"Im więcej potu na ćwiczeniach..."

05.03.2014

"Im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju !" - tak się mówi żołnierzom, gdy się im na poligonie ostro w tyłek daje. I te słowa doskonale pasują do odbywających się właśnie w Sączowie dwudniowych konsultacji Gosi i Soni z panią Anią Piasecką. Na pierwszy ogień poszła Sonia z Meteorem, a celem treningu było utrzymanie tempa, rytmu i długości kroku przy odpowiedniej kadencji, szczególnie w chodach bocznych w kłusie i galopie. Cóż, pani Ani wystarczyło pierwsze 10 metrów stępem w wykonaniu naszej nieco spiętej i stremowanej (a przez to usztywnionej) pary, by na pytanie Soni: "Od czego to zależy, żeby mój koń szedł równo ?" odpowiedziała krótko i jakże prawdziwie: "Od Ciebie !" A potem nastąpił powrót do korzeni, czyli generalna korekta dosiadu i sposobu użycia pomocy. Pani Ania bardzo obszernie wskazywała błędy dosiadu, barwnie tłumacząc znaczenie ich wyeliminowania dla prawidłowego ruchu konia, a umiejętnie "podpuszczona" przez Sonię dodatkowymi pytaniami dała kilka cennych wskazówek co do tego, jak konkretnie te błędy wyeliminować. Zwróciła m.in. uwagę na zbyt silne zaciskanie kolan, powodujące niewłaściwe "przysiadanie" w siodle i pochylenie ciała, nazbyt cofniętą łydkę, czy zbyt niskie położenie rąk. Tak więc jazda przez większość czasu odbywała się na kole lub na połówce ujeżdżalni, a Soni nie udało się dziś pokazać pani Ani ciągów, ale sama potem przyznała, że dzisiejsze ćwiczenia były bardzo potrzebne. Za to bardzo ładnie widać było podczas jazdy, jak krok za krokiem dosiad się poprawia, a koń zaczyna iść równo. Na chody boczne stricte przyjdzie czas jutro.


Rozgrzewka w stępie ?



Rozgrzewka w kłusie



Przygotowanie do chodów bocznych



A potem przyszła pani Ania i skomentowała.
Miny Soni i Meteora - bezcenne !



"No, to bierzemy się do roboty, koniu !"



Rozsuwamy kolanka, używamy "guzów siedzeniowych" i...



...I od razu lepiej !


Po Soni ocenie trenerskiej poddała się Gosia - ale to już zupełnie inna historia, której niestety nie mogę okrasić żadnymi zdjęciami - z powodu swojego nietypowego trybu pracy zawodowej nie mogłem być obecny na jazdach. Wprawdzie pierwszy trening był nagrywany kamerą, ale mamy niestety problemy techniczne ze ściągnięciem nagrań... Napiszę tylko, że była to także "typowa dosiadówka", to jest: praca nad dosiadem Gosi, zmierzająca do uzyskania jak największej równowagi i identycznego obciążania obu stron konia koścmi kulszowymi, gdyż nierównomierny nacisk oddziałuje na ruch konia często wbrew intencjom jeźdźca. No i o ile do pewnego momentu początkujący i średniozaawansowany jeździec jest uczony podążania za ruchem wierzchowca, o tyle na pewnym etapie sytuacja musi być odwrotna: to jeździec musi narzucić koniowi dostosowanie się do jego ruchu, a właśnie precyzyjnym dosiadem przejazuje mu odpowiednie informacje odnośnie np. pożądanego tempa, długości wykroku itd. Gosia ćwiczyła też zagalopowania od wewnętrznej i zewnętrznej wodzy połączone z pilnowaniem, by koń nie "wisiał" w ręku i pozostawał w samoniesieniu. Na koniec panie przedyskutowały też kilka zmian w przepisach ujeżdżeniowych, rzutujących na sposób sędziowania.

Drugiego dnia natomiast Gosia zamiast munsztuka założyła Fuksowi zwykłe wędzidło, co okazało się nie najlepszymposunięciem, trudniej bowiem było od konia wyegzekwować pewne rzeczy. Było ćwiczone m.in. zapobieganie wyciągania wodzy z ręki przezkonia, utrzymanie zgięcia konia przy pozostaniu w samoniesieniu i uczenie konia nie schodzenia za nisko w ustawieniu. Znów wzięto "na tapetę" aktywną pracę kości kulszowych, nie włączanie się dosiadem w ruch konia, ale pokazywanie z ich pomocą koniowi jak ma chodzić. Osobnym przedmiotem dyskusji był najnowszy obiekt fascynacji Gosi: książka "Kottas o ujeżdżeniu", której autorem jest Arthur Kottas-Heldenberg z Hiszpańskiej Szkoły Jazdy we Wiedniu (jak się okaząło, trenował zresztą kiedyś jednego z koni pani Ani). Coś więcej na temat tej książki możecie znaleŸć np. tu: http://quantanamera.com/kottas-o-ujezdzeniu/

Sonia natomiast drugiego dnia skupiła się na reakcjach konia na pomoce, w wyniku czego dowiedziała się, że nie potrzebuje konia za 30 tysięcy, bo dobrego konia to ona już ma i będzie z niego godny rywal czołowych rumaków ujeżdżeniowych, o ile jak najwięcej pracy włoży się w maksymalną staranność i jak największą precyzję przekazywania mu sygnałów pomocami jeździeckimi. Ale to już zupełnie inna historia...

A konkluzją z treningów niech będzie pewne zdanie wypowiedziane przez Sonię: "Fajnie byłoby mieć takiego trenera na co dzień."



(C) Tomek_J