Jakiś miesiąc (niecały) temu zafascynowane crossem dziewczyny wpadły na pomysł ustawienia sobie paru przeszkódek terenowych. Miło
bowiem byłoby połączyć relaksacyjno-turystyczne wyjazdy w teren z możliwością skoczenia sobie od czasu do czasu jakiegoś pnia,
czy kłody. Sprawa nie była jednak prosta - wiadomo, że miejsca na nasze improwizowane przeszkody musiały być starannie wybrane
tak, by nie przeszkadzały nikomu i by nie kolidowały np. z drogami przeciwpożarowymi. W sukurs przyszła nam wówczas aura - okazało
się, że po jakimś bardziej porywistym wicherku w pobliskim zagajniku leży sporo poprzewracanych w poprzek ścieżek pni i gałęzi.
Wystarczyłoby więc tylko troszkę pomóc naturze i nieco oczyścić leśne dróżki, by mieć amatorską namiastkę crossu, taką niezbyt
ambitną, w sam raz do zabawy, a nie wyczynu. Pewnego więc przedświątecznego dnia wybraliśmy się na "miejsce zbrodni", profilaktycznie
zabierając ze sobą siekierkę i piłę. Było to pewnym powodem do zdenerwowania - jak tu bowiem przekonać spotkanego przypadkiem
leśniczego, że my chcemy oczyścić ścieżki, a nie ukraść choinkę ?...

Na szczęście obyło
się bez takich konfrontacji. W ciągu 2 godzin udało się z naturalnych wiatrołomów stworzyć kilka przeszkód, rozmieszczonych na
niespełna kilometrowej długości zamkniętej pętli, co umożliwiało parokrotne jej pokonanie jednym ciągiem. Tor od razu stał się
hitem dla Kasi i Soni - od tamtej pory co druga jazda to wizyta w lasku.

Poniżej zaś kilka
fotek z ostatniego terenu tamże.
Wyjazd - jeszcze rozgrzewka
Zbudzona z zimowego snu Frontera
dzielnie pokonała zaspy, dowożąc mnie na miejsce
"Pierwsze koty za płoty !"
Jak mawia Meteor: "Brykniem, bo odwykniem !"
Brzozowy krzyżaczek
"Te, fotograf, ładnie wyglądam na zdjęciach ?"
Przed nami łączka, a jak łączka to...
...czas na galop !
Kasia i Belin w dzikim pędzie
A śnieg aż tryskał spod kopyt !
Jeszcze tylko pamiątkowa rodzinna fotografia...
Czas do domu - pa pa !