Kasztankowe zawody

23.08.2014

Zaprzyjaźniona z nami Stajnia "Kasztanka" w Parkoszowicach już po raz drugi zorganizowała u siebie towarzyskie zawody ujeżdżeniowe i skokowe. Swych sił zdecydowały się w nich spróbować Jula i "młodsza" Klaudia, jednakże Jula w związku z przygotowaniami do egzaminu na swoją Wymarzoną Uczelnię zmuszona była "odpuścić". Klaudia natomiast zdecydowała się startować i w ujeżdżeniu, i w dwóch konkursach skokowych: zwykłym 90 cm i z jokerem. Zawody sędziowała Gosia, od czasu do czasu wspierana przez Kinię , co będzie zresztą widać na niektórych załączonych poniżej obrazkach. Ja zaś zostałem zobligowany do zliczania punktów, co wprawdzie nie do końca wyszło (o czym za chwilę), za to przy tej okazji został nieco "odświeżony" arkusz excelowski, przygotowany przez nas do takich celów przed paroma laty. W przeddzień zawodów był gorączkowo odkurzony i dostosowany do programów L-3 i P-7.

Dzionek zaczął się od licznych prób wprowadzenia Almy do naszej bukmanki. Alma z niezrozumiałych przyczyn okazywała swą siłę połączoną z niechęcią do wejścia do przyczepy. Nie był to strach, ale po prostu: "nie i już !" Jabłuszko na zachęte ? Phi ! Dwie lonże ? A co jej tam jakies sznurki ! Po kilku razach zaczęła okazywać swoje stanowisko nieco gwałtowniej, po prostu odgalopowując sobie w losowo wybranych momentach i kierunkach. A że wprowadzająca ją Klaudia, która za wszelką cenę usiłowała swego zwierzaczka zatrzymać, jest osobą szczupłą i lekką, więc po raz pierwszy w życiu miałem okazję oglądać - dosłownie ! - loty na uwięzi za koniem. W ogóle muszę powiedzieć, że był to dzień, w którym parę rzeczy doświadczyłem po raz pierwszy - ale o tym dalej...

Ładowanie umożliwiła nam Gracja Julii, którą bez problemu wprowadziliśmy "na wabia" dla Almy - i potem jakoś tam poszło. Spacyfikowana Alma podczas jazdy zachowywała się już spokojnie, jednak przez wcześniejsze zamieszanie mieliśmy nieco spóźnienia; na konkurs P-7 jednak zdążyliśmy bez problemu. Na miejscu Klaudia ze swą luzaczką Karoliną zajęły się przygotowaniami do startu, ja z Kinią zaś pogalopowałem czym prędzej do Gosi, która do Parkoszowic pojechała osobno i już twardo sędziowała konkurs L-3. Okazało się, że arkusz "ogarnął" ojciec jednej z zawodniczek, więc mogłem zająć się spokojnie robieniem zdjęć tudzież innymi sprawkami.

"Kasztanka" to bardzo "swojskie" miejsce i ogólnie sympatyczni ludzie - i właściciele, i tamtejsi koniarze. Dzień zatem zapowiadał się miło i takim też był. Zawody były dobrze zorganizowane, prócz emocji sportowych można było dokonać zakupów jeździeckich, sponsorzy stanęli na wysokości zadania, a jeden z pobliskich hoteli zapewnił coś dla ciała w mięsiwach i płynie chmielowo-jęczmiennym o jakże miłej dla oka, bursztynowej barwie. Jadło było przednie, co sprawdziliśmy wszyscy metodą organoleptyczną, złote napitki zaś - jeszcze przedniejsze, co niniejszym zaświadczam osobiście. Zielone, łąkowo-leśne tereny wokół stajni pozwoliły na bezkolizyjny byt i rozprężanie się wszystkich licznie przybyłych koni - a było ich sporo, bo prócz parkoszowiczan i sączowian pojawiły się też m.in. osoby z Udorza oraz liczna ekipa z będzińskiego "Amigo". Słowem: było gwarno, tłoczno, luzacko i bardzo sympatycznie.

Ujeżdżenie klasy L, którego końcówkę miałem możliwość oglądać, było konkurencją gromadzącą w sporej części zawodników, dla których były to pierwsze lub jedne z pierwszych startów - i to było oczywiście widać. To samo zresztą dotyczyło koni, nierzadko mocno zestresowanych hałasem, tłumem ludzi, czy nieznanym miejscem ze strrrasznymi krzaczkami za płotem, albo jeszcze strrraszniejszą sędziną przy stoliku Czasem trzeba było więc startującym parom pomóc wejść na czworobok, czy podjechać do co bardziej "groźnych" obiektów. Ale było też paru bardziej doświadczonych jeźdźców, więc poziom przejazdów był dość zróżnicowany. Na to zresztą wskazują noty końcowe, które wahały się od niewiele ponad 50 do prawie 70 procent. Kilka fotek z konkursu L-3 można obejrzeć poniżej, zaś z reporterskiego obowiązku odnotować trzeba, że w stawce 13 par zwyciężyła Karolina Czubak na Barbie (67,500%) przed Ewą Okrutniak na Golden Dancer (63,409%) i Dominiką Muchą na Nawarro (62,273%).

W konkursie P startowało natomiast 6 par. W tej stawce wyraźnie wyróżniły się dwie zawodniczki. Pierwszą z nich była wspomniana już Karolina Czubak na Barbie, która zdobyła 66,250%, zaś drugą - "nasza" Klaudia, która wskoczyła na poziom równiutkich 68,000% i zdobyła tym samym 1 miejsce. Przy podliczaniu wyników zrobiło się przez to trochę zamieszania, gdyż rzut oka na protokoły sugerował jakby... kolejność odwrotną ! Karolina zdobyła bowiem więcej "siódemek", a wizualnie oba przejazdy były moim zdaniem tej samej klasy i nic podczas ich wykonania nie sugerowało niemal dwuprocentowej różnicy. Po zweryfikowaniu wyników i dodatkowym ręcznym ich przeliczeniu okazało się jednak, że komputer się nie myli - Karolina wprawdzie miała więcej "7", ale miała też dużo ocen "6". Klaudia natomiast prócz "7" w większości otrzymywała równe noty "6.5", a wisienką na tym torcie była nawet "8" za perfekcyjnie zaprezentowany stęp swobodny. Tak, czy siak, obie panie były godnymi siebie przeciwniczkami, a ich starty podniosły poziom konkursu wysoko - gratulujemy ! Dla porządku jeszcze trzeba dodać, że miejsce trzecie zdobyła przedstawicielka (i to ścisła !) gospodarzy: Marta Kwiecień na Nawarro (61, 500%). Oczywiście były puchary, nagrody rzeczowe, runda honorowa i radość medalistów !

Po tych atrakcjach nastąpiła półgodzinna przerwa, podczas której stawiano parkur do pierwszego konkursu skokowego - konkursu zwykłego dwunawrotowego 65 cm, do którego zgłosiły się 22 pary. A wyjątkowo zabawnym akcentem podczas tej przerwy była sytuacja, gdy Marta przez mikrofon poprosiła widzów, aby nie przechodzili za taśmę, którą był ogrodzony plac konkursowy. Wszem i wobec ku mej wielkiej dumie oświadczyła, że "może to robić tylko pan Tomek, który jest V.I.P.-em...". I gdy na ułamek sekundy wbiłem się w dumę, po raz pierwszy w życiu czując jak ktoś naprawdę wyjątkowy, dokończyła: "... i stoi tam przy latarni". Zmasowana reakcja publiki była natychmiastowa: przez powszechny śmiech przebił się zadziwiająco zgodny chórek kilku głosów: "POD latarnią !" Musiałem zagryźć od środka policzki, żeby nie zacząć rechotać - przecież nie licowałoby to z godnością V.I.P.-a, nieprawdaż ?

Skokowe zawody towarzyskie rządzą się swoimi prawami, a każde takie wydarzenie ma swoją specyfikę, zależną przede wszystkim od ludzi, którzy biorą w takiej imprezie udział. Pamiętam "amatorki" skokowe w Brynku w roku 2012, gdzie znakomita większość młodych zawodników, "podkręcana" przez rodziców, traktowała swój start jak walkę o Mistrzostwo Galaktyki, sprawę życia lub śmierci. Skutkowało to bardzo ryzykanckimi przejazdami, nieraz wydawało się, że wypadek był o włos. W Parkoszowicach takie zachowania były natomiast "szczątkowe", dzięki czemu można było całość zawodów oglądać z uśmiechem, a nie z włosami zjeżonymi na głowie i karku. Oczywiście prócz emocji czysto związanych ze sportową rywalizacją były też i inne ich rodzaje - w zawodach amatorskich poziom i koni, i jeźdźców bywa zróżnicowany, trafiają się problemy w porozumieniu jednych z drugimi, na parkurach nierzadko dochodzi do wyłamań, czy nawet upadków, które choć zwykle są niegroźne, to jednak przy tym są dla publiki bardzo widowiskowe. Tak też było w Parkoszowicach, jednak trzeba powiedzieć, że nawet mniej zaawansowani zawodnicy w takich sytuacjach potrafili zapanować nad końmi i nad sobą, pozostając w siodłach i kontrolując swe wierzchowce. Nie można też było jeźdźcom odmówić im zacięcia i ambicji - technika skoku i dosiad były nierzadko takie, jak przy przeszkodach o wysokości 150 cm !

Konkurs 65 cm miał sporą dramaturgię, trafiło się kilka eliminacji, ale wszyscy dzielnie walczyli o jak najlepszy przejazd. Szczególnie feralne okazywały się przeszkody nr 2 i 6 - na "dwójkę" jeźdźcy najeżdżali chyba zbyt swobodnie, ucieszeni pokonaniem przeszkody nr 1, "szóstka" zaś miała groźne, ostre, czarno-żółte barwy. Summa summarum konkurs wygrała bardzo ładnie i równo skacząca Klaudia Pardela na Fliperze (zero punktów karnych w obu przejazdach) przed Jagodą Hamerlik na Dakocie (4 punkty) i Aleksandrą Dratwińską na Harfie (4 punkty). Dodatkowych wrażeń dostarczyła wszystkim runda honorowa, gdyż liczne przeszkody oraz jeszcze liczniejsze pary tworzyły razem naprawdę spory tłok. Galopada w dużej ciasnocie mogła zrobić wrażenie na każdym !

Klaudia na Almie wzięła udział w konkursie 90 cm - takim samym, jak poprzedni, tzn. zwykłym dwunawrotowym. Obsadę stanowiło 11 par. Pierwszy przejazd Klaudia jako jedna z dwóch takich par miała bezbłędny, więc apetyt przysłowiowo wzrósł w miarę jedzenia. Och, jakaż by to była radocha, gdyby i ze skoków przywiozła puchar zwycięzcy ! Jednakże "co za dużo, to niezdrowo !" Do drugiego przejazdu przystąpiła nazbyt chyba wyluzowana, przez co już na pierwszych przeszkodach zaliczyła 3 zrzutki. Konkurencja jednak też nie pojechała bezbłędnie, za to kilka par, które we wcześniejszym przejeździe "kosiły" przeszkody, w drugim wzięło się w garść, sprężyło i pojechało o klasę lepiej, ba, niekiedy nawet z czystym kontem punktów karnych ! Zrobiło się więc bardzo ciekawie. Ostatecznie zwyciężyła Jagoda Hamerlik na Dakocie (4 punkty) przed Natalią Osys na Fliperze (4 punkty karne) i Klaudią na Almie (16 punktów). "Nasza" para zdobyła więc kolejny pucharek, a choć nie był największy, to przecież bardzo ucieszył !

Alma była już trochę wymęczona, Klaudia postanowiła więc jej odpuścić kolejny konkurs, 90 cm z jokerem. Ten konkurs wygrała ponownie Jagoda Hamerlik na Dakocie (54 punkty), druga była Agnieszka Witkowska na Helenie (50 punktów), a trzeci - jedyny na zawodach reprezentant "płci brzydkiej", Karol Białas na Fliperze (46 punktów). Odbyło się to jednak bez naszej obecności, gdyż zaczęliśmy przygotowywać się do powrotu. I tu znów dał o sobie znać humorek klaczy... Parokrotnie wprowadzana do bukmanki wyrywała nam się i truchtała majestatycznie przez łączki w stronę lasu, całym swoim końskim jestestwem mówięc: "No i co mi zrobicie, ludziaszkowie, na tych waszych dwóch śmiesznych, krótkich nóżkach ?..." Po pierwszych niepowodzeniach zrobiło się nieco newrowo, gdyż stało się dla nas jasne, że nawet "wspólnemi siłami" nie damy rady jej zapakować. W akcie rozpaczliwej desperacji Klaudia wpadła na pomysł równie niezwykły, jak genialny - założywszy klaczy ogłowie dosiadła jej i... wjechała do przyczepy ! W oczach miałem obraz amazonki rozsmarowanej po spodniej części dachu przez brykającego konia, jednakże o dziwo, nic takiego się nie stało, a Alma nie tylko weszła "od strzału", ale i po wejściu stała spokojnie, łagodna jak baranek. No takiej metody pakowania konia to jeszcze osobiście na własne oczy nie widziałem !...

Powrót do Sączowa, który odbywał się w różowiutkich humorkach, spędziliśmy oplotkowując radośnie wszystko i wszystkich. Szczególnie zaś pewną bardzo urodziwą amazonkę, która przed startem przekonana o swoich umiejętnościach miała sugerować, że pójdzie jej świetnie, zaś - tu cytat z tejże - "co się nie dojedzie, to się dowygląda". No i owa pani po jednym ze swoich występów musiała chyba sporo się napracować, żeby się "dowyglądać" ze śladów piasku na odzieży. Ja szczególny zaś ubaw miałem z Karoliny, która podpuszczona przeze mnie (wiem, prosiak jestem !...) zaczęła przebąkiwać jakieś zawsze modne, złośliwe teksty na temat Sosnowca. Jej panika i iście buraczane rumieńce, gdy w końcu zaśmiewając się uświadomiłem ją, skąd pochodzę, to był widok wart każdej ceny ! W stajni Almę przywitał tłumek tamtejszych koni, pragnących ochoczo towarzyszyć jej w bukmance - kurczę, Alma stanowczo powinna się od nich uczyć !

Klaudii i pozostałym "podiumowym" amazonkom serdecznie gratulujemy wyników, a organizatorom bardzo dziękujemy za zaproszenie na parkoszowicką imprezę oraz miłe przyjęcie ! Polecemy się pamięci na kolejnych zawodach !

P.S. Jeździec ze mnie jak z koziej d...py waltornia, więc nie zamierzam wymądrzać się i dawać rad innym, jednak na zakończenie pozwolę sobie mimo wszystko na trzy drobne uwagi:

1) Wszystkie programy ujeżdżeniowe zaczynają się od - oczywiście ocenianego - elementu, opisanego jako "Wjazd, zatrzymanie, ukłon, ruszyć...", a kończą także ocenianym elementem "wjazd na linię środkową, zatrzymanie, ukłon". Myślę, że warto by więcej uwagi poświęcić na słowo "zatrzymanie", gdyż w wielu przypadkach jeźdźcy kłaniali się, gdy ich konie stawiały jeszcze ostatnie kroki lub gdy kręciły się niespokojnie. Na oficjalnych zawodach za tę niedokładność ocena poszłaby w dół z prostej przyczyny: zatrzymania po prostu nie było.
2) Osobną sprawą jest sam ukłon: kłaniać się wypada ręką prawą, a jeśli jeździec dzierży bat lub palcat, to w tym czasie powinien on być w ręce lewej. Ręką z batem wymachujemy w stronę sędziego tylko wtedy, gdy chcemy go tymże batem trzepnąć - za co jednakże punktów z pewnością nie otrzymamy... Zauważcie: gdy w jeździe wierzchem dominowali jeźdźcy płci męskiej i cylindry, kłaniano się, zdejmując je z głów. Dzisiejszy ruch ręką jest pochodną takiego zdejmowania nakrycia głowy w geście szacunku. Zatem ruch ten powinien być "ruchem skośnie do dołu i ku tyłowi, a nie wystawieniem ręki w bok, na całą długość, prostopadle do ciała.
3) Bardzo często z uwagi na dobro koni w rekreacji rezygnuje się z nachrapników - w takiej konfiguracji koń może szeroko otwierać pysk i bronić się przed zbyt mocnym działaniem wędzidła, ciągniętego nazbyt silnie ręką mniej wprawnego jeźdźca. Jednakże na zawodach taki "rozdziawiony" koń nie tylko pokazuje, że jadącemu trzeba ując punktów za poprawność i skuteczność pomocy (vide: tabelka "oceny ogólne"), ale też że pozostaje poza kontrolą człowieka. Sądzę, że podczas skoków doszłoby do mniejszej liczby wyłamań, gdyby konie miały odpowiednio dopasowane nachrapniki i mogłyby pozostawać pod lepszą kontrolą podczas najazdu na przeszkodę.

Tyle na dziś, a dla chętnych jeszcze poniżej galeria fotek !













































































































































































































































































































































































































(C) Tomek_J