszną kawę, Tomkowi anemonowemu i mojemu ślubnemu - za to że zaraz po robocie znaleźli siły zeby do nas dojechać. Martikowi za piękne przemowienie.


Martik: Mamy takich niesamowitych dyskutantów, tak wspaniali to ludzie, uśmiechnięci, otwarci, życzliwi i tacy... Stajenkowi Jestem pod ogromnym wrażeniem. Największe podziękowania kieruję do Gospodarzy, którzy przyjęli nas po królewsku - do teraz leci mi ślinka na wspomnienie kociołka. Resztę ciepłych słów zanoszę do każdego z Was z osobna. Nie spodziewałam się naprawdę, że za forumowymi nickami kryją się tak przesympatyczne osoby !!! Tak sobie teraz analizuję i wychodzi mi, że choć to mało prawdopodobne, to w szerokości uśmiechu na ustach pobiła mnie nasza OMEGA !!! No ale powody do uśmiechów były, więc wcale się nie dziwię.


Dakron: Zjazd bardzo nam się podobał, wspaniale się bawiłyśmy z Nieletnią. Bardzo się cieszę że wreszcie mogłam poznać ekipę z południa, szkoda, że do Was tak daleko. Jesteście wspaniali. Dziękuję Tomkowi i Pumci za przemiłe przyjęcie i Martik za lekcje jazdy dla Oli. Będę długo wspominać sałatki którymi się objadałam z wielkim apetytem. A kociołek ... mniammmmm....


HUG0: Tak jak opisali poprzednicy było wspaniale. Bardzo się cieszę że Was wszystkich spotkałem. Gospodarze jak zwykle stanęli na wysokości zadania (a nawet jeszcze wyżej). Tak jak pisała już Pumcia my, goście również się staraliśmy - taniec na rurkach i te sprawy (nawet nie sądziem że się na to zdobedę, ale Fuks jest WIELKI - szczególnie w galopie pod wiatą ma dużą siłe perswazji). Mocnym punktem mego przybycia do Sączowa było ostrzeżenie Pumci "UWAŻAJ BO KOPIE!" (wypowiedziane w chwili gdy wchodziłem na wybieg podobno agresywnej Miry); no cóż uważałem wobec tego na kobyłę. Po czasie okazało się, że uważać miałem owszem, ale na kopiącego pastucha (na szczęście w pełni nieświadom zagrożenia nie podłączyłem się do prądu). Na zakończenie pobytu odbyłem zaś przyśpieszony kurs masażu końskiego kręgosłupa poprzez ciągnięcie konia za ogon i wyginanie go w różne strony (ciotka Desta jak zwykle stanęła na wysokości zadania i zniosła to ze stoickim spokojem) - wbrew temu co twierdzi Tomek, dalej uważam że jest to baranek w końskiej skórze.


Omega: Żałujcie ci, co nie byliście. Dzięki wielkie Gospodarzom, że zechcieli przyjąć taki tabun gości i to z uśmiechem na ustach, no i oczywiście za kociołek (pycha). Wypiekaczom ciast i stworzycielom sałatek za dostarczenie wspaniałych odczuć dla wnętrza. Dzięki wszystkim za wspaniały wieczór. I za poranne wrażenia Martik i Osmowi, dzięki którym mój wyjazd lekko się opóźnił.

Kopytko: Kochani "zlotowcy" mimo, że z wielką niesmiałością postanowiłam pojechać na zlot to wcale a wcale nie żałuję tej decyzji. Jestem takim stajenkowym noworodkiem, no i nie wiedziałam czy będę na zlocie mile widziana. Obawy okazały się niesłuszne, było naprawdę suuuuuuuper. Było mi bardzo miło poznać WAS wszystkich, dziękuję za ciepłe przyjęcie Zuzi, mnie i mojego psiaka (a Martik przepraszam za jego zachowanie i podkradanie jej mięska, na usprawiedliwienie mogę dodać, że ciągle pracuję nad jego wychowaniem ,ale nie zawsze mi wychodzi) Pumci i Tomkowi szczególne dzięki za bardzo gościnne przyjęcie. Jesteście naprawdę wspaniali i chyba dlatego stwiorzyliście też takie cudne miejsce na ziemi jakim jest Wasz domek, stajnia i wszystkie zwierzaki. Choć mało Was znam ale naprawdę Wszystkich bardzo polubiłam. Jeszcze raz wielkie dzięki.


***


I na koniec troszkę wspominków z treningu Martika:

Pumcia: A było to tak: nie chciałam Martikowi mówić od razu bo miała być niespodzianka - udała się ? udała?? W sobote w obroty młodzież wzięła Fuksa , a w niedzielę na warsztat wzięty został Meteor pod Martikiem. OSM był prowadzącym zajęcia, a reszta Stajenkowiczów wystąpiła w roli loży szyderców. Marta dzielnie dawała sobie rade z Młodziakiem i własnymi stopami - chociaż stopy czasem wymykały się spod kontroli.... Na szczęście Meteor nigdzie się nie wymykał. Stopy właśnie były przyczyną dwóch prawie zglebnięć - ściskaliśmy kciuki na "spadowe", ale niestety twarda Martik nie dała za wygraną i za każdym razem wybroniła się od upadku ! Nikt Martikowi nie uwierzył oczywiście w zapewnienia co do braku umiejętności skokowych i słusznie bo Martik pokazała klasę! PIERWSZą! Bardzo poprawnie pokonywane przeszkody - OSM miał niewiele uwag ! Koń też został oceniony dobrze i dostałam bardzo cenne wskazówki tak co do treningu skokowego jak i ujeżdżeniowego, które to zamierzam wykorzystać.


Osm: No nic dodać nic ująć - ja tam w Martik wierzyłem i się nie przeliczyłem, całkiem fajnie poskakała i co ważne rozumiała moje uwagi w stylu "ramiona wyżej", co jak się później okazało nie było do końca wyrażeniem precyzyjnym. Martik zupełnie niepotrzebnie się stresowała przed skokami, bo mi się podobało, co pokazała. Drobne uwagi oczywiście należało podrzucić i ze skoku na skok było coraz lepiej. Meteor to fajny koń, wydaje się łatwy w prowadzeniu i przy odrobinie pracy może nabrać i techniki i odpowiednich mięśni do skoków, ale z tego, co Pumcia mówiła nie do tego jest przeznaczony. Do srebrnej odznaki będzie idealny przy w sumie niewielkim treningu skokowym. Atmosfera całej jazdy była dość luźna i raczej bezstresowa (przynajmniej dla mnie - nie wiem, jak Martik). Loża szyderców rozsiadła się na środku placu i z humorem komentowała co lepsze skoki pary i wyczyny instruktora. Na flaszkę nie zarobiłem, choć się bardzo starałem, ale Martik się nie dała !


Dakron: Pogoda dopisała, było cieplutko.. rano zauważyłam że nie ma słoneczka - za co mi się dostało od Szefowej, która jako jedyna podjęła się intensywnych zajęć ruchowych tego poranka. Inni ograniczyli się do noszenia napojów Cóż widowiskowe było wypięcie się na nas przez Martik po skoku i to dwa razy, ale niestety z tego, co pamiętam, to Tomkowi nie udało się złapać tej niewerbalnej komunikacji z lożą szyderców. Trening skokowy był bardzo przyjemny dla oka ze względu na technikę Martikową i piękno konia, Osm zachował się jak na prawdziwego trenera przystało, spokój i skupienie, loża też nie dokuczała, tylko cicho podglądała żałując że tak nie potrafi.


Martik: Czy niespodzianka się udała??? Oczywiście, że się udała i to jak... W pewnym momencie ta intryga była na tyle przebiegła, że poczułam się jak rodem z programu "Mamy Cię!". Generalnie to oni oboje mnie wkręcili !!! Główny i podstawowy problem jaki zaistniał, to fakt, że ja po prostu bardzo mało skaczę. Mam kłopoty z tym, wolę dresaż i nie mam jakiś specjalnych predyspozycji skokowych. Sam pomysł konsultacji z Olafem był dla mnie wyśmienity - bo bardzo cenię sobie zdanie i fachowe oko Osma, więc na tą część niespodzianki ucieszyłam się niezmiernie. Byłam też rada możliwości dosiądnięcia Meteora, który wydał mi się poprzedniego dnia mega misiaczkiem i słodkim koniczkiem. Przygotowaliśmy konia do jazdy, dostałam pod tyłek tomkowe siodło skokowe, które wcale nie obiło mi czterech liter i pojechaliśmy szukać szczęścia na ujeżdżalni. Puma z Osmem z jakiś szaleńczym zacięciem w oku polecieli galopkiem przede mną i coś tam wymierzali, przekładali, podnosili, upuszczali. Bałam się ich, bo jedna cholera na placu wystarczy a ja miałam dwoje trenerów i pełną lożę szyderców drwiących z mojej radosnej twórczości...

Rozgrzewkę miałam całkowicie dla siebie. Osm w nic nie ingerował, więc mogłam się spokojnie poznać z koniem i dojść z nim do porozumienia. Z tych wszystkich emocji nie przeprowadziłam na sobie sławnej rogrzewki Lechity, co się potem zemściło wielokrotnie. Po rozgrzewce, przed pierwszymi galopami w półsiadzie, Gosia i Olaf kazali mi drastycznie skrócić strzemiona. Czułam się jak na Służewcu, ale cóż było robić. Pierwszą skakałam stacjonatę. Najpierw najazdy ze wskazówką z kłusa, potem już galop. No i tu szczwany lis, Olaf podnosił mi belkę! A robił to tylko wtedy, kiedy byłam zwrócona plecami do przeszkody Po którymś tam razie zrzuciłam przeszkodę i doszłam do wniosku, że wysokość coś mi się nie zgadza. Taki to jest szczwany lisek z tego Osma...